Prawicowi dziennikarze pokłócili się o Telewizję Trwam i jej miejsce na multipleksie. Bracia Karnowscy, czyli środowisko tygodnika "wSieci", oskarżyli kolegów z "Do Rzeczy", że przyłożyli oni rękę do starań, by ojciec Rydzyk nie dostał licencji. A jeśli Rafał Ziemkiewicz przypisuje Karnowskim metody "Gazety Wyborczej", to musi oznaczać, że konflikt jest naprawdę poważny…
Informacja na wPolityce.pl z 26 lutego: "Jedna ze spółek Platformy Mediowej Point Group, wydawcy m.in. tygodników "Wprost" oraz "Do Rzeczy" złożyła wniosek do KRRiT o koncesję na nadawanie programu telewizyjnego o charakterze społeczno-religijnym. Firma będzie konkurowała o miejsce na multipleksie z Telewizją Trwam".
Z komentarzy pod informacją: "Kupowanie 'Do Rzeczy' to przekazywanie pieniędzy na zniszczenie resztek prawicowych mediów w Polsce", "'Do rzeczy' staje się niedorzeczne", "Nie kupować 'Do rzeczy'. Lisicki i Lisiecki są niewiarygodni", "Poszli tam, gdzie jest kasa".
Podziały na prawicy
Mogą być one mało zrozumiałe dla postronnego widza. Dlatego przygotowaliśmy infografikę pokazującą, kto jest z kim, a kto jest sam.
Bitwa o ojca Rydzyka
Wiadomość o konkurencji dla TV Trwam w walce o wymarzony multipleks narobiła na prawicy sporo zamieszania. I mimo iż ostatecznie Platforma Mediowa Point Group wycofała swój wniosek, część dziennikarzy i komentatorów (w tym także politycy PiS) potraktowała ją jako dowód na to, że środowisko "Do Rzeczy" jest współodpowiedzialne za problemy ojca Rydzyka.
"Proszę zobaczyć, wydawca antykatolicki, jakże często antypolski, wyśmiewający polskość, zaczyna od wydawania tygodnika rzekomo prawicowego. A teraz jeszcze telewizję katolicką chce stworzyć. To nam wszystko mówi, trzeba tylko wyciągnąć wnioski" – stwierdził w wywiadzie dla portalu wPolityce sam redemptorysta.
Krzysztof Czabański, dziennikarz "wSieci", napisał z kolei, że do KRRIT wpłynęły dwie oferty od naprawdę "niezależnych od establishmentu III RP grup": jedna TV Trwam w sprawie kanału o tematyce religijnej, druga zaś od grupy kapitałowej związanej ze SKOK-ami w sprawie kanału edukacyjnego. Sugestia jest tutaj jasna: dziennikarze "Do Rzeczy" pracują dla tej grupy, która hołduje establishmentowi.
W podobnym tonie wypowiadał się Joachim Brudziński, poseł PiS. Na pytanie Moniki Olejnik, czy "rozumie starania Pawła Lisickiego o kanał społeczno-religijny", odpowiedział, że nie zdziwi się, jeżeli za chwilę o ten kanał wnioskował będzie Urban albo Kotliński. "Jest prowadzona gra, że różne osoby, różni wydawcy próbują zrobić wszystko, aby uniemożliwić wejście we współpracę z urzędnikami państwowymi" – stwierdził.
Obrazu dopełnił jeszcze dramatyczny tytuł jednego z tekstów na portalu Prawy.pl: "'Konserwatysta' Lisicki dorżnie TV Trwam?".
Karnowscy jak dziennikarze "Wyborczej"
Reakcja dziennikarzy "Do Rzeczy" tylko potwierdziła, że w mówieniu konflikcie na linii Karnowscy - "Lisiccy" nie ma cienia przesady. W końcu nie codziennie zdarza się, by niedawni współpracownicy wyzywali się od sojuszników "Gazety Wyborczej", co na prawicy jest chyba obelgą największego kalibru. A zrobił to Rafał Ziemkiewicz.
"Smutne jest to, że chęć zablokowania sukcesu naszego tygodnika połączyła w jednym froncie "Gazetę Wyborczą" i Monikę Olejnik z posłem Brudzińskim z PiS i naszymi niedawnymi kolegami, redagującymi dla bliskiego tej partii wydawcy konkurencyjny tygodnik "wSieci". I że ci drudzy przyjęli metody, które w innych sprawach krytykują" – napisał na stronie internetowej swojego tygodnika.
Ziemkiewicz za jednym zamachem uderzył w trzy czułe punkty Karnowskich. Po pierwsze, nie są niepokorni, bo mówią jednym głosem z "GW". Po drugie, nie są niezależni, bo mają związki z PiS. W końcu po trzecie: sabotują tworzenie TV Republika, której naczelnym jest dziennikarz "Do Rzeczy" Bronisław Wildstein.
Tego ostatniego argumentu Ziemkiewicz "nie chce, ale musi" używać.
