Niektóre zespoły są po prostu skazane na sukces. Inne załapują do tego też sporą porcję nienawiści. Limp Bizkit czy Nickelback to formacje, których nienawidzenie stało się modne. Nie oni jedyni muszą mierzyć się z hejtem, wśród nich jest też polska reprezentacja.
Reklama.
Reklama.
To nie mój rock
– Koniec, mam dość tego hejtowania Nickelback (...) Mają na koncie 50 milionów albumów sprzedanych na całym świecie. 11 najlepszych sprzedaży występów na żywo. Jedna z najlepszych kapel w historii według strony "Billboard". Sześć nominacji do nagrody Grammy. 12 nagród Juno – one też się liczą. Sześć nagród "Billboard", dwie statuetki "American Music Award", jedno "People's Choice Awards" oraz tę samą nagrodę, tylko w Kanadzie – mówi postać Deadpoola w klipie z 2018 roku.
Robi wrażenie, prawda? Czy w jakikolwiek sposób wpłynęło to na waszą niechęć do tego zespołu? Tak myślałem.
Paradoksalnie właśnie ta deklaracja "wspaniałości" zespołu Nickelback pokazuje, jak bardzo ludzie przyzwyczaili się nienawidzić ten zespół. Dlaczego, bo jest kiepski?
Moim zdaniem tak, absolutnie tak, ale to nie ma żadnego znaczenia (bo to tylko moje zdanie i masz prawo lubić i kochaćten zespół... ugh).
Nickelback ma oddaną rzeszę fanów. Po prostu ma też równie oddaną rzeszę hejterów. Nie on jeden.
"Osoba, która hejtuje ten zespół, jest dla mnie śmieszna. Mało wie i nie szuka w tej muzyce podstawowych wartości – dobrego przekazu. Jest tu wiara, szczerość i nie ma owijania w bawełnę" – mówiła mi osoba na koncercie Nickelback, gdy w 2016 roku poszedłem na ich występ, by pogadać z fanami kapeli i zrozumieć ich fenomen.
Moje serce i tak skradł typek, który przyczepił się do mnie, że mam zagraniczny napis na koszulce, a nie taki "po polsku". Dziwne, bo miałem wtedy na sobie koszulkę z filmu "Park Jurajski".
Nickelback niewątpliwie stał się benchmarkiem dla zespołów, które "trzeba nienawidzić". Ich akceptacja lub jej brak z czasem stał się wręcz wyznacznikiem tego, jaką jesteśmy osobą. Wszakże nasz gust jest też częścią składową tego, jakimi ludźmi jesteśmy.
Czy jak umawiacie się na randkę z Tindera, nie pojawia się temat muzyki? No właśnie.
Co ciekawe, miną może okazać się słuchanie też... Limp Bizkit. A przynajmniej słuchanie ich "nieironicznie".
Ten zespół wypłynął w połowie lat 90. przy okazji hype'u na chwilowy trend, jaki był nu metal. Podobno Fred Durst, wokalista zespołu, który był wtedy też tatuatorem, wręczył demo swojej kapeli jednemu z członków zespołu Korn. Tak zaczęła się historia jednego z najbardziej znienawidzonego zespołu w historii.
Jak bardzo znienawidzonego, spytacie? Tak bardzo, że sami się z tego śmieją i ich ostatni krążek z 2021 roku nosi tytuł "Still Sucks". Zespół promował go m.in. klipem z użyciem technologii deep fake, by upodobnić się... do Putina, Zełenskiego, Toma Cruise'a i innych znanych twarzy.
Wróćmy jednak na chwilę do polskich artystów, bo jak się okazuje, tutaj też nie brakuje osób, które generują tyle samo podziwu, co hejtu.
Rapy srapy
W chwili, kiedy spytałem w redakcji o najbardziej hejtowaną osobę w polskim przemyśle muzycznym, kandydat był tylko jeden – Sentino.
O kim mowa? Tak naprawdę to Sebastian Enrique Alvarez Pałucki. Twórca jednego z "bangierów", do jakiego może się gibaliście kilka wakacji temu – "Tatuażyk".
To i tak tylko fragment jego meltdownu, jaki miał podczas jednego ze swoich licznych streamów z fanami. Oczywiście takich filmów w sieci jest znacznie więcej.
Potyczki Sentina z jego hejterami stały się już legendarne. Nic dziwnego, że jego ranty na hejterów przybrały formę memów, m.in. takich... motywujących.
Czas na zakupy
Czy jest jakiś zespół, którego muzyka jest tak popularna, że nadaje się na puszczanie w dyskontach i centrach handlowych? Tak, ja też mam na myśli Coldplay.
Nie wszyscy wiedzą, że ten brytyjski zespół muzyczny zaczynał jeszcze... w latach 90. Popularność przyszła znacznie później, co nie zmienia faktu, że z czasem ich muzyka stała się... no właśnie, czy bardziej pasuje nijakość, czy uniwersalność?
Ich muzyka z czasem stała się świetnym akompaniamentem do robienia zakupów w centrach handlowych. Nie można jednak mieć do nich pretensji. Zgapili ten myk od najlepszych – jak np. formacji U2.
Kres dżungli
W 1987 roku zespół Guns N' Roses wydali singiel "Welcome To The Jungle". Oczywiście to był natychmiastowy hit. Lata później zespół – po wielu perturbacjach – wciąż gra koncerty, ale nie brakuje też ludzi, którzy mają dość tej formacji. Co ciekawe – także w szeregach fanów zespołu.
"Zespół niesfornego Axla Rose'a znów podpadł fanom. Środowy (13 października) koncert w Londynie rozpoczął się z ponad godzinnym opóźnieniem. Gdy rockmani w końcu wyszli na scenę, poirytowana publiczność zaczęła rzucać w nich różnymi przedmiotami" – pisał w 2010 roku serwis Interia.
Co gorsza, samemu liderowi zespołu – Axlowi Rose'owi – postawiono ostatnio bardzo poważne zarzuty.
"Axl Rose z Guns N' Roses usłyszał poważne oskarżenia o przemoc i gwałt. Autorką pozwu przeciwko wokaliście jednego z najpopularniejszych zespołów rockowych jest była modelka, Sheila Kennedy" – pisała Weronika Tomaszewska, autorka naTemat. Sprawa zostanie rozstrzygnięta w sądzie.
To jednak tylko kolejny fragment wielkie układanki nienawiści i zarzutów wobec tego zespołu. Może przesadzam, ale nawet członkowie Nirvany nie cierpieli tego zespołu. Przypominam, że to były jeszcze lata 90.
"I też nie jest tak, że jesteście ku*wy numer jeden ludźmi na świecie. Numer jeden najważniejsi. Numer jeden najfajniejsi k*rwa i numer jeden w rocket science i automobile industry. Jesteście pie***onymi jedynakami, którzy się wychowują u swoich matek ku*ew, które mają profile na Instagramie i sobie opracowują swoje zdjęcia face appem i jeżdżą z wami do jakiegoś pie***lonego Egiptu i dają d*py jakimś animatorom z jakichś hoteli all inclusive, żeby potem w Polsce chodzić na kolacje z jakimiś cw*lami od podróbek z Louiego (Louis Vuitton – przyp. aut). Sku*wysyny wiecie, o co chodzi, stop the f*cking hate" – mówił swego czasu Sentino na streamie, przypominając, jak bardzo nie radzi sobie z hejtem.