Do swojego gabinetu wstawił szafę grającą, a na klubowych korytarzach zainstalował konsole Playstation. Pracuje po godzinach, ale kiedy wygospodaruje kilka wolnych dni, uprawia w Alpach... freeride! Grał w futbol amerykański, pływał, chodził na „Żyletę”. Dziś kupuje dla Legii niezłych piłkarzy i godzi się z kibicami. Nowy prezes Bogusław Leśnodorski robi furorę.
Na sobotniej gali "Piłki Nożnej" w warszawskim hotelu Hilton do Leśnodorskiego podszedł Paweł Zarzeczny, publicysta „Polski The Times” i Orange Sport.
– Boguś Leśnodorski jestem – przedstawił się grzecznie prezes Legii.
– A to ty jesteś tym prezesem?
– No, ja.
– To zrób mnie wiceprezesem! Rozmawiałem już o tym z Mariuszem Walterem, ale nie miał odwagi. A ty masz jaja, ty to zrobisz! – zachęcał Zarzeczny.
Leśnodorski uśmiechnął się tylko i odpowiedział: – Jasne, zobaczymy, co da się zrobić!
Ta anegdotka świetnie pokazuje bezstresowe podejście do życia nowego prezesa Legii Bogusława Leśnodorskiego, który w ekspresowym tempie staje się gwiazdą mediów i ulubieńcem kibiców. Pełny luz, uśmiech, niesamowita komunikatywność. Startowe dossier ma także imponujące: w ciągu dwóch miesięcy swoich rządów na Łazienkowskiej zdążył zarobić dla klubu prawie 3 miliony euro, ściągnąć za pół darmo czterech niezłych piłkarzy, pogodzić się z kibicami, załatwić zespołowi nowego dyrektora sportowego… To prawda, że na podsumowania przyjdzie pora później, ale już teraz można zaryzykować stwierdzenie, że takiego showmana i skutecznego zarządcy Legia nie miała od lat.
Wsiadł w samolot i poleciał do Brukseli
Od dekady w naszej lidze nie było także tak wielkiej transferowej ofensywy, jaką przeprowadziła w tym okienku Legia Warszawa. Stołeczni nie tylko bardzo się wzmocnili, ale jednocześnie osłabili swoich najgroźniejszych rywali w walce o mistrzostwo Polski.
Już na początku roku na Łazienkowską trafili Tomasz Brzyski i Wladimer Dwaliszwili z Polonii Warszawa, którzy łącznie kosztowali 2 miliony złotych. Tylko 300 tys. zł Legia wyłożyła za Bartosza Bereszyńskiego z Lecha Poznań. Niewiele brakowało, aby Wielkopolskę na Warszawę zmienili także inni zdolni gracze: Karol Linetty i Aleksander Wandzel, którzy ostatecznie zostali jednak w Kolejorzu. Legia wiedząc o kończących się umowach młodych piłkarzy i słabych warunkach, jakie proponował im Lech, spróbowała przechwycić juniorów wielkiego rywala. Ostatecznie wyszło tylko z Bereszyńskim.
I na koniec najświeższy transfer, który jest wisienką na torcie. Tomasz Jodłowiec przyszedł do Legii ze Śląska Wrocław… bez wiedzy Śląska. Właścicielem karty zawodniczej był wszakże nie mistrz Polski, a Józef Wojciechowski, były właściciel Polonii i to z nim porozumieli się Wojskowi. Na wszystkie transfery klub wydał nie więcej niż cztery miliony złotych. Co ważniejsze – wszystkie te transakcje osłabiły bezpośrednich rywali Legii.
– Pamiętam wielu prezesów Legii, ale nie pamiętam takiego, który zachowywałby się jak Leśnodorski. Nie udaje, że nie ma problemów, tylko od razu zaczyna się z nimi mierzyć. Wszystko chce załatwiać sam i… wszystko sam załatwia – mówi w rozmowie z naTemat Marcin Szymczyk, redaktor naczelny portalu legia.net.
Skąd tak duża skuteczność transferowa Leśnodorskiego? Według naszych rozmówców wynika ona z jego osobistego zaangażowania. Prezes postanowił nie korzystać z dyrektorów sportowych i sam dogaduje wszystkie transakcje. Kiedy chciał w Legii Marcina Wasilewskiego, wsiadł do samolotu i sam poleciał do Brukseli, gdzie porozumiał się z właścicielami Anderlechtu i samym Wasilewskim (ostatecznie sprawę skomplikowała mecenas Agata Wantuch).
