Anna Kalata
Anna Kalata dla naTemat: Ważna jest wolność, a nie trzymanie jednostki za twarz Fot. Andrzej Hulimka / REPORTER

– W dzisiejszej polityce dla moich poglądów i mojego systemu wartości nie ma miejsca. Spasowałam, ponieważ nie widzę szansy na zmianę, którą chciałabym zobaczyć. Wolność, poszanowanie prawa, wsparcie jednostki – to jest ważne, a nie trzymanie jednostki za twarz. Jak się w tym odnaleźć? – mówi w wywiadzie dla naTemat.pl Anna Kalata, minister pracy i polityki społecznej w latach 2006-2007, w rządach Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego.

REKLAMA

Mateusz Przyborowski: Była pani na Marszu Miliona Serc 1 października albo na tym 4 czerwca?

Anna Kalata: Nie byłam. Od 2015 roku nie angażuję się w politykę, co nie oznacza, że nie śledzę tego, co się dzieje. Myślę, że żadna osoba, która kiedyś "liznęła" dużej polityki, nie jest od niej wolna. Mam swoje zdanie na wiele tematów, jednak podjęłam świadomą decyzję o nieangażowaniu się aktywnie w żadne działania polityczne. I stąd brak mojego udziału w tych marszach.

Pytam nie jako byłą polityczkę, ale jako Polkę i obywatelkę.

Odpowiem panu w ten sposób: nie jest tajemnicą, że jestem człowiekiem, który lubi zmiany w swoim życiu, co też w pewnym momencie zostało mocno dostrzeżone przez media. Uważam więc, że zmiany są potrzebne. Obecna koalicja rządząca przez 8 lat zrobiła parę rzeczy, które były dobre, ale przede wszystkim jestem przedsiębiorcą i najbardziej zwracam uwagę na ten aspekt gospodarczy związany z pracą i mający wpływ na prowadzenie działalności gospodarczej. I jeśli chodzi o ten obszar, widzę, że jest wiele rzeczy do poprawy.

A stosunek obecnej władzy do kobiet, orientacji seksualnej czy imigrantów?

Nie chciałabym szczegółowo odnosić się do tych kwestii, ale powiem, jako kobieta, że kobiety mają prawo do takiego samego wynagrodzenia jak mężczyźni za tę samą wykonywaną pracę. Oczywiście jestem również za równością i partnerstwem. A jeśli chodzi o społeczność LGBT, to ten temat nigdy nie był dla mnie priorytetem, bo jestem osobą bardzo tolerancyjną.

W marszach wspierających LGBT również nie uczestniczyłam, ponieważ ostatni raz brałam udział w manifestacjach, na których czele stał Andrzej Lepper. Niemniej jednak jestem osobą tolerancyjną pod każdym względem – nie tylko w przypadku orientacji seksualnej, ale też koloru skóry czy wyznania. Nikomu nie zaglądam pod kołdrę ani przez okno do mieszkania.

Była pani ministrem pracy i polityki społecznej w latach 2006-2007, w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza, a następnie w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Gdyby dziś dostała pani propozycję od PiS wejścia do rządu, zgodziłaby się pani albo chociaż rozważyłaby taką opcję?

(śmiech) Na dziś nie widzę siebie w takiej roli. I to nie tylko w kontekście tego, czy mówimy o PiS, PO – co jest nierealne, ale hipotetyczne – czy innym ugrupowaniu.

Dlaczego "nierealne"?

To nie tak, że nie wierzę w zwycięstwo opozycji, ponieważ uważam, że opozycja osiągnie bardzo dobry wynik w tych wyborach. Jak już wspomniałam, jestem człowiekiem zmian i w ogóle jestem zwolenniczką dwukadencyjności w Sejmie, Senacie, radach miasta, gmin i powiatów. Wszystko, co nowe, daje możliwość dosyć dużego odświeżenia i kreowania nowych rozwiązań.

A na wybory się pani wybiera?

Oczywiście. Z takiej demokratycznej szansy każdy obywatel powinien skorzystać, żeby potem nie mieć pretensji ani do siebie, ani do sąsiada, że rządzi ta opcja, a nie inna.

Bardzo dyplomatycznie odpowiada pani na moje pytania. A wie pani, na kogo zagłosuje, czy jest wśród tych ok. 10 proc. niezdecydowanych obywateli?

