Michał Karaś miał 16 lat. Wyszedł na dyskotekę i już nie wrócił. Rodzina szuka go od 23 lat. – Na własną rękę przeszukiwaliśmy teren. Brzeg rzeki, lasy, studzienki. Jeździłam po jasnowidzach i znachorach. Jeden powiedział, że Michał leży w białej sali, jest nieprzytomny, ale słyszy dzwony. Jeździliśmy więc po szpitalach, które były blisko kościołów – mówi naTemat siostra zaginionego. Dopiero teraz, po latach, sprawą zajęła się prokuratura i ruszyło śledztwo. – Chcemy dotrzeć do prawdy – mówi Bożena Martyna. Dziś Michał miałby 39 lat.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przez 23 lata ani rodzina, ani policja nawet na krok nie przybliżyły się do rozwikłania tajemnicy zaginięcia Michała Karasia z miejscowości Bieliniec na Podkarpaciu.
– Wtedy wydawało mi się, że zrobiliśmy wszystko. Ale widocznie jeszcze za mało. Proszę mi wierzyć: to, że człowiek żyje z taką niewiedzą, jest straszne. Zawsze w głowie jest myśl, co by było.... Gdybym wtedy miała ten rozum i tę wiedzę, które mam w tej chwili, na pewno bym tego tak nie zostawiła. Mnóstwo jest rzeczy, które sobie zarzucam – mówi nam Bożena Martyna, starsza o 15 lat siostra Michała.
"Policja zupełnie z tym nie ruszyła"
To ona z bratem dopiero we wrześniu tego roku złożyli do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Dlaczego dopiero teraz, po tylu latach?
– Cały czas ufałam i wierzyłam, że gdy w 2000 roku zgłosiliśmy zaginięcie Michała, to coś się dzieje. Że policja tym się zajmuje. A policja zupełnie z tym nie ruszyła. Nie pomogli nam. Zwykły Kowalski dokładnie nie wie, jak w tym wszystkim ma się poruszać. Jeśli policja uznała, że już nic nie jest w stanie zrobić, powinna nam powiedzieć: Jeżeli chcecie dalej drążyć temat, to zawiadomcie prokuraturę. A my nie wiedzieliśmy, że to powinno wyjść od nas. Że to powinna być moja inicjatywa, żeby coś dalej się działo – mówi.
Gdy zawiadomili prokuraturę, sprawa tajemniczego zaginięcia 16-latka odżyła w mediach. Coś się ruszyło.
– Szukaliśmy Michała wszędzie. A teraz byli u nas panowie z Archiwum X. I dowiedzieliśmy się od nich, że naprzeciwko klubu, w którym był Michał, była zlewnia mleka. I tam był zbiornik wodny i studzienki, które teraz są zasypane. Nie sprawdzaliśmy ich. Nigdy o nich nie wiedzieliśmy – mówi.
– Nawet wczoraj wieczorem miałam telefon z policji z takimi pytaniami, jakich nikt wcześniej nam nie zadawał. Pytali nawet o szkołę podstawową Michała. Nigdy wcześniej nie było takiego pytania – dodaje.
Zaginięcie Michała Karasia
Był 19 sierpnia 2000 rok. Sobota, koniec wakacji. Michał miał 16 lat, od września miał rozpocząć II klasę w technikum. Tego dnia wsiedli z kolegami na rowery i pojechali na dyskotekę do oddalonej o 4 kilometry wsi Bieliny. Oni wrócili, on nie.
– To były pierwsze wakacje, gdy sam zaczął chodzić poza wioskę – mówi Bożena Martyna.
– Na swój wiek był bardzo dorosły. Mieliśmy chorego, sparaliżowanego ojca. Michał bardzo dużo mi pomagał. Był bardzo dojrzały. Miał mnóstwo obowiązków. Dwa lata wcześniej umarła nasza mama. Dla nas były to wtedy ciężkie czasy – opowiada.
Cały Bieliniec był wstrząśnięty.
– To tragedia. Ginie młody człowiek. To był spokojny, grzeczny chłopak. Nieźle się uczył – mówi naTemat Wacław Piędel, dyrektor szkoły, do której chodził Michał, lokalny działacz i bliski sąsiad rodziny.
Pamięta, że rodzina robiła wszystko, by go odnaleźć.
– Stawali na głowie. Zrobili dużo. Uruchomili media. Co więcej mogli zrobić? Może powstały jakieś zaniedbania po stronie organów ścigania? Może niepotrzebnie zaniechano działań? Może trzeba było uruchomić policję międzynarodową? Ciężko to teraz określić. Dziś jest pytanie: czy Michał żyje, czy nie? Jak żyje, to gdzie jest? A jeśli nie, to gdzie jest ukryte jego ciało? Ciągle jest nadzieja. Temat wrócił, ale pytanie, w jakim miejscu jesteśmy? Od czego zacząć? Po takim czasie? Dlaczego tak późno? On teraz miałby prawie 40 lat – mówi dyrektor.