Linia obrony "Do Rzeczy" przed zarzutami "wSieci" była zaś następująca: wydawcą tygodnika Lisickiego nie jest sama Platforma Mediowa Point Group, a Orle Pióro, spółka, w której PMPG jest co prawda większościowym udziałowcem, ale, jak pisze Ziemkiewicz, "wszystkie decyzje dotyczące spółki i pisma wymagają akceptacji udziałowców mniejszościowych, którymi są dziennikarze tygodnika".
– Dziennikarze "Do Rzeczy" na pewno nic w sprawie wniosku o miejsce na multipleksie nie wiedzieli. Nie było powodu, by w żaden sposób ich winić. Nie widzę też powodu do aż takiej krytyki. Trzeba zapytać tych, którzy krytykują, o ich intencje – mówi w rozmowie z naTemat Tomasz Terlikowski, redaktor naczelny "Frondy", który współpracuje z Wildsteinem przy TV Republika.
Niepokorni idą na noże
Sęk w tym, że wojna między kolegami ze starego "Uważam Rze" toczy się niezależnie od tego, kto i czyim jest udziałowcem oraz jaki ma wpływ na podejmowane decyzje. – Ona trwa nie od dziś, a ojciec Rydzyk był tylko kolejnym pretekstem – zwraca uwagę prof. Wiesław Godzic, medioznawca ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. – Jeśli dochodzi do rywalizacji na rynku tygodników, to naturalną konsekwencją jest rywalizacja o czytelnika, o to, kto jest bardziej "niepokorny". Do tej pory to było robione delikatnie, trochę po angielsku.
Kiedy w grudniu ubiegłego roku Lisicki, Gmyz i Ziemkiewicz ogłaszali, że stworzą nowy tygodnik, gorączkowo odrzucali sugestie o możliwym konflikcie z Jackiem i Michałem Karnowskimi. – Pewne środowiska strasznie się zatroskały, że autorzy niepokorni będą ze sobą konkurować. Strasznie są zmartwieni, że "malutka prawicowa nisza" to dziś 30 proc. społeczeństwa – ironizował wówczas Ziemkiewicz.
W rzeczywistości, co przyznają współpracownicy dziennikarzy, wojenka trwała od dawna. Jak mówił cytowany przez "Politykę" Maciej Łętowski, były wicenaczelny "Życia", do niedawna członek zarządu wydawcy "Rzeczpospolitej" i "Uważam Rze, Karnowscy zawiązali jedynie sojusz taktyczny z grupą Lisickiego, która jest starsza i ma inne korzenie. "Lisicki wyciągnął rękę do nich po upadku "Dziennika". Ale Karnowscy cały czas mieli ambicję, by zbudować coś własnego. Dynamika jest taka, że to Karnowscy staną się twórcami prawicowych mediów" – przekonywał.
Po odejściu z "Uważam Rze" Lisickiego i Karnowskich dawne animozje wypłynęły na powierzchnię. Bitwę o ojca Rydzyka poprzedził grudniowy incydent, tuż po ogłoszeniu, że Platforma Mediowa Point Group będzie wydawać "Do Rzeczy". Wtedy Karnowscy napisali na swoim portalu, że "jeden z wydawców przemysłu pogardy nieczysto atakuje polskie media i łaskawie chce wypełnić zapotrzebowanie na treści prawicowe". Podkreślili też, że to oni są finansowani przez całkowicie polski, niekomunistyczny kapitał.
Kargul z Pawlakiem
Co dalej? – Jeśli dotychczas było "po angielsku", to wkrótce konflikt może się zamienić w pyskówkę – mówi prof. Godzic. Rafał Ziemkiewicz prognozuje zaś: "Podjęcie gry, którą po raz kolejny nam środowisko wspomnianego tygodnika ["wSieci" - red] i różni podpuszczani przez salon strażnicy prawicowej czystości proponują, skończyć się musi tak samo, jak sławna scena z 'Samych swoich'. Dopiero po szkodzie Kargul uświadomi sobie, że garnki, które porozbijał na złość Pawlakowi, były jego".
Ta informacja bardzo mnie niepokoi. Byłoby to oczywiście bardzo dziwne, gdyby wydawca pisma takiego jak "Wprost" otrzymał koncesję na stację społeczno-religijną. To by świadczyło o tym, że jakąś swoją religię lansują… Wiadomo, jakie jest "Wprost" - absolutnie antykatolickie i antychrześcijańskie.
źródło: wPolityce.pl
Rafał Ziemkiewicz
dziennikarz "Do Rzeczy"
Nie chciałbym też odpłacać pięknym za nadobne, emocjonując zatroskanych losem prawicowych mediów czytelników informacją, że wydawca tygodnika "W Sieci" wnioskiem koncesyjnym o ogólnodostępny kanał telewizyjny, którego nie jest i długo jeszcze nie będzie w stanie stworzyć, poważnie szkodzi mocno już zaawansowanemu projektowi prawicowej, ale niepartyjnej telewizji "Republika". CZYTAJ WIĘCEJ
Prof. Wiesław Godzic
medioznawca
Jeśli dochodzi do rywalizacji na rynku tygodników, to naturalną konsekwencją jest rywalizacja o czytelnika, o to, kto jest bardziej "niepokorny". Do tej pory to było robione delikatnie, trochę po angielsku.