Józef Ciechanowicz był zmorą Włodowa. Prześladował mieszkańców wsi przez długie miesiące, aż w końcu latem 2005 zaatakował tasakiem, rozbitą butelką i groził śmiercią nawet dzieciom. Dwukrotnie wzywana policja nie reagowała, dlatego mieszkańcy postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Wieczorem 1 lipca 2005 roku trzech braci Winków i towarzyszący im sąsiedzi zamordowali Ciechanowicza przy pomocy kijów, szpadli, młotków i pióra od resora. Cztery lata później prezydent Lech Kaczyński uniewinnił sprawców zabójstwa. Ciechanowicz wychowywał się w dysfunkcyjnej rodzinie i bardzo szybko zaczął sprawiać problemy. Już jako piętnastolatek po raz pierwszy trafił do ośrodka wychowawczego, a jego późniejsze życie to właściwie seria pobytów w różnych zakładach karnych w całej Polsce. Był inteligentnym człowiekiem, podczas pobytów w więzieniach dużo czytał i można przypuszczać, że gdyby nie patologiczne dzieciństwo i uzależnienie od alkoholu, jego historia miała szansę potoczyć się zupełnie inaczej. Po raz ostatni zakład karny opuścił w 2004 roku i związał się wtedy z kobietą, wobec której od początku stosował przemoc. Ostatecznie w maju 2005 r. pobił ją tak dotkliwie, że trafiła do szpitala, a później uciekła od konkubenta do swojej rodziny we Włodowie. To rozwścieczyło Ciechanowicza, stracił bowiem dostęp do renty swojej byłej partnerki. Wtedy właśnie jego ataki na mieszkańców Włodowa, które zdarzały się już wcześniej, przybrały na sile. Między innymi rozbił butelkę na głowie córki byłej konkubiny oraz wdawał się w bójki. Rankiem 1 lipca 2005 r. pijany Ciechanowicz ponownie zjawił się we Włodowie, przechadzał się z nożem i wykrzykiwał groźby wobec mieszkańców. Około godz. 17 spotkał Jadwigę Rybak – córkę swojej byłej partnerki i próbował ją zaatakować. Został powstrzymany przez sąsiada kobiety – Tomasza Winka. W czasie szarpaniny zamachnął się na Winka tasakiem, celując w głowę. W ostatnim momencie pan Tomasz zasłonił się ręką. Ostatecznie Ciechanowicza udało się przegonić z Włodowa, a mieszkańcy zgłosili sprawę policji. Funkcjonariusze zbagatelizowali jednak całą sytuację. Sfrustrowani państwo Winkowie pojechali więc na komisariat, gdzie również zostali odprawieni z kwitkiem, a na odchodne usłyszeli zdziwione "cała wieś nie da rady jednemu mężczyźnie?". O godz. 19:00 coraz bardziej pijany Ciechanowicz wrócił do Włodowa, wymachując ostrym narzędziem, groził śmiercią dzieciom bawiącym się na podwórku. Wtedy mieszkańcy postanowili wziąć sprawę w swoje ręce i rzucili się w pościg za prześladowcą. Nie da się do końca odtworzyć przebiegu dalszych wydarzeń i liczby osób w nich uczestniczących, ale skutkiem samosądu wymierzonego przez mieszkańców Włodowa była śmierć Ciechanowicza. Policja odnalazła jego zmasakrowane ciało w zagajniku niedaleko Włodowa. Ostatecznie w sprawie skazanych zostało pięć osób, w tym trzech braci Winków za zabójstwo Józefa Ciechanowicza. W 2009 r. prezydent Lech Kaczyński ułaskawił Krzysztofa, Mirosława i Tomasza Winków. Czy lincz we Włodowie był nieunikniony? W jakim stopniu pośrednią jego przyczyną były zaniechania policji? Czy można mieć pretensje do miejscowych funkcjonariuszy i czy z całej dramatycznej sytuacji zostały wyciągnięte jakieś wnioski? Karolina Opolska zaprasza na rozmowę z dr hab. Piotrem Chlebowiczem, profesorem w Katedrze Kryminologii i Kryminalistyki Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, autorem pozycji „Samosąd we Włodowie. Studium przypadku”