Politycy Prawa i Sprawiedliwości w różny sposób reagują na wyborczą klęskę ich ugrupowania. Jedni ją wypierają, inni szukają winnych. Ryszard Terlecki w najnowszym felietonie dla "Dziennika Polskiego" postawił na drugi wariant i za przegraną obwinił... ludzi młodych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Prawo i Sprawiedliwość zdobyło najlepszy wynik w tegorocznych wyborach parlamentarnych, ale nie ma zdolności koalicyjnych i nie utworzy rządu. Niektórzy z polityków obozu (jeszcze) rządzącego wypiera ten fakt. Inni, jak Ryszard Terlecki postanowili zmierzyć się z rzeczywistością i... poszukać winnych klęski wyborczej.
"Siedem i pół miliona Polaków głosowało za suwerennością i wolnością. Wielu innych tylko chwilowo dało się omamić pustym frazesom, uwierzyło fałszywym obietnicom" – stwierdził w najnowszym felietonie dla "Dziennika Polskiego" Terlecki. Tekst udostępnił na swoim Facebooku.
Polityk PiS winą za wynik wyborczy jego ugrupowania obarczył młodych.
"Młodzi potraktowali wybory jak imprezę, ubaw po pachy, teraz jedni prędzej, a drudzy wolniej, ale zaczną dorastać. Zanim lewica z liberałami ostatecznie pogrzebią resztki solidnej edukacji, może przyjdzie otrzeźwienie, może też przybędzie nauczycieli, którzy poważnie potraktują swój zawód. Może skrzykniemy się i staniemy pod szkołami, gdy znowu przyjdą likwidować lekcje religii i zdejmować krzyże" – zastanawia się Terlecki.
Oczywiście nie omieszkał zaatakować obecnej (jeszcze) opozycji. W jego tekście nie zabrakło insynuacji.
"Jeszcze się łudzimy, że Tusk nie będzie sprzedawał polskiej suwerenności za worek euro, że Siemoniak nie zredukuje polskiej armii i nie zerwie kontraktów na uzbrojenie, że Nitras nie będzie miał okazji opiłowywać katolików. Jeszcze nie zebrały się nowy Sejm i nowy Senat i nie odrzuciły wniosków prokuratury o uchylenie immunitetów prominentnym politykom Platformy. Jeszcze Polska Telewizja nadaje swoje programy" – czytamy w tekście Terleckiego.
"Nie łudźmy się jednak na próżno. Opozycyjni kontrahenci liczą posady i urzędy, przeliczają wynagrodzenia, wracają do interesów. Bardzo im się spieszy, obowiązuje hasło: bierzmy władzę, a potem się zobaczy. Szanse na ich troskę o Polskę i jej pomyślną przyszłość są zerowe. Zamiast rządu stu konkretów, jak obiecywali, powstanie rząd stu sprzeczności, sklejony tylko głodem władzy. Ale potrwa, nie padnie zbyt szybko" – dodał polityk PiS.
Terlecki już patrzy na wiosenne wybory samorządowe. Twierdzi, że może "uda się zatrzymać złą falę".
"W kwietniu uratujmy co się da: sejmiki, rady powiatów i gmin, miasteczka i miasta. A w czerwcu wytężymy wszystkie siły, aby do europarlamentu znów nie trafili wrogowie Polski (...) nasz głos musi się liczyć w czasie, gdy rozstrzyga się przyszłość Europy. My nie chcemy być europejskim landem, podpalanym przez miliony nielegalnych imigrantów. Chcemy Unii Europejskiej wolnych narodów, wiernej europejskiej, chrześcijańskiej cywilizacji. I módlmy się, żeby nie zbliżyła się do nas wojna. Bo ta ekipa, która szykuje się do władzy, nas nie obroni, skapituluje po pierwszym zagrożeniu, a potem ucieknie zagranicę" – stwierdził Terlecki.
Terlecki w Sejmie
Trzeba przyznać, że polityk PiS jest mocno rozżalony w swoim felietonie. Zupełnie inaczej zachowywał się jeszcze niedawno na korytarzu w Sejmie, gdzie jak zwykle był raczej zdziwiony faktem, że dziennikarze TVN24 chcą mu zadać pytanie.
Radomir Wit na portalu X (dawnym Twitterze) opublikował fragment nagrania z próby rozmowy z politykiem PiS-u na sejmowym korytarzu. Wideo opatrzył komentarzem: "U niektórych bez zmian. Wicemarszalek Ryszard Terlecki nadal zdziwiony, że ktoś ośmiela się zadawać mu pytania".
Dialog, który nawiązał się między Terleckim a Witem i innym dziennikarzem brzmi trochę jak z filmu Barei. Doświadczony polityk wydaje się bowiem szczerze zaskoczony tym, że dziennikarze będą mogli mu teraz – po niekorzystnym wyniku wyborów dla PiS-u – zadawać niewygodne pytania.
– Już się bardzo chwaliliście, że będziecie po tym korytarzu biegać? – pyta Terlecki.
– Nie możemy chodzić w miejscu, gdzie są politycy? – odpowiada pytaniem dziennikarz TVN.
– Jakoś to było ograniczone... – stwierdza Terlecki i trudno powiedzieć, czy zdanie to jest komiczne, czy tragiczne, biorąc pod uwagę fakt, że to nikt inny jak partia rządząca ograniczała wolność mediów, a dziennikarze spoza TVP byli np. wyrzucani z Sejmu.