Niewielkie społeczności, niszowe magazyny, od czasu do czasu prelekcja, czy wydarzenie na Facebooku – tak wygląda polski liberalizm. Idea, która zachęca do wspólnego działania i powszechnej zgody przegrywa zarówno z nacjonalistami, jak i antyglobalistami. "Tak bardzo skupiliśmy się na procedurach, że zapomnieliśmy o ludzkim wymiarze" – mówi szef liberalnego think tanku.
"W czasach kryzysu, braku perspektyw i braku nadziei młodzi Polacy mają w sensie idei bardzo skromne menu [...] od 1989 r. liberalna Polska abdykowała w świecie idei – napisał we wstępniaku do najnowszego numeru "Newsweeka"Tomasz Lis. "Atrakcyjnej dla młodych ludzi wizji nie przedstawiają ani prezydent, ani premier, ani zajęci sobą politycy lewicy" – dodał.
Nie sposób się z nim nie zgodzić. Radykalna prawica zdążyła stworzyć Ruch Narodowy, którego manifestacje zawłaszczają patriotyczne uroczystości. Z radykalnej lewicy wyłania się a to Manifa, a to grupa 15W08, która podejrzewana jest o zniszczenie butiku Macieja Zienia. Obie strony coraz mocniej podskubują stabilne i zrównoważone centrum, które nie broni się przed atakami. Poza ciepłą wodą w kranie nie oferuje nic, co mogłoby zatrzymać w nim młodych ludzi. Co przestaje wystarczać. Bo, jak pisze Tomasz Lis, coraz częściej ciepła woda może i jest, ale w wynajmowanej mikrokawalerce. Albo u rodziców.
Politycy bez programu
– Polityczni liberałowie nie mają wyrazistej oferty programowej. Są skupieni na
codziennych potrzebach – potwierdza Wojciech Przybylski, redaktor naczelny kwartalnika "Res Publica Nowa" i dodaje, że ci politycy, którzy chcieli przekonywać społeczeństwo do jakichś większych liberalnych projektów, po prostu wycofali się z polityki. Tak, jak Andrzej Olechowski, jeden z założycieli Platformy Obywatelskiej. – To być może największa słabość liberałów. Są po prostu niechętni brudnej grze w polityce. Ludzie inteligentni, wrażliwi, widzą jej słabość, przestaje ich to interesować. To bardzo powszechna cecha. – mówi.
Ogólnie zniechęcenie partiami politycznymi nie rodzi jednak żadnego nowego ruchu. Na co dzień liberałowie oddają pole osobom pokroju posłanki Krystyny Pawłowicz, posła Johna Godsona, czy – z drugiej strony – Wandy Nowickiej, a na koniec i tak głosują na PO na zasadzie "mniejszego zła". Ich postawę utwierdza jeszcze premier Tusk, który przekonuje: "nie róbmy polityki, budujmy drogi".
– Zachłysnęliśmy się konsumpcjonizmem i wyścigiem szczurów, w którym trwanie wmawiamy sobie każdego dnia – mówi Jarosław Makowski, szef Instytutu Obywatelskiego, czyli liberalnego think tanku. – Teraz nie potrafimy poradzić sobie z kryzysem, który odebrał młodym ludziom optymistyczne myślenie o przyszłości. Kiedyś mówiło się, że "jutro będzie takie jak dziś, tylko lepsze". Dziś myślimy odwrotnie – dodaje.
Obywatele bez zaangażowania
Ale za wygraną dali nie tylko politycy, ale także liberalne organizacje. Jedną z nich miało być stworzone w połowie pierwszej dekady XXI wieku Forum Liberalne. Dziś nie działa nawet jego strona internetowa. Świetne epitafