Grali w tych filmach, by sprawić przyjemność bliskim, bo liczyli na początek nowej franczyzy lub po prostu dostali rolę. Byli szanowanymi aktorami ze świetnym dorobkiem, mimo to coś poszło nie tak i dali się namówić na udział w gniocie. Którzy aktorzy torpedowali swoją karierę?
Reklama.
Reklama.
Zapomniany dyktator
Raúl Juliá urodził się 9 marca 1940 roku w Floral Park w Portoryko. Jak podaje strona IMDb, największa na świecie internetowa baza danych na temat filmów i seriali, Juliá wystąpił w 52 produkcjach kinowych i telewizyjnych.
Dla wielu osób z mojego pokolenia (milenialsi) i tak jednak zawsze będzie kojarzyć się z rolą Gomeza Addamsa z fantastycznych dwóch części "Rodziny Addamsów" z lat 90. Powiem więcej: okazał się najlepszym Gomezem w historii!
Juliá był niewątpliwie świetnym aktorem obdarzonym niesamowitą charyzmą (polecam też film "Żółtodziób" w reżyserii Clinta Eastwooda, gdzie zagrał głównego antagonistę).
Dlaczego więc ktoś z takim talentem i dorobkiem postanowił wystąpić w g*wnianej adaptacji gry "Uliczny wojownik" ("Street Fighter") i to w czasach, gdy tego rodzaju produkcje były raczej poligonem doświadczalnym dla twórców filmowych?
Z jednego prostego powodu – jego dzieci uwielbiały tę grę.
Juliá wcielił się w filmie w Generała Bisona, owładniętego manią wielkości tyrana, który pragnie przejąć panowanie nad światem. Jedyną osobą, która mogła mu w tym przeszkodzić, miał być amerykański pułkownik Guile – w tej roli wystąpił Jean-Claude Van Damme. Jak im poszło?
"'Uliczny wojownik' z 1994 roku to pełne banałów żenujące arcydzieło. Film akcji, który jest ekranizacją jednej z najsłynniejszych gier komputerowych świata, tak naprawdę składa się wyłącznie ze scen walki i bon motów. To jeden z tych filmów, który jest tak okropny, że aż świetny" – pisał o produkcji Drew Schwartz, autor "Vice".
Co ciekawe, po latach reżyser obrazu – Steven de Souza – przyznał w rozmowie z "Guardianem", że tworzenie tego filmu było czystym chaosem. Także m.in. przez Jean-Claude Van Damme'a, który miał wtedy wciągać... nawet 10 gramów kokainy dziennie.
"Studio wręcz zatrudniło opiekuna, który miał się nim zajmować. Niestety okazało się, że opiekun miał na niego zły wpływ. Jean-Claude tak często brał chorobowe, że ciągle musiałem przeglądać scenariusz w poszukiwaniu scen, które moglibyśmy nakręcić; przecież nie mogłem godzinami na niego czekać. Producenci dwukrotnie pozwolili mu wyjechać do Hongkongu i za każdym razem wracał znacznie później, niż powinien. W poniedziałki nie przychodził w ogóle" – wspominał de Souza.
Juliá jednak robił co mógł, by nie zawieść oczekiwań swoich dzieci. Podobno przygotowując się do roli studiował zachowania prawdziwych dyktatorów, starając się wpleść ich gesty we własny występ.
Przez to sposób jego grania w tym filmie powinien być definicją hasła "over the top".
Warto w tym miejscu dodać, że w trakcie kręcenia "Ulicznego wojownika" Juliá zmagał się z poważną chorobą, wywołującą u niego chroniczny ból – od trzech lat bowiem walczył z rakiem żołądka.
Pomimo cierpienia stworzył niezapomnianą kreację w tym campowym potworku, jakim okazał się film. Niestety aktor nie miał szansy zobaczyć finalnego efektu swojej pracy. Zmarł 16 października 1994, zanim film trafił do kin. Miał 54 lata.
Z czasem sceny w tym filmie z jego udziałem nie tylko przeszły do historii, ale dostały drugie życie stając się memem.
Niechciana kocica
"Przede wszystkim chcę podziękować Warner Brothers za umieszczenie mnie w g*wnianym, okropnym filmie. Właśnie tego potrzebowała moja kariera! Byłam na szczycie, a potem 'Catwoman' strąciła mnie na samo dno. Kocham to! O wiele ciężej jest być na szczycie, niż jest się na dnie" – stwierdziła ironicznie Halle Berry, odbierając swoją Złotą Malinę (antynagroda przyznawana najgorszym filmom i występom aktorskim) za tytułową rolę w "Catowman".
Warto pamiętać, że dwa lata wcześniej aktorka wygrała... Oscara na najlepszą rolę pierwszoplanową w dramacie "Czekając na wyrok".
Co ciekawe, aktorka miała problem z filmem już na etapie jego kręcenia.
"Pamiętam, że miałam z tym problem: 'dlaczego Catwoman nie może ratować świata jak Batman i Superman? Dlaczego ona tylko ratuje kobiety przed kremem, który niszczy im twarze?'. Ale byłam tylko aktorką do wynajęcia, a nie reżyserem. Miałam bardzo mało do powiedzenia" – przyznała w obszernym artykule "Variety".
Po latach aktorka wspominała tę produkcję z żalem. W trakcie swojego występu w programie Jimmy Kimmel Live! w 2021 roku wyznała, że to na jej barki spadł ciężar tej nieudanej produkcji.
Przez długi czas miała poczucie, że to wszystko było jej winą. "Przygnębiające było to, że nie wyreżyserowałam go, nie wyprodukowałam, ani nie napisałam. Byłam tylko aktorką" – wyznała w rozmowie z prowadzącym show.
Niepotrzebny weterynarz
Zdarzają się takie filmy, których porażka staje się momentem zwrotnym w karierze aktorów. Takim przykładem zdaje się "Doktor Dolittle" z Robertem Downeyem jr z 2020 roku.
"Właśnie skończył się mój kontrakt z Marvelem i pośpiesznie zająłem się czymś, co zapowiadało się na kolejną dużą, zabawną i dobrze wykonaną potencjalną franczyzę w Dolittle" – tłumaczył aktor w lipcu 2023 roku w magazynie "The New York Times".
Warto w tym miejscu dodać, że film zarobił na całym świecie ponad 251 milionów dolarów przy szacowanym budżecie 175 milionów (nie wiadomo, czy ta suma obejmuje także koszty reklamy produkcji). Taki wynik raczej nie wróży nowej franczyzy. Tak samo, jak ocena krytyków na Rotten Tomatoes, która w chwili pisania tego tekstu wynosi 15%.
Mimo tego niepowodzenia Downey jr uważa ten film... za jeden z najważniejszych w jego życiu.
"Szczerze mówiąc, dwa najważniejsze filmy, które zrobiłem w ciągu ostatnich 25 lat, to 'Kudłaty pies', ponieważ po nim Disney powiedział, że mnie ubezpieczy. Drugim najważniejszym filmem był 'Dolittle', ponieważ stał się dwuipółletnią raną zmarnowanej szansy" – wyznał aktor.
"Nigdy nie pozwól, by dobry kryzys poszedł na marne" – spuentował, dodając, że po tym filmie "zresetował" swoje priorytety i zrewidował, kim powinni być jego najbliżsi współpracownicy biznesowi.
"Nigdy nie pozwól, by dobry kryzys poszedł na marne", ładnie powiedziane. Przypomina, że każdy czasem popełnia błędy. Ważne tylko, by wyciągać z nich później wnioski.