
– Boguś Leśnodorski jestem – przedstawił się grzecznie prezes Legii.
– A to ty jesteś tym prezesem?
– No, ja.
– To zrób mnie wiceprezesem! Rozmawiałem już o tym z Mariuszem Walterem, ale nie miał odwagi. A ty masz jaja, ty to zrobisz! – zachęcał Zarzeczny.
Leśnodorski uśmiechnął się tylko i odpowiedział: – Jasne, zobaczymy, co da się zrobić!
Leśnodorski. Prawdopodobnie po latach (!) właściwy człowiek we właściwym miejscu. Ostrożne brawa dla tego pana!
Od dekady w naszej lidze nie było także tak wielkiej transferowej ofensywy, jaką przeprowadziła w tym okienku Legia Warszawa. Stołeczni nie tylko bardzo się wzmocnili, ale jednocześnie osłabili swoich najgroźniejszych rywali w walce o mistrzostwo Polski.
Leśnodorski z pewnością nie jest typowym prezesem-sztywniakiem. Zamiast kazać pracownikom chodzić w garniturach, poustawiał na klubowych korytarzach… konsole Playstation z grą FIFA. Na ścianach kazał porozwieszać plakaty drużyny z 2006 roku, która jako ostatnia zdobyła dla Legii mistrzostwo kraju. Legionistom porozdawał biografie 18-krotnego złotego medalisty Igrzysk Olimpijskich Michaela Phelpsa, a sobie podarował… efekciarską szafę grającą, która stoi w jego gabinecie. – A w gabinecie prezes spędza większość swojego czasu. Pracuje bardzo dużo, na pewno po godzinach – mówi nam jeden z pracowników Legii.
Bogusław nie nadaje się do pracy w prawniczej korporacji. Szefowie kancelarii to zwykle nobliwi panowie po pięćdziesiątce. Na zagranicznych spotkaniach branżowych patrzą na nas jak na dziwolągi.
– Luz widać u prezesa na co dzień. Na początku, kiedy przyszedł do klubu, nie zachowywał się jak gwiazda i nie miał przekonania, że wszyscy muszą go znać. Chodził po pokojach, witał się i przedstawiał. Jest zawsze elegancki: nosi koszule i marynarki, ale bez zbędnego nadęcia. Na pewno nie jest typem krawaciarza – opisuje go jeden z pracowników Legii.
Być może doświadczenia z chodzenia na fanatyczną Żyletę pozwoliły mu doprowadzić do finalizacji ważniejszej niż wszystkie cztery transfery razem wzięte – porozumienia z kibicami. W niedzielę ku uciesze piłkarzy i fanów oficjalna strona Legii ogłosiła, że już na wiosnę na Łazienkowską wróci doping, którego brakowało od meczu z Polonią Warszawa! Po tym meczu kibice postanowili zaprotestować m.in. przeciwko agresywnej interwencji ochrony i działaniom Bogusława Błędowskiego. Tego ostatniego, znienawidzonego przez część wpływowych ultrasów, prezes Leśnodorski usunął ze stanowiska Pełnomocnika Zarządu ds. Bezpieczeństwa i zastąpił go mniej toksycznym Bogdanem Kuzio. Niewątpliwie był to spory ukłon w stronę fanów.
– Szukaliśmy osoby nieuwikłanej w znajomości w środowisku piłkarskim i w klubie. Menedżera samodzielnego finansowo, dla którego Legia nie będzie miejscem dorabiania się, tylko wyzwaniem intelektualnym.
Trudno się jednak Leśnodorskiemu dziwić. Rocznie z samych wejściówek Legia zarabia ok. 20 mln zł, co jest aż czwartą częścią rocznego budżetu. Nowy prezes nie może więc sobie pozwolić na kolejne protesty kibiców, bo momentalnie zaczęłaby rosnąć dziura budżetowa. A przecież nie po to Mariusz Walter i spółka ściągnęli młodego menadżera, aby wciąż dopłacać do i tak zadłużonego już klubu.