Alior Bank rozważa kompilowanie danych o swoich klientach z informacjami pozyskanymi z portali społecznościowych i firm telekomunikacyjnych. Po co? Żeby sprzedawać stworzone w ten sposób profile np. ubezpieczycielom i firmom headhunterskim. – To już standardowa praktyka wielu firm – twierdzą eksperci.
Od kilku dni emocje wśród internautów rozbudza krótki film prezentujący wywiad, jakiego udzielił w TVN CNBC wiceprezes Alior Banku, Michał Hucał. Wspomina w nim m.in. o tym, że bank zamierza gromadzić zewnętrzne dane o swoich klientach, kompilować je z posiadanymi już informacjami, a następnie opracowane w ten sposób “profile” odsprzedawać innym firmom. Procedura profilowania ma przebiegać np. w oparciu o informacje uzyskane z portali społecznościowych oraz od operatorów telekomunikacyjnych. Jest to tzw. koncepcja Big Data.
Fotka z papierosem na FB? Zapłacisz więcej za ubezpieczenie
Autor bloga niebezpiecznik.pl, który jako jeden z pierwszych zwrócił uwagę na kontrowersyjne plany banku, zauważa, że szczególnie niepokoi fakt, iż dane mogą być odsprzedane innym przedsiębiorcom.
Internauci komentujący wywiad nie zostawili na Hucale suchej nitki, nazywając zamierzenia banku inwigilacją i zapowiadając, że nigdy nie powierzą mu swoich pieniędzy. Równie ostro plany prezesa ocenił prowadzący program, porównując żartobliwie bank do KGB.
Firma w opublikowanym przez siebie oświadczeniu (można je przeczytać w całości np. w komentarzach na stronie dobreprogramy.pl) podkreśla jednak, że profilowanie ma służyć przede wszystkim interesom klientów, np. dzięki “uproszczonym procesom oceny zdolności kredytowej, a w przyszłości również bardziej spersonalizowanym produktom bankowym”. W tekście zastrzeżono też wyraźnie, że “Alior Bank nigdy nie zamierzał dzielić się z kimkolwiek danymi na temat klientów bez ich zgody”. O ile pierwszy z tych argumentów to raczej wizerunkowe mydlenie oczu, to w przypadku drugiego z całą pewnością coś jest na rzeczy. Bo naszą prywatność często oddajemy firmom za darmo. Na własne życzenie.
Podpis bez czytania
– Na publiczny widok wystawiamy nasze zainteresowania, opinie, nierzadko także zachowania konsumenckie. Co więcej, czynimy to głównie za pomocą zagranicznych mediów społecznościowych i bez przesadnego przejmowania się regulaminami, czemu więc mielibyśmy się bać banku związanego polskim prawem bankowym? – pyta retorycznie Michał Kryński, dziennikarz Bankier.pl.
Dziennikarz dodaje, że większość dokumentów czy umów, np. kredytowych i telekomunikacyjnych, podpisujemy bez czytania. – A jeśli mamy wątpliwości, rzadko powstrzymuje nas to przed złożeniem podpisu. Czas na żale przychodzi później. Jednocześnie często zapominamy, że chociażby na Facebooku dostępem do części informacji możemy – i powinniśmy – zarządzać, ograniczając liczbę osób, które mogą się z nimi zapoznać – tłumaczy.
Kryński twierdzi, że w tym kontekście oburzenie na wiceprezesa Alior Banku jest nie na miejscu. Dodaje też, że Alior nie jest wcale pierwszą firmą, która sięga po tego typu praktyki. – Koncepcje oparte o wykorzystanie danych posiadanych przez banki czy organizacje kartowe – choćby Visę i Mastercard – krążą w branży finansowej od dłuższego czasu. I bynajmniej nie stanowiły nigdy ściśle strzeżonej tajemnicy. Od blisko dwóch lat otwarcie mówi się o nich na ogólnodostępnych konferencjach, zarówno w Polsce, jak i za granicą. Alior nie jest ani pierwszą, ani ostatnią instytucją, która zastanawia się, jak dane o klientach przełożyć na nowy biznes – tłumaczy dziennikarz.
Powszechne nie znaczy nieszkodliwe
Z opinią Kryńskiego zgadza się Katarzyna Szymielewicz z Fundacji Panoptykon. – Przyznam, że wypowiedź pana Michała Hucała zaskoczyła mnie, ale i ucieszyła, ponieważ wiceprezes powiedział głośno to, co myśli – a zapewne również robi – wielu przedstawicieli biznesu. W USA dość regularnie wybuchają afery z profilowaniem w tle – bohaterem jednej z głośniejszych był Amazon, który korzystając z informacji o swoich klientach oferował różnym osobom te same książki po innych cenach – mówi Szymielewicz.
Szymielewicz dodaje jednak, że popularność tego typu praktyk nie oznacza, iż nie powinniśmy się niepokoić. I nie chodzi tylko o naszą osobistą niefrasobliwość w udostępnianiu swoich danych. – Problematyczna jest obróbka tych danych – integrowanie, łączenie w kategorie i analizowanie w oparciu o złożone algorytmy – oraz podejmowanie na tej podstawie konkretnych decyzji. To, co firmy mogą robić z danymi swoich klientów i czy konkretne operacje wymagają zgody samych zainteresowanych, nie jest już takie oczywiste – tłumaczy.
Trzeba pamiętać, że zgodnie z polskim prawem, powierzając firmie dane, zezwalamy na ich wykorzystywanie w celach marketingowych. Wobec rozwoju technologii pojawia się jednak wiele pytań, np. czy tworzenie szczegółowych profili mieści się jeszcze w ramach marketingu bezpośredniego? – Takie podejście może być niebezpieczne, bo profilowanie umożliwia firmom np. cenową dyskryminację. Uwagę na to zwróciła także Unia Europejska, która problematykę konsekwencji profilowania planuje uregulować w przygotowywanym właśnie rozporządzeniu o ochronie danych osobowych – mówi Szymielewicz.
Szkoda, że w internetowej dyskusji o słowach Michała Hucała mało mówi się właśnie o przepisach, granicach prywatności i ochronie naszych danych. Więcej za to jest rytualnego “hejtingu” i wieszania psów na prezesie oraz jego firmie. Nie usprawiedliwiając nieetycznych praktyk, nie powinniśmy zapominać o szerszym kontekście sprawy. Nie zaszkodziłby także mały rachunek sumienia, bo nierzadko zdarza się, że sami podkładamy się firmom, które zarabiają na naszej niefrasobliwości.
Jakie korzyści mają płynąć dla firm trzecich z outsource’owania do Aliora “profilowania” klienta? Przede wszystkim finansowe — Firma ubezpieczeniowa może się dowiedzieć od Aliora, że dana osoba powinna więcej płacić za ubezpieczenie na życie, bo — jak podpowiada wiceprezes Aliora — będzie można np. dowieść tego, że ktoś pochwalił się na Facebooku, iż pali papierosy. CZYTAJ WIĘCEJ
Katarzyna Szymielewicz
Fundacja Panoptykon
To, co firmy mogą robić z danymi swoich klientów i czy konkretne operacje wymagają zgody samych zainteresowanych, nie jest już takie oczywiste.