Narciarz, futbolista i miłośnik szaf grających
Leśnodorski z pewnością nie jest typowym prezesem-sztywniakiem. Zamiast kazać pracownikom chodzić w garniturach, poustawiał na klubowych korytarzach… konsole Playstation z grą FIFA. Na ścianach kazał porozwieszać plakaty drużyny z 2006 roku, która jako ostatnia zdobyła dla Legii mistrzostwo kraju. Legionistom porozdawał biografie 18-krotnego złotego medalisty Igrzysk Olimpijskich Michaela Phelpsa, a sobie podarował… efekciarską szafę grającą, która stoi w jego gabinecie. – A w gabinecie prezes spędza większość swojego czasu. Pracuje bardzo dużo, na pewno po godzinach – mówi nam jeden z pracowników Legii.
Leśnodorski to prawdziwy oryginał. Nowy prezes Legii jest poważnym biznesmenem, wziętym prawnikiem, ale i wielkim luzakiem. Jak pisał niedawno „Newsweek”, przez kilka lat był instruktorem narciarstwa w Alpach. W Warszawie trenował pływanie i pięciobój nowoczesny; w Kansas w USA, gdzie uczył się w szkole średniej, grał w futbol amerykański. Na mecze Legii chodził na Żyletę. Na pewno lubi emocje, bo na stronie jego kancelarii, wśród zainteresowań, możemy znaleźć: freeride, czyli narciarstwo ekstremalne, motocross, skijet i jazdę na rowerze górskim. Zdrowia na sporty ekstremalne mu nie brakuje, bo ma dopiero 37 lat.
– Luz widać u prezesa na co dzień. Na początku, kiedy przyszedł do klubu, nie zachowywał się jak gwiazda i nie miał przekonania, że wszyscy muszą go znać. Chodził po pokojach, witał się i przedstawiał. Jest zawsze elegancki: nosi koszule i marynarki, ale bez zbędnego nadęcia. Na pewno nie jest typem krawaciarza – opisuje go jeden z pracowników Legii.
Podczas wspomnianej gali „Piłki Nożnej” był królem nocy. Rozmawiał chyba ze wszystkimi dziennikarzami, których z miejsca stał się ulubieńcem. Opowiadał o tym, jak nie lubi garniturów, jak go krępują. Z każdym momentalnie łapał kontakt. Niektórzy redaktorzy czekali po półtorej godziny, żeby porozmawiać z nim oko w oko. A on czas znalazł dla każdego.
Niech nas jednak nie zmylą pozory. Leśnodorski to specjalista wielkiej klasy, a jego CV jest doprawdy imponujące. Po ukończeniu studiów na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego pracował w kancelarii prawniczej LSW, czyli Leśnodorski, Ślusarek i Wspólnicy, którą sam założył w 1998 roku. W 2004 odbył szkolenie jako radca prawny, cztery lata później zdobył dyplom Master of Business Administration w ESE Business School, filii Uniwersytetu w hiszpańskiej Nawarze.
Pracował też w kilku innych branżach: górniczej, budowniczej, telekomunikacyjnej, a także na rynku nieruchomości. Działał na terenie Rosji i Ukrainy. Pomagał potentatowi metalurgicznemu ISD w przejmowaniu Huty Częstochowskiej. Był lub wciąż jest członkiem rad nadzorczych takich firm jak: Kompania Węglowa, Stalexport (budowa i eksploatacja autostrad), Black Lion (fundusz inwestycyjny), oraz Ferrum (firma produkująca rury do przesyłu mediów). Swoje miejsce ma także w Polskiej Radzie Biznesu.
Zrobił z Lucjana Brychczego… prezesa
Być może doświadczenia z chodzenia na fanatyczną Żyletę pozwoliły mu doprowadzić do finalizacji ważniejszej niż wszystkie cztery transfery razem wzięte – porozumienia z kibicami. W niedzielę ku uciesze piłkarzy i fanów oficjalna strona Legii ogłosiła, że już na wiosnę na Łazienkowską wróci doping, którego brakowało od meczu z Polonią Warszawa! Po tym meczu kibice postanowili zaprotestować m.in. przeciwko agresywnej interwencji ochrony i działaniom Bogusława Błędowskiego. Tego ostatniego, znienawidzonego przez część wpływowych ultrasów, prezes Leśnodorski usunął ze stanowiska Pełnomocnika Zarządu ds. Bezpieczeństwa i zastąpił go mniej toksycznym Bogdanem Kuzio. Niewątpliwie był to spory ukłon w stronę fanów.