Słyszał wiele teorii, co mogło się stać. – Dochodzą informacje, że wyszedł z jakąś dziewczyną. Że była jakaś tajemnicza blondynka. A może ona była wkręcona? Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że nikt niczego nie widział. Są koledzy, koleżanki i nagle nikt nic nie wie – mówi.
Kim była tajemnicza blondynka?
Podejrzenia, co mogło się stać na dyskotece, i oni, i wieś, i media, mogli latami snuć w nieskończoność. Centralną postacią w tych domysłach miała być właśnie tajemnicza blondynka, z którą Michał tańczył na dyskotece. A potem pojawił się wątek, że miał z nią wsiąść do samochodu lub siłą został do niego wciągnięty.
Kim była blondynka?
– Gdy rozmawiałam z kolegami, z którymi Michał był na dyskotece, to niewiele mówili. Ale widzieli, że tańczył z nią. Jednak widzieli tylko to. Nic więcej. Nikt nie widział, że z nią wychodził albo wsiadał z nią do samochodu. Nie wiem, czy to nie zostało wymyślone naprędce. Tego od żadnego ze znajomych nie słyszałam – mówi jego siostra.
Podejrzewa, skąd mogło się to wziąć, choć nie ma pewności.
– Po zaginięciu Michała jeździłam po jasnowidzach, znachorach. Słyszałam: "Został wciągnięty do samochodu". Powiedziałam o tym policji i takie informacje pojawiły się potem w mediach. Nie wiem, czy byli świadkowie i faktycznie tak było? Czy to było tylko dlatego, że ja tak powiedziałam? – zastanawia się dziś.
Rodzina podejrzewa, że być może Michał był świadkiem czegoś, czego nie powinien widzieć. Albo był w miejscu, w którym nie powinien być. – Jeśli nie żyje, to może nie musiało to być celowe, tylko nieumyślne spowodowanie jego śmierci – uważa.
Dzięki śledztwu prokuratury jest szansa, że dowiemy się, jak było.
Prokuratura: To świeża sprawa
Sprawa we wrześniu trafiła do Prokuratury Rejonowej w Nisku, ale na krótko. Ze względu na jej wagę szybko przejęła ją Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu.
– To bardzo świeża sprawa. Zostało wszczęte śledztwo, które znajduje się na bardzo wstępnym etapie. Zawiadomienie zostało złożone miesiąc temu przez członków najbliższej rodziny zaginionego, czyli przez brata i siostrę. Te osoby zostały już przesłuchane w charakterze świadków. Wskazały nam pewne okoliczności i pewne osoby, które mogą mieć informacje z tej sprawie – mówi naTemat prokurator Andrzej Dubiel z Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.
W tej chwili – jak słyszymy – osoby, na które powoływali się świadkowie, zostały ustalone i sukcesywnie są i będą przesłuchiwane w charakterze świadków. Chodzi o kilkanaście osób.
– Wyjaśniamy okoliczności tego zdarzenia. Również nie wykluczamy takiej sytuacji, że osoby, które będą teraz przesłuchiwane, wskażą nam kolejne osoby, które mogą posiadać jakąś wiedzę w sprawie i trzeba będzie je przesłuchać. Z uwagi na dobro postępowania nie udzielamy bliższych informacji odnośnie treści zeznań, jakie zostały złożone. Sprawa jest bardzo poruszająca. Staramy się ją wyjaśnić w miarę naszych możliwości i środków. Zobaczymy, jaki będzie efekt finalny – mówi prokurator.
Niepojęte wydaje się dziś, że sprawa dopiero teraz – po 23 latach – trafiła do prokuratury.
– Z informacji, które mam, w 2000 roku było prowadzone tylko postępowanie poszukiwawcze przez policję. Prokuratura nie miała żadnej informacji o tej sytuacji. Dlaczego nie została powiadomiona wcześniej? Nie jestem w stanie powiedzieć – mówi prok. Andrzej Dubiel.
Wacław Piędel uważa, że tak naprawdę przez 20 lat nic nie robiono. – Był szum, jak zaginął, a potem była cisza. Dla mnie nie jest to sprawa obojętna, ale nie mogę nic zrobić. Nieraz w rozmowach wieczorem wracamy do zaginięcia Michała. Teraz trzeba żyć nadzieją, że prawda wyjdzie na wierzch – mówi.
Wiadomo, że w sprawę Michała Karasia zaangażował się wiceminister sprawiedliwości Marcin Warchoł.
– Pochodzę z Niska, a wychowałem się w Stalowej Woli. Więc obiecuję, jako poseł z naszego terenu przyjrzeć się sprawie. Zwrócę się do prokuratora generalnego o jej zbadanie – powiedział we wrześniu Interii.