
Czy można mieć douszne słuchawki bezprzewodowe, które oferują świetną jakość dźwięku, doskonale działają z każdym telefonem, dobrze wyciszają otoczenie, a jednocześnie nie męczą podczas długotrwałego użytkowania? Jak się okazuje, tak – udowodniła mi to duńska marka Jabra ze swoimi nowymi słuchawkami Elite 10.
Wiecie, w 2023 roku da się skomplikować naprawdę wszystko. Nawet słuchawki. Kiedyś człowiek miał jedną parę na minijack, pasowały do każdego sprzętu i w sumie tyle. A teraz? Wiadomo, każdy chce mieć słuchawki bezprzewodowe.
Rynek tego sprzętu rozrósł się do niebotycznych rozmiarów. Jeszcze kilka lat temu przecież był to wyśmiewany produkt do lansu spod znaku Apple. I jak to zwykle bywa, wszyscy się pośmiali, a potem każdy zaczął produkować słuchawki na wzór oryginalnych AirPods.
Od tamtej pory (a był to rok 2016) zmieniło się… wszystko. Słuchawki TWS (czyli True Wireless Stereo) są wszędzie, a ich ceny startują od kilkudziesięciu złotych, a kończą się na grubo ponad tysiącu złotych. I do razu trzeba sobie powiedzieć, że… nie wszystkie robią to samo. Te z konstrukcją zamkniętą (czyli dokanałowe, z gumeczkami) świetnie wygłuszają otoczenie, ale przy dłuższym użytkowaniu męczą. Z kolei te bez konstrukcji zamkniętej nie wygłuszają tak otoczenia.
I tutaj pojawiają się Jabra Elite 10, najbardziej zaawansowany model TWS tego producenta. Dlaczego tak bardzo przypadły mi do gustu?
1. Dobrze wygłuszają otoczenie, ale nie męczą
Słuchawki Jabra Elite 10 to teoretycznie słuchawki o konstrukcji półotwartej (z dokanałowymi gumkami), więc nie izolują one użytkownika od otoczenia tak mocno, jak niektóre (właściwie to prawie wszystkie) słuchawki dokanałowe.
Co to daje? Przede wszystkim komfort użytkowania. Gumki pozostawiają dość luzu w przewodzie słuchowym, aby długie korzystanie z tych słuchawek nie było po prostu bolesne. To wszystko dzięki technologii Jabra Comfort Fit, pod którą kryje się po prostu kształt słuchawek oraz jajowaty kształt nakładek żelowych do uszu – to właśnie one robią robotę.
Sam prywatnie używam już konstrukcji dość leciwej, bo Sony WF-1000XM3. I choć można w nich dosłownie wpaść pod tramwaj i nawet tego nie zauważyć, to na dłuższa metę noszenie ich po prostu boli.
W Jabra Elite 10 ten problem nie występuje, a po odpowiednim dobraniu gumek (w zestawie są cztery rozmiary), można po prostu zapomnieć, że coś ma się w uszach.
Oczywiście w pewnym stopniu na tym cierpi wygłuszanie otoczenia – coś za coś. Natomiast… dzieje się to w niewielkim stopniu. A po włączeniu ANC (aktywnej redukcji szumów) jest wręcz bardzo dobrze. A zresztą – ja już i tak wyrosłem z kompletnego wygłuszenia. Dziecko mam w domu, żona się irytuje, jak coś do mnie mówi (a ja kocham sprzątać w słuchawkach) i takie klimaty.
2. Świetnie sprawdzają się z każdym telefonem… albo z dwoma naraz
Jabra to producent sprzętu audio, ale… nie produkuje telefonów. Czy to ważne? Jak się okazuje – bardzo. W gruncie rzeczy bowiem świat słuchawek dousznych jest tak samo mocno podzielony, jak całej telefonii komórkowej.
A więc – jeśli masz Apple AirPods, to tak, możesz je podłączyć przez Bluetooth do swojego telefonu z Androidem, ale nie ma do nich żadnej alternatywnej aplikacji. A po co komu słuchawki za taką kwotę, jeśli nie można korzystać z dodatkowych funkcji, które oferuje apka?
I odwrotnie – wszystkie słuchawki producentów telefonów z Androidem tak, działają na iOS. Do tego chyba każde mają stosowną apkę. Ale różnie bywa z ich aktualizacjami czy jakością.
Jabra Elite 10 to rozwiązanie tego problemu. Aplikacja do tych słuchawek jest doskonała zarówno na iOS, jak i na Androidzie. A żeby było ciekawiej, słuchawki obsługują Multipoint. Możesz je więc połączyć z dwoma telefonami naraz. Nic nie stoi na przeszkodzie, żebyś słuchał muzyki streamowanej ze swojego iPhone’a, a po chwili odebrał rozmowę przychodzącą na jakimś Samsungu.
Mało tego – pozwalają na korzystanie zarówno z Siri, jak i z Asystenta Google. Oraz wspierają masę innych rozwiązań z różnych ekosystemów, także tych z… Windows.
