
Niewierni kochankowie, strzeżcie się kamery Polsatu. "Zdrady" to nowy serial paradokumentalny, który rusza na antenie tej stacji. Jego bohaterów łączy ten sam problem. Wszyscy podejrzewają swoich życiowych partnerów o niewierność. Już teraz produkcja wywołuje kontrowersje. Na ekranie pojawiają się bowiem sceny rodem z filmów pornograficznych, chociaż program nadawany jest o godz. 20. Czeka nas pościelowa powtórka z mięsnego jeża?
Zobacz także:"Kiedy jesteśmy razem – jest miłość. Z innymi to tylko seks". Swingersi: seksualna poligamia i emocjonalna wierność
Z wielkim niesmakiem obejrzałam wczorajszą emisję serialu "Zdrady". Te porno sceny, te sztuczne i sztywne dialogi, te kłótnie, wyzwiska i popychanki. I to jeszcze o takiej porze!!! Telewizja Polsat emitując seriale na tak żenującym poziomie uwłacza swoim widzom i nie szanuje ich ani swojego czasu antenowego. Jestem głęboko urażona
Z czego wynika powodzenie produkcji tak słabych lotów? Zdaniem Wojciecha Krzyżaniaka, wieloletniego szefa "Gazety Telewizyjnej", właśnie ta prostota i przaśność przemawia do widzów najlepiej. - Niekonieczna jest maestria aktorskiej gry i finezyjne dialogi. Właśnie dla odrealnionych seriali, świecących przepychem scenografii pełnej dizajnerskiego umeblowania, słuszną alternatywą są prawdziwe w duchu i szkaradne szczerością w formie paradokumentofabuły - mówi. Krzyżaniak dodaje, że tego typu programy emitowane są w paśmie przeznaczonym dla odpowiedniej widowni. O tej porze przed telewizorami zasiadają najczęściej gospodynie domowe i bezrobotni. Podobne problemy, jak te poruszane w serialach pojawiają się także w takich popularnych produkcjach jak "Rozmowy w Toku" czy "Sprawa dla Reportera". Od paradokumentów różnią się tylko tym, że zamiast aktorów na ekranie pojawiają się prawdziwi bohaterowie zdarzeń. Krzyżaniak podkreśla, że dla widza takich programów nie ma znaczenia, czy historie, które śledzi są inscenizowanie czy opowiadane "na żywo".
