Ostatnie nowinki wypuszczane przez Opla zaskoczyły mnie i to bardzo. Na przykład nowa Astra to sztos, dlatego z zaciekawieniem czekałem na premierę elektrycznej Corsy. I niestety czekał mnie zawód. Fajnie, że auto zyskało nowe nadwozie, ekran i całkiem wydajny silnik elektryczny, ale poza tym to nadal plastikowy, nudny Opel.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Powiem szczerze, że byłem bardzo ciekawy, co Opel pod egidą Stellantisa wymyśli w nowej, zelektryfikowanej Corsie. Astra, którą jakiś czas temu recenzowałem, była ogromnym, pozytywnym zaskoczeniem.
Czytaj także:
Pierwszy raz wsiadłem do Opla, który nie bił po oczach tandetnym plastikiem i topornym designem. No zachwyt!
Jak wyszło z e-Corsą?
Nadzieje dawało nadwozie nowej Corsy, które przeżyło największą metamorfozę. Podobnie jak reszta gamy Opla dostała tzw. Opel Vizor, czyli czarny, zabudowany grill z wydłużonymi, drapieżnymi światłami LED. Tylna klapa także została dostosowana do pozostałych modeli Opla – nazwa powędrowała na środek i zmieniono reflektory na LEDy.
Do tego wymodelowana maska z delikatnym uwypukleniem na środku oraz dwie widoczne linie poprowadzone po bokach nadwozia, które nadają Corsie bardziej aerodynamicznego wyglądu.
Szkoda tylko, że przednie oraz tylne deflektory powietrza przy kołach to tylko plastikowe atrapy, bo w przypadku elektryka mogłyby mieć jakąś funkcję.
Całość nowego wyglądu Corsy dopełniają stylowe, 17-calowe (16-calowe w standardzie) felgi.
Jak w środku?
No właśnie i tutaj czekało pierwsze rozczarowanie, bo poza nowym przełącznikiem biegów oraz odświeżonym, 10-calowym infotainmentem wspieranym przez Qualcomm, jest nuda i plastik. Sam projekt kierownicy jest z grubsza ten sam od wielu lat.
Owszem, rozumiem argument, że to miejskie auto budżetowe, które ma podbić rynek swoją ceną (o niej potem), ale serio, po wypuszczeniu Astry spodziewałem się czegoś więcej.
Ponadto z Opla to w środku nie za wiele zostało – może przełączniki na kierownicy (i wspomniana kierownicz) oraz pod głównym wyświetlaczem. Reszta to już zbieranina podzespołów z innych marek Stellantisa.
Komfort kierowcy oraz pasażera możemy sobie zwiększyć wybierając w opcji fotele z masażem i podgrzewaniem. Ja takowego nie miałem, za to marzyłem o elektrycznym ustawieniu siedzenia, gdyż miałem problem z dostaniem się do pokrętła regulującego kąt nachylenia fotela – taka sytuacja. Obecność plastiku w odcieniu piano black przemilczę.
Plus za to za wygodną alcantarę, miękkie obicia na drzwiach, trzy porty USC-C, ładowarkę indukcyjną oraz nowe Apple CarPlay i Android Auto.
Na tylnej kanapie, jak to w małych miejskich autach, miejsca nie ma za dużo zarówno na nogi jak i nad głową, podobnie jak w bagażniku – niecałe 270 litrów. Jako że jest to elektryk, to niestety małe gabaryty nie wpływają na jego wagę, ponieważ waży tyle, co spalinowy sedan – ponad 1,5 tony.
Jak jeździ?
I tutaj czekało mnie jednak pozytywne zaskoczenie. Do dyspozycji mamy trzy tryby jazdy: Eco, Normal i Sport. Oczywiście w dwóch pierwszych czuć lekkie opóźnienie (jak na elektryka) przy przyspieszaniu, ale już w Sporcie silnik dostaje błyskawiczną responsywność na pedał gazu.
Sam silnik ma 115 kW i generuje moc 156 koni mechanicznych – zdecydowanie wystarczająco, żeby wywołać uśmiech na twarzy kierowcy na dłuższych prostych nawet jeśli weźmiemy pod uwagę, że nowa Corsa ma limitowaną prędkość maksymalną na poziomie 150 km/h.
Poza tym nowe dziecko Opla jest bardzo zwrotne, zawieszenie dość dobrze tłumi nierówności, a jeśli chodzi o zużycie energii, to ono również wypada dość pozytywnie. Na papierze bateria 51 kWh brutto pozwala przejechać 405 km wg WLTP, czyli zużycie wynosi około 14.2 - 14.6 kWh / 100 km.
Tyle teoria. W praktyce było... zaskakująco dobrze. Co prawda na zewnątrz było jakieś 10 stopni Celsjusza, ale jadąc w trybie sport na autostradzie 130 km/h, a przez kilka kilometrów na odcinku bez limitu prędkości – 150 km/h, na liczniku mieliśmy zużycie średnie 19 kWh / 100 km. Dlatego przy sprzyjającej aurze te 350 km może i byłoby możliwe. Zimą już pewnie mniej – jakieś 250 km.
Do tego na wyposażeniu mamy sporo technologii, jak: adaptacyjny tempomat z funkcją stop and go, układ ostrzegania o niezamierzonej zmianie pasa ruchu, system wykrywania zmęczenia kierowcy i układ ostrzegania o pojeździe w martwym polu. Dlatego kwestie bezpieczeństwa Opel ma opanowane i to solidnie.
Cena?
No i tutaj jest ona dość problematyczna jak na autko miejskie, ponieważ w standardzie kosztuje ono 174 700 zł. Sporo, ponieważ elektryczną Megankę można już kupić za 160 000 złotych, a moim zdaniem jest ona bardziej designerska.