Chyba włożę siebie w te 10 proc. Przygotowując się do naszej rozmowy, prześledziłam programy wyborcze poszczególnych ugrupowań. I żadne z tych ugrupowań nie powaliło mnie na kolana – nie mogę powiedzieć, które jest najlepsze i daje szansę na lepsze zmiany.

Nie znalazłam chociażby zasadniczej reformy służby zdrowia. PO wskazuje na europejską ochronę zdrowia, jednak nie do końca wiem, co autor miał na myśli – czy chodzi o skrócenie kolejek do lekarzy, czy o zupełnie inne rozwiązania.

Jeśli chodzi o kwestie gospodarcze, nie znalazłam propozycji dotyczących ograniczenia biurokracji i obciążeń dla pracodawców. Zagmatwanie systemu prawnego jest tak duże, że konia z rzędem temu, kto w tych setkach tysięcy stron ustaw, rozporządzeń, zarządzeń itp. może się odnaleźć.

Jesteśmy w szczególnych uwarunkowaniach, zarówno tych geopolitycznych, jak krajowych, mamy wysoką inflację i potrzeba rozsądnej i mądrej polityki przyszłego rządu. Trzeba usiąść i zająć się na serio budowaniem przyszłości Polski.

W prognozach na 2023 rok mamy w tej chwili praktycznie poniżej 1 proc. wzrostu PKB. Oczywiście możemy się cieszyć, że mamy niskie bezrobocie, ale z drugiej strony jak napędzić rozwój gospodarczy, skoro przedsiębiorcy nie mają rąk do pracy? Nie widzę ugrupowania, które by kompleksowo przedstawiło rozwiązania programowe do tych ogromnych wyzwań.

Ale przecież posłanka PiS Mirosława Stachowiak-Różecka na początku września stwierdziła w TVN24, że Polska ma "stabilny 30-procentowy wzrost gospodarczy w skali roku".

Jaki wzrost?

Wielu polityków obozu władzy mówi to, co Polacy chcieliby usłyszeć.

Ale zaklinaniem rzeczywistości tej rzeczywistości się nie zmieni. Uważam się za kobietę mocno stąpającą po ziemi, ale przede wszystkim jestem praktykiem. Mam naprawdę doświadczenie w bardzo wielu branżach: od lakiernika samochodowego po ministra. Jestem wiceprezesem Indyjsko-Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej, współpracuję z polskimi przedsiębiorcami i staram się wprowadzać ich produkty na rynek.

Rozmawiam też z ludźmi i mam swój własny ogląd sytuacji – nie poprzez prognozy, sondaże czy medialne doniesienia na różne tematy. Mój obecny stosunek do polityki wynika z tego, że to nie jest do końca to, co ja bym chciała jako Polka, która kocha swój kraj.

Mówi pani, że jest zwolenniczką zmian. A co szczególnie nie podoba się pani w rządach PiS?

W 2015 roku, kiedy PiS przejęło władze, wielokrotnie byłam pytana o moją opinię na temat samej partii i jej programu. Zawsze dzieliłam się wtedy moimi doświadczeniami z 2006 i 2007 roku, kiedy byłam członkiem rządu i znałam tych ludzi. Miałam bardzo dobrą opinię na temat tej naszej współpracy. Pomijam sprawy polityczne, bo kiedy byłam ministrem, skupiałam się wyłącznie na sprawach społeczno-gospodarczych. Byłam daleko od czystej polityki.

Mamy za sobą ośmioletni okres rządów PO i ośmioletni okres rządów PiS. Analizując to w tej chwili, mówiąc szczerze, marzy mi się inne rozwiązanie dla Polski, ale takiej partii nie ma. I nie wiem, czy kiedykolwiek powstanie.

Zapewne z programów każdego ugrupowania można powyciągać dobre propozycje, ale tak samo, jak jestem zwolenniczką tolerancji, jestem też zwolenniczką równowagi. A tej równowagi nie widzę. Przy czym żadna partia nie daje rozwiązań, które mogłyby wyprowadzić Polskę z tej stagnacji wzrostu gospodarczego.

