Helsinki to kolejna europejska stolica, w której postanowiono o wstrzymaniu ratyfikacji kontrowersyjnej umowy międzynarodowej ACTA. Finowie uznali, że nie będą podejmować żadnych kroków mających na celu przyjęcie nowego prawa, dopóki nie rozstrzygną się jego losy na arenie unijnej.
Rząd premiera Jyrki Katainena zdecydował, że jego kraj dołączy do dziewięciu pozostałych państw członkowskich Unii Europejskiej, które sprzeciwiły się przyjęciu porozumienia ACTA, lub odłożyły decyzję w tej sprawie na później. Dotąd historia ACTA stanęła bowiem w miejscu już w Niemczech, Polsce, Bułgarii, Słowacji, Czechach, Holandii, Estonii, a także na Łotwie i Cyprze.
W oficjalnym stanowisku rządu poinformowano, że Finlandia uznała, iż jako członek Unii Europejskiej nie może pracować nad wprowadzeniem prawa, które nie cieszy się poparciem organów wspólnoty. Powołując się w ten sposób na decyzję Komisji Europejskiej, która w ubiegłym miesiącu postanowiła przekazać ACTA pod analizę sędziów Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości.
Bruksela dobija trupa
W ocenie wielu komentatorów, to właśnie europejski wymiar sprawiedliwości może okazać się dla ACTA nie tylko sędzią, ale i katem. - ACTA jest trupem, do tego osieroconym - mówił już przed miesiącem eurodeputowany SLD, Marek Siwiec. Argumentując, że sędziowie ETS nie powinni mieć nawet okazji do pochylenia się nad porozumieniem, bo eurodeputowani tylko czekają by "utrącić" je w Parlamencie Europejskim.
Idei zbadania ACTA przez ETS bronił wówczas Sławomir Nitras z PO. Przypominając, że jego wyrok pozwoli na wyznaczanie granic ingerencji państwa na przyszłość.
Jestem przekonany, że na skutek sprzeciwu polskiego rządu, który jasno wskazał na zagrożenie naruszenia praw obywatelskich, ACTA nie wejdzie w życie. CZYTAJ WIĘCEJ