Trudno się jednak Leśnodorskiemu dziwić. Rocznie z samych wejściówek Legia zarabia ok. 20 mln zł, co jest aż czwartą częścią rocznego budżetu. Nowy prezes nie może więc sobie pozwolić na kolejne protesty kibiców, bo momentalnie zaczęłaby rosnąć dziura budżetowa. A przecież nie po to Mariusz Walter i spółka ściągnęli młodego menadżera, aby wciąż dopłacać do i tak zadłużonego już klubu.
Oprócz zastąpienia Kuziem Błędowskiego, ze stanowiska Dyrektora ds. Transferów został zwolniony Marek Jóźwiak, którego latem zastąpić ma Michał Żewłakow, dziś piłkarz Legii. Leśnodorski przekonał kapitana zespołu, aby po zakończeniu kariery zawodniczej przejął stanowisko Jóźwiaka i dziś wydaje się to strzałem w dziesiątkę. Znający cztery języki obce Żewłakow (mówi po angielsku, francusku, grecku i serbsku) jest człowiekiem, za którego na pewno nie będzie trzeba się wstydzić. Oprócz Jóźwiaka swoje posady stracili także kierownik drużyny Piotr Strejlau, szef działu marketingu Kornel Eljaszewicz i członkowie zarządu Jarosław Ostrowski i Marek Drabczyk.
Leśnodorski nie patrzy jednak tylko w przyszłość, ale i w przeszłość. Decyzją, co prawda bez wielkiego echa, ale na pewno budzącą szacunek kibiców Legii, jest przyznanie przez prezesa Lucjanowi Brychczemu, legendzie Legii, a dziś trenerowi techniki, tytułu „Honorowego Prezesa Klubu”.
Poza tym Leśnodorski bardzo poważnie zajął się przedłużeniem umów z młodymi piłkarzami, na których chce zbudować siłę Legii. Szybko postanowił pożegnać balasty finansowe, jakimi są piłkarze z Bałkanów – Srđa Knežević i Marko Suler, a pieniądze postanowił przekazać młodym wilkom – Danielowi Łukasikowi, Dominikowi Furmanowi, Arturowi Jędrzejczykowi i Jakubowi Koseckiemu. Wszyscy oni mają przedłużyć swoje kontrakty do sezonu 2016/2017. O ile z wielkim prawdopodobieństwem można stwierdzić, że żaden z nich na Łazienkowskiej tak długo nie zostanie, o tyle długoterminowe umowy pozwolą Legii zarobić na wspomnianych godne pieniądze.
Mając takie zabezpieczenie, a także czyniąc kilka zimowych i letnich wzmocnień, Legia może poważnie myśleć nie tylko o mistrzostwie Polski, ale także o Lidze Mistrzów. W 2015 roku minie 20 lat od awansu Legii do upragnionej Champions League. Jeżeli nowemu prezesowi Wojskowych nie zabraknie determinacji i chęci, to hymn Ligi Mistrzów możemy usłyszeć w Warszawie już jesienią tego roku.
Reklama.
Małgorzata Chłopaś
Dziennikarska serwisu Legioniści.com
Leśnodorski. Prawdopodobnie po latach (!) właściwy człowiek we właściwym miejscu. Ostrożne brawa dla tego pana!
Maciej Ślusarek
Adwokat i wspólnik kancelari LSW
Bogusław nie nadaje się do pracy w prawniczej korporacji. Szefowie kancelarii to zwykle nobliwi panowie po pięćdziesiątce. Na zagranicznych spotkaniach branżowych patrzą na nas jak na dziwolągi.
Wojciech Kostrzewa
prezes ITI i szef rady nadzorczej Legii Warszawa
– Szukaliśmy osoby nieuwikłanej w znajomości w środowisku piłkarskim i w klubie. Menedżera samodzielnego finansowo, dla którego Legia nie będzie miejscem dorabiania się, tylko wyzwaniem intelektualnym.