Są też i takie głosy, że jeśli PiS dalej będzie rządzić, to będziemy mieli cenzurę i powrót do PRL. Jarosław Kaczyński i Mateusz Morawiecki atakują przede wszystkim Donalda Tuska, Unię Europejską i Niemcy. Mało w tej kampanii wyborczej merytoryki, a więcej personalnych uderzeń w politycznych rywali.

Ma pan rację, ręce opadają. Trudno jest mi o tym mówić, ponieważ nawet kiedy byłam w Samoobronie, nie angażowałam się w sprawy polityczne, zawsze byłam w zespołach ekspertów, doradców gospodarczych. To mnie interesowało, a nie gierki polityczne. Wręcz się tym brzydziłam. Ja wolę iść prostą drogą, która prowadzi do celu, ale wyłącznie dla dobra Polek i Polaków. Nie lubię szczucia jednych na drugich i tych bezsensownych kłótni.

Realia polskiej polityki są jednak inne.

Dlatego mnie w niej nie ma. W dzisiejszej polityce dla moich poglądów i mojego systemu wartości nie ma miejsca.

Trochę smutne.

Dla mnie również. Spasowałam, ponieważ nie widzę szansy na zmianę, którą chciałabym zobaczyć.

Wolność, poszanowanie prawa, wsparcie jednostki – to jest ważne, a nie trzymanie jednostki za twarz. Jak się w tym odnaleźć? A może nie ma mnie w polityce, bo to, co mówię, nie jest popularne i nikomu niepotrzebne?

Trzymam jednak kciuki, aby Polacy wybrali dla siebie odpowiednią opcję.

To teraz pytam panią jako byłą minister polityki społecznej: dobrze, że PiS zwiększyło program 500 plus do 800 zł? I czy w ogóle dobrze, że ten program istnieje?

Jeśli chodzi o podwyższenie tego świadczenia, to nie mówiłabym o jego zwiększeniu, tylko o urealnieniu stawki w stosunku do 2016 roku, kiedy ruszał ten program. Moim zdaniem dobrze, że istnieje 500 plus, tylko trzeba się mocno zastanowić, czy nie wprowadzić kryterium dochodowego w rodzinie albo, czy nie powinien być to tzw. pieniądz znaczony, czyli zapewnienie, że te pieniądze naprawdę przeznaczane by były dla dobra dzieci.

Mam tu na myśli książki do szkoły, większą dostępność do wydarzeń kulturalnych czy lepsze odżywianie w szkołach. To powinien być program wspierający rozwój i edukację dzieci.

Program nie wpłynął jednak na większą dzietność. W 2016 roku, czyli w czasie ogłaszania 500 plus, politycy PiS prognozowali, że w 2022 roku na świat przyjdzie blisko 371 tys. dzieci. Tymczasem w ubiegłym roku w Polsce zanotowaliśmy najmniej urodzeń od II wojny światowej. W kwietniu tego roku było jeszcze gorzej – urodziło się 21 tys. dzieci. To najgorszy wynik w historii.

Społeczeństwo potrzebuje stabilizacji. Decydując się na dziecko, każdy chce wiedzieć, że będzie miał stabilną pracę, że będzie go stać na mieszkanie i spłatę raty. Utrata tej stabilizacji ma dużo większy wpływ na decyzję o nierodzeniu dzieci niż zachęta w postaci 500 czy 800 plus. Naprawdę warto zastanowić się, dlaczego Polki tak chętnie rodzą dzieci w Wielkiej Brytanii. Nie trzeba daleko szukać.

Afera wizowa w MSZ, jak poinformowała Prokuratura Krajowa, dotarła nawet do Indii, z którymi jest pani związana – tam też były nieprawidłowości w polskich placówkach dyplomatycznych.

Szczególnie ubolewam nad jedną rzeczą – będąc ministrem pracy i polityki społecznej, wyjechałam do Indii. Po spotkaniach międzyrządowych pojawiła się sugestia powołania bilateralnej komisji do wypracowania rozwiązań migracyjnych. Z tego, co mi wiadomo, żaden kolejny polski minister nie podjął tego tematu. Może gdyby wtedy to rozwiązanie zadziałało, nie mielibyśmy tych doniesień medialnych związanych z aferą wizową, ponieważ istniałyby rzetelne procedury i przejrzysty system. Może wtedy nie byłoby pola do nadużyć.