Z tego też powodu Jabra Elite 10 to fajny świąteczny prezent. Nieważne, jaki telefon (czy komputer) ma osoba obdarowana. Sprawdzą się doskonale.
3. Obsługa jest banalna
Niby drobna rzecz, a cieszy. Użytkowanie większości słuchawek na rynku jest po prostu męczące. Często mają one np. dwa dotykowe panele – po jednym na słuchawkę. Używanie tego podczas biegu czy w deszczu (albo ze słuchawkami pod zimową czapką) jest po prostu uciążliwe.
Jabra podeszła do tematu w bardzo… tradycyjny sposób, bowiem do ich obsługi wykorzystuje się dwa bardzo tradycyjne przyciski o wyjątkowo fajnym skoku. Trudno tu coś wcisnąć przypadkiem.
Oczywiście przycisk zarówno na lewej słuchawce, jak i na prawej jest konfigurowalny.
4. Jakość dźwięku jest na bardzo wysokim poziomie
Osobiście żadnym melomanem nie jestem, ale słuchawki grają dokładnie tak, jak oczekiwałbym od sprzętu za około tysiąc złotych. Czyli przede wszystkim bardzo czysto. Zresztą – mimo małych rozmiarów słuchawek głośniki mają aż 10 mm.
Być może zawiedzeni będą fani basu, który spada na ciebie jak grom z jasnego nieba i niszczy bębenki, opony mózgowe i sam mózg, ale… jest naprawdę okej. Takie doznania zapewniają raczej słuchawki o bardziej szczelnej konstrukcji. A właściwie to po prostu nauszne – dokanałowe nigdy nie dadzą w tej kwestii tego czegoś.
Cała reszta jest natomiast jak najbardziej na plus. Na dodatek w aplikacji SOUND+ dostępnych jest kilka predefiniowanych ustawień equalizera. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.
W ogóle sama apka jest naprawdę rozbudowana. Poza tym co wyżej wspomniałem – oferuje nie tylko podstawy takie jak tworzenie predefiniowanych ustawień słuchawek, sprawdzanie poziomu naładowania czy głośności, ale też włączanie i wyłączanie dźwięku przestrzennego czy bardzo fajny gadżet, którego nie ma konkurencja. To... odtwarzanie relaksacyjnych dźwięków natury.
Burza, deszcz, wodospad i inne – fantastyczna sprawa.
Dobrze działają też mikrofony. Choć słuchawki to malutkie pchełki, nie ma problemu podczas rozmowy przez nie w funkcji zestawu głośnomówiącego.
Ciekawy jest też tryb Spatial Sound, który wykorzystuje technologię Dolby Atmos. W tym trybie słuchawki generują nie tylko zwykły dźwięk stereo – dodają pewną głębię do niego. Możesz poczuć się jak w środku sali koncertowej. I co ciekawe, ten dźwięk zmienia się wraz z ruchami twojej głowy. Bardzo ciekawe wrażenie, chociaż prawdopodobnie wyglądałem jak dureń na ulicach podczas testów, kiedy szedłem przed siebie i machałem głową w lewo i w prawo.
5. Długa praca na jednym ładowaniu
Z tym akurat mało która konstrukcja na rynku ma problem, ale dla kronikarskiego porządku – Jabra deklaruje, że słuchawki będą odtwarzać 8 godzin bez ANC i 6 godzin z ANC.
Oczywiście nikt nie używa takich słuchawek bez ANC, ale te sześć godzin z ANC jest zupełnie robialne. Do tego z etui słuchawki można trzykrotnie naładować, zanim będzie potrzebny kabel. To dobre wyniki, choć producent nie podaje danych o wielkości akumulatora.
Czy to słuchawki idealne?
Nie no, oczywiście, że nie. Ideałów nie ma. Przede wszystkim – trzeba pamiętać o tym, że największą siłą Jabra Elite 10 jest uniwersalność. Są słuchawki wygodniejsze, ale grają gorzej od tych. Są lepiej grające, ale są mniej wygodne. I tak dalej.
Jabra Elite 10 to po prostu taki bardzo, ale to bardzo udany all rounder. Z tego powodu trudno na te słuchawki narzekać. Są jak zupa pomidorowa, każdy je polubi.
Choć są i tu pewne niewypały. Np. tryb HearThrough – to takie przeciwieństwo ANC. Teoretycznie pozwala on na lepszy odbiór dźwięków z otoczenia podczas słuchania muzyki w dość jednak wygłuszonych słuchawkach, bo takie mimo wszystko Elite 10 są. Jak to działa? Hałasy są "zbierane" przez mikrofony i "transmitowane" do uszu.
W praktyce nie widziałem żadnej różnicy, gdy tryb miałem włączony i gdy tryb miałem wyłączony. Co poza tym? Wspomniana aplikacja nie jest po polsku.
Ale to… drobnostki.
