– BMW jechało z prędkością co najmniej 253 km/h – przekazał Zbigniew Ziobro w Tomaszowie Mazowieckim, gdzie odniósł się do tragicznego wypadku na autostradzie A1, w którym spłonęła trzyosobowa rodzina. Jak dodał minister sprawiedliwości, to ma pozwolić śledczym przejść na "inną fazę" postępowania.
Reklama.
Reklama.
– W tym postępowaniu są bardzo skrupulatnie zebrane dowody. Pewne czynności opóźniły się, ponieważ samochód, który jest przedmiotem analiz biegłego, to bardzo nowa jednostka – powiedział Zbigniew Ziobro.
Jak dodał, ta jednostka ma w swojej pamięci zapisy elektroniczne, istotne do odtworzenia parametrów szybkości jazdy. Według ministra sprawiedliwości polska filia BMW nie była jednak w stanie przekazać prokuraturze zapisów z samochodu, który brał udział w wypadku na A1, dlatego zwrócono się do centrali firmy w Niemczech.
Przerażające, z jaką prędkością miał jechać kierowca BMW
– BMW jechało z prędkością co najmniej253 km/h – przekazał Ziobro, który objął śledztwo ws. tragicznego wypadku na A1 specjalnym nadzorem. – To pozwoliło prokuraturze, w oparciu o wstępną opinię biegłego, przygotować dalsze czynności procesowe, które będą oznaczały przejście tej sprawy w inną fazę procesu – dodał.
Polityk skomentował też doniesienia dotyczące pokrewieństwa funkcjonariusza, który był na miejscu wypadku, i kierowcy BMW. Powiedział, że śledczy tego nie potwierdzili.
– Na pewno jest to osoba, którą stać na najlepszych adwokatów, którzy wiedzą, jak w takich sprawach kwestionować materiał dowodowy i przewrócić tezy prokuratury, ewentualnie zarzuty przed sądem, gdyby prokuratura występowała z jakimiś wnioskami. Prokurator musiał tak przygotować ten materiał, aby być pewnym, że tę sprawę obroni przed sądem – wskazał.
Ziobro nie zgodził się także z wątpliwościami niektórych komentujących wobec śledztwa. Stwierdził, że "sprawca" został poddany badaniom na miejscu wypadku pod kątem obecności w organizmie alkoholu i narkotyków. Tymczasem kierowca bmw ma mieć status świadka. Mówił o tym także ojciec mężczyzny w rozmowie z Onetem.
Tragedia na A1 pod Piotrkowem Trybunalskim
Przypomnijmy: do tragicznego zdarzenia doszło 16 września ok. godz. 20:00 na autostradzie A1. Trzyosobowa rodzina jechała autem marki KIA, które najpierw uderzyło w barierki, a potem stanęło w płomieniach. Świadkowie mówią, że słychać było krzyki i wołanie o pomoc, ale nikt nie był w stanie pomóc.
Jak poinformowała w drugim komunikacie piotrkowska policja, przedmiotem śledztwa jest m.in. wyjaśnienie, czy zachowanie kierowcy bmw przyczyniło się do wypadku. Sprawa wywołała ogromne poruszenie w sieci.
W pierwszym komunikacie policja przekazała, że "ze wstępnych ustaleń wynika, że kierujący pojazdem kia (...) z niewyjaśnionych przyczyn uderzył w bariery energochłonne, następnie auto zapaliło się".
Dopiero w drugim komunikacie policjanci potwierdzili udział obu pojazdów w zdarzeniu. Stało się to po tym, jak internauci przeprowadzili własne "śledztwo", a do internetu wyciekły dane mieszkańca Łodzi, który ich zdaniem miał prowadzić bmw w chwili wypadku.
"Odnosząc się do pojawiających się w mediach informacji dotyczących rzekomego pokrewieństwa funkcjonariusza, który przybył na miejsce wypadku, z kierowcą BMW, Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim informuje, że doniesienia te zostały zweryfikowane jako nieprawdziwe" – poinformowali śledczy.
Dodano, że "przesłuchano w charakterze świadków osoby, które podjęły próbę udzielenia pomocy ofiarom, a także osoby, które utrwaliły moment tragedii na kamerach we własnych pojazdach".
"Przeprowadzono również badanie trzeźwości i test na obecność substancji odurzających u kierującego BMW z wynikiem negatywnym" – napisano.