Wypracowanie polityki migracyjnej powinno się odbyć się już lata temu i kolejny rząd tego nie uniknie. Wspominaliśmy o tym, że demograficznie się kurczymy. A co będzie za 5 czy 10 lat?

Jako kraj musimy zastanowić się, jakie zasady trzeba wdrożyć, żebyśmy mogli mieć na rynku pracowników, którzy będą pomagać realizować wzrost gospodarczy.

A tymczasem prezes Kaczyński i premier Morawiecki straszą Polaków falą migrantów, która zaleje kraj, jeśli władzę przejmie opozycja. Właśnie – weźmie pani udział w referendum?

Nie podjęłam jeszcze decyzji z tej sprawie, natomiast od lat działam na rynku indyjskim i nie mam obaw, jeśli chodzi o migrantów. Oczywiście nie można dopuszczać do tego, żeby ludzie, którzy mieli konflikt z prawem, przybywali do naszego kraju.

Ogólnie jednak Hindusi to bardzo przyjazny naród, pracowity i angielskojęzyczny, który stanowi zasób siły roboczej dla całego świata. Nie należy się bać. My, Polacy, nie zawsze jesteśmy tolerancyjni, jeśli chodzi o kolor skóry czy pochodzenie, ale chyba każdy widzi, jak demografia w naszym kraju szwankuje.

Starzeje się jednak cała Europa – trzeba więc spojrzeć prawdzie w oczy i zastanowić się, co z tym zrobić. Skoro 500 plus nie przyniosło baby boomu, należy wdrożyć zupełnie inne rozwiązania dla polskich rodzin. I przyjrzeć się możliwościom migracyjnym oraz wypracować rozwiązania, bo może się okazać, że po prostu trzeba się na to otworzyć.

logo

Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek

Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.

I przy tym nie uprawiać hipokryzji. Afera wizowa w rządzie PiS jest naprawdę sporych rozmiarów, a politycy obozu władzy mówią ironicznie o "aferce", organizują referendum z wyborami i prowadzą antyimigracyjną woltę.

Szczerze mówiąc, w programie żadnego ugrupowania nie dopatrzyłam się punktu "wypracowanie polityki migracyjnej". A jest to temat, który będzie musiał zostać rozwiązany.

Zmieniła pani swój wizerunek i przeszła metamorfozę – kilka lat temu media mocno się o tym rozpisywały.

Dziś mogę powiedzieć, że już prawie dano mi z tym spokój (śmiech), mimo że nadal jestem osobą jeszcze trochę rozpoznawalną. Nie tęsknię jednak za tym, bo zawsze skupiałam się na innych rzeczach, a nie wyłącznie na swoim wyglądzie. To wyszło niechcący i nie jest to cel mojego życia.

Chciałaby pani wrócić kiedyś do polityki?

Jeśli ona będzie bliższa mojemu sercu, to może i tak. Dziś nie widzę jednak takiej możliwości.

A przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi dostawała pani jakieś propozycje startu?

Nie powiem, że nie – miałam jakieś telefony z propozycjami.

A od kogo?

Nie powiem! Mogę jedynie zdradzić, że nie chodzi o flagowe partie.

Sama siebie nazywa pani preppersem, czyli osobą gotową na wszystko.

I niczego w życiu nie wykluczam, bo życie pokazało mi, że wszystko może się zdarzyć i zawsze musimy być gotowi. Preppersem jestem i pewnie pozostanę do końca moich dni – tak naprawdę to jest umiejętność odnalezienia się w każdej sytuacji, w którą życie nas wtłoczy, ponieważ nie na wszystko mamy przecież wpływ.

To inaczej zapytam: żałuje pani, że odeszła z polityki?

Nie.

A kiedyś pani żałowała?

Staram się żyć tak, aby niczego nie żałować. Analizuję każdą decyzję na wiele sposobów i wszystko, co robię, robię z pełnym poczuciem odpowiedzialności.

W swojej spiżarni nadal przechowuje pani zapasy żywności, które w razie potrzeby pomogą pani przeżyć?

Oczywiście!

Niektórzy twierdzą, że to szalone podejście i reagują z lekkim uśmiechem, ale kto nie ma przetworów w piwnicy.

To mój styl życia i nie zamierzam nic zmieniać pod wpływem ironicznych uśmiechów. A poza tym, kiedy mam mieć gości, to nie muszę lecieć do sklepu na jednej nodze.