"To bardzo ważne wybory". Polacy w Niemczech tłumnie ruszyli do lokali wyborczych
Przed komisjami wyborczymi w Niemczech tworzą się długie kolejki. "To bardzo ważne wybory" – mówią Polacy w Niemczech.
Reklama.
Przed komisjami wyborczymi w Niemczech tworzą się długie kolejki. "To bardzo ważne wybory" – mówią Polacy w Niemczech.
Do udziału w tegorocznych wyborach do Sejmu i Senatu zgłosiło się w Niemczech około 109 tys. Polaków. To rekord. Dla porównania: w wyborach parlamentarnych w 2019 roku uczestniczyło po drugiej stronie Odry około 46 tys. Polaków.
W tym roku Ministerstwo Spraw Zagranicznych utworzyło w Niemczech 47 obwodowych komisji wyborczych; to dwa razy więcej niż cztery lata temu, gdy komisji było 23. Przy rejestracji w prawie wszystkich komisjach wyborczych pojawiała się informacja o "zapisanej bardzo dużej liczbie głosujących" i "spodziewanych kolejkach do oddania głosu".
W stolicy Niemiec chęć oddania głosu w wyborach zadeklarowało ponad 17 tysięcy osób. Do godziny 21:00 można to zrobić w siedmiu obwodowych komisjach wyborczych, m.in. w Centrum Badań Historycznych PAN, Instytucie Pileckiego, Instytucie Polskim i w ambasadzie RP. Na platformie X ambasada w Berlinie zapewnia, że "głosowanie przebiega sprawnie i spokojnie".
Kolejka do oddania głosu w Instytucie Pileckiego momentami sięgała niemal Bramy Brandenburskiej i nawet w Centrum Badań Historycznych PAN w berlińskiej dzielnicy Pankow, gdzie zgłosiło się w porównaniu z innymi berlińskimi komisjami "tylko" ok. 2 tys. wyborców, od poranka tworzyła się kolejka. – Jest tyle hejtu i nienawiści między ludźmi, to się musi zmienić. Jestem tu dla siebie i kolejnych pokoleń – mówi DW Dariusz, który w Niemczech mieszka od 38 lat.
Rozmawialiśmy także z osobami, które nigdy wcześniej nie głosowały, choć wielokrotnie miały okazję. – Nigdy nie interesowałam się polityką, ale to, co zrobiono w Polsce z prawami kobiet, mnie zmotywowało – tłumaczy Ewa. Oddała swój głos z samego rana, żeby uniknąć kolejek.
Zapytaliśmy głosujących w Berlinie również o to, jak reagują na argumenty tych, którzy uważają, że mieszkający za granicą nie powinni głosować w polskich wyborach. – To są bzdurne argumenty. To jest mój kraj i jego losy mnie obchodzą. Tym bardziej że nie wiem, czy na starość nie będę chciała wrócić – stwierdza pani Ewa, która głosowała w dzielnicy Pankow.
Podobnie uważa Anna, która mieszka w Niemczech od kilku lat i wyjaśnia, że czuje się Polką, ale i Europejką. Nie kryje obaw, że kiedyś Polsce i Unii Europejskiej może być ze sobą nie po drodze. – Najbardziej obawiam się tego, że jadąc do Polski, będę kiedyś potrzebowała wizę. Przyszłam zagłosować, żeby tak się nigdy nie stało – podkreśla.
Frekwencja dopisuje także w Kolonii. W tamtejszym Konsulacie Generalnym utworzono trzy komisje wyborcze. Nadrenia Północna-Westfalia (z Zagłębiem Ruhry) należy do jednych z największych ośrodków Polonii w Niemczech.
– Na każdą komisję przypada około 2,5 tys. wyborców. W całym okręgu konsularnym zarejestrowało się około 43 tys. wyborców. Frekwencja jest bardzo duża – mówi DW Marzena Bilska, przewodnicząca obwodowej komisji wyborczej nr 190 w Kolonii.
Kolejki tworzyły się już o siódmej rano, od razu po otwarciu komisji, około dziesiątej czas oczekiwania wynosił jeszcze kwadrans, ale po południu kolejki wydłużyły się już do kilkuset metrów, a czas oczekiwania na oddanie głosu zbliżał do dwóch godzin – relacjonują wyborcy. Czekającym w kolejce dokuczało zimno i opady deszczu.
– Zaskoczyła mnie kolejka. Nie sądziłam, że pojawi się tyle osób – relacjonuje Monika Firych. Myślę, że to są najważniejsze wybory od wielu lat, dlatego bardzo mi zależało, żeby tu dzisiaj być.
Niektórzy mieli do pokonania 120 km w jedną stronę. Jak Paweł Bugajski z Koblencji. – Przyjechaliśmy tutaj, bo zależy nam na tym, żeby oddać Polsce to, co jako Polacy jesteśmy winni, spełnić obywatelski obowiązek – mówił.
Niektórzy rozmówcy obawiali się, czy ich głosy będą się liczyć. Obwodowe komisje wyborcze za granicą i na polskich statkach morskich muszą policzyć głosy w ciągu 24 godzin.
Jeżeli nie zdążą, głosowanie w tych obwodach uważa się za niebyłe. Przepis ten od lat jest w kodeksie wyborczym, ale tegoroczna nowelizacja (mająca służyć przejrzystości) przewiduje, że karty do głosowania podczas liczenia będą musiały być okazywane wszystkim obecnym członkom komisji, co w rezultacie może znacznie wydłużyć proces liczenia.
– Być może z tym liczeniem głosów będzie problem ze względu na to, że nasze obecne władze wymyśliły sobie to w ten sposób, żeby być może spowodować opóźnienia takie, które unieważnią część głosów – obawia się Tomasz Woronowski, który głosował w Kolonii.
Takich obaw nie ma przewodnicząca kolońskiej komisji: – Na podstawie doświadczenia pracy w komisji wyborczej sądzę, że bez problemu poradzimy sobie z policzeniem wszystkich głosów w ciągu 24 godzin. Nie mamy żadnych obaw – mówi Marzena Bilska. Dodaje, że "frekwencja jest spora", ale komisje są "bardzo dobrze przygotowane technicznie, mentalnie i fizycznie".
Niektórzy polscy berlińczycy postanowili na głosowanie wybrać się do Polski. Już kilkanaście dni wcześniej w mediach społecznościowych organizowały się grupy wyjazdowe m.in. do Słubic. – Odzew był naprawdę duży – mówi DW Katarzyna Witkowska, która wraz z grupą znajomych wybrała się dziś pociągiem do Frankfurtu nad Odrą, by stamtąd przejść do Słubic i zagłosować. – Niektórzy jadą samochodem, inni pociągiem. Jest nas naprawdę sporo.
Polacy, z którymi rozmawialiśmy na dworcu przed wyjazdem do Słubic, przyznają, że powodów, dla których zdecydowali się głosować w Polsce jest wiele. – To między innymi kwestia zmiany prawa wyborczego i obawa, że głosy nie zostaną na czas policzone i w ten sposób przepadną – opowiada Jakub Gronowski. – Poza tym mamy w Polsce konkretną kandydatkę, którą chcemy wesprzeć naszymi głosami.
Katarzyna Witkowska dodaje, że głosowanie w Polsce ma również wymiar pragmatyczny. Głosy Polonii doliczane są bowiem do okręgu warszawskiego, a mimo to nie przewidziano dodatkowej liczby mandatów w parlamencie, choć w tym roku do udziału w wyborach za granicą zgłosiła się rekordowa liczba osób. – Siła głosu w mniejszych ośrodkach jest po prostu większa – wyjaśnia w rozmowie z DW.
Do głosowania mobilizują się także Polacy mieszkający po niemieckiej stronie pogranicza. Ze względu na bliskość Polski i tak zawsze głosują po polskiej stronie. – Mam wrażenie, że determinacja jest największa ze wszystkich dotychczasowych wyborów – stwierdza Katarzyna Jackowska, mieszkanka położonej tuż przy granicy z Polską miejscowości Grambow. Ona sama będzie głosować w Szczecinie.
Monika Stefanek Dziennikarka Polskiej Redakcji Deutsche Welle w Berlinie