Traktowanie gości poniżej poziomu krytyki, to standardy, do których widzowie TVP chyba muszą przywyknąć. Tak daleko już dawno nie posunął się jednak żaden z pracowników publicznego nadawcy. Miłosz Kłeczek obrażał gości na antenie, mówiąc, że specjalnie dla nich sformułował pytania w prosty sposób, a także nazwał jednego z posłów "chamem".
W niedzielnym programie, którego gospodarzem był Kłeczek, napięta atmosfera panowała już od początku. Spór między politykami opozycji a prowadzącym eskalował jednak w momencie, w którym ten zaczął zadawać pytania o film Agnieszki Holland "Zielona Granica".
Pytanie brzmiało: "Czy film Agnieszki Holland 'Zielona granica', to wstrętny paszkwil, który szkaluje obrońców polskich granic"?
Jak zaznaczył prowadzący, odpowiedź na pytanie ma być ograniczona do "tak" lub "nie", ale dwóch posłów powiedziało, że nie będzie się wypowiadać, bo filmu nie widziało. Zrobił to Dariusz Wieczorek z Lewicy oraz Paweł Bejda z PSL. Mimo to prowadzący naciskał, by goście wypowiedzieli się na podstawie fragmentów, które są dostępne w sieci.
"Czy przestał pan bić żonę?" Pytanie rozwścieczyło Kłeczka
Żeby wyjaśnić pracownikowi TVP bezsensowność pytania, Paweł Bejda podał przykład innego, które mógłby zadać w tym samym tonie. – To jest taka formuła, jakbym zapytał, czy przestał pan bić swoją żonę – odpowiedział poseł Bejda, wskazując tym, że jeśli ktoś czegoś nie robił wcześniej, to każda odpowiedź na tak zadane pytanie, będzie zła.
Miłosz Kłeczek nie zrozumiał jednak metafory i potraktował pytanie wprost. Nie słuchał także wyjaśnień, za to nazwał Bejdę "chamem". – Panie pośle, jest pan chamem i wypraszam sobie tego rodzaju insynuacje. Może pan bije swoją żonę, może pan bije swoje dzieci – urwał, po czym dodał: – Czy pan bije swoje dzieci?
– Ja nie zadałem panu pytania w ten sposób, powiedziałem "jakbym" - odpowiedział Bejda. – Pan się zagalopował, nazywając mnie chamem. Wypraszam to sobie – dodał poseł i powiedział, że oczekuje przeprosin. Kłeczek nie dawał jednak za wygraną.
– Jeśli już ktoś, to ja, nie pan. Niech pan naprawdę uważa, bo balansuje na cienkiej krawędzi – dodał pracownik TVP, ale groźba została szybko wyłapana przez Bejdę. – Co znaczy "uważa"? Grozi mi pan? Czym pan mi grozi, no niech pan powie? – ciągnął poseł PSL.
Kłeczek obrażał gości i zapowiedział proces
Na tym się nie skończyło. Podczas zadawania pytań Miłosz Kłeczek postanowił użyć sformułowania, że "konstruował pytania z myślą o tym, że będzie przedstawiciel Platformy i będą one na tyle proste, że nawet on powinien je zrozumieć". To spotkało się z otwartym protestem posła Roberta Kropiwnickiego.
– Obraża pan gości, jest pan funkcjonariuszem partyjnej propagandy. To, co pan robi, jest skandaliczne, 15 października skończy się pana narracja – próbował mówić, ale był zagłuszany przez prowadzącego.
Dalej wywiązała się totalna awantura. Najpierw Kropiwnicki zapytał pracownika TVP, czy ten jest "propagandzistą PiS", a Kłeczek odrzucił mu na to pytaniem, czy ma dziewięć mieszkań. Ten potwierdził i zapytał Kłeczka "czy brał na firmę państwowe dotacje". Ostatecznie prowadzący zapowiedział, że złoży przeciwko niemu pozew.
– Nie, nie brałem żadnych dotacji. Panie pośle, spotkamy się w sądzie? – zagroził Kłeczek.
– Proszę bardzo – odpowiedział Kropiwnicki.
– Będzie pozew! Nie odpowiada pan na pytania, jedziemy dalej – zakończył wątek.
Cyrk w telewizyjnym studiu postanowił urządzić także Jacek Ozdoba. Wręczył on Robertowi Kropiwnickiemu flagę Niemiec, żeby "dobrze się identyfikował". Polityk jej nie przyjął i wyraził, że gest jest obrzydliwy.