Reklama.
Reklama.
Gościnią w podcaście "Hallo Haller" była aktorka i piosenkarka Natalia Lesz. Rozmowa dotyczyła m.in. tego, czy artyści powinni wypowiadać się na tematy społeczne i polityczne. – Patrzę na siebie nie tylko jak na artystkę, ale również jak na człowieka. Jestem kimś więcej niż tylko tym, jaki wykonuję zawód. Moje zaangażowanie wynika z tego, że mamy takie czasy, a nie inne. Gdybym tego nie robiła, to nie spełniałabym do końca funkcji osoby publicznej i byłabym nie fair wobec siebie. Jeżeli ma mnie to kosztować jakiś kontrakt, to wolę być szczera w stosunku do siebie – mówi Lesz. Aktorka podzieliła się również z Dorotą Haller wspomnieniami z czasów, gdy uczyła się w szkole baletowej. – Nie byłam przygotowana na to, co dzieje się w szkole baletowej. Zaczyna się w wieku 10 lat, a kończy, gdy ma się około 18. Dojrzewanie kobiety tam jest nie na miejscu. Biodra są nie na miejscu, piersi są nie na miejscu, jakiekolwiek krągłości są nie na miejscu. I dostaje się lepsze oceny za wygląd. Ja nie miałam z tym problemu, ale słyszałam, jaki stosunek do dziewczynek, które miały inną budowę, mieli profesorowie, znane autorytety – wspomina Natalia Lesz. Zdradziła nam również, czy chciałaby wrócić do Stanów Zjednoczonych, w których mieszkała kilkanaście lat. – Chciałabym tam wrócić, choć mam rodziców, których kocham przeogromnie i chcę być teraz przy nich, a oni nie są gotowi przenieść się do Stanów. Córka chodzi do szkoły międzynarodowej, ale przywiązuje się do ludzi i do miejsc, więc nie wiem, czy tak łatwo byłoby się jej przenieść. Czekam też na wybory w Stanach, ponieważ po Trumpie nie są one takie, jak pamiętałam – mówi Natalia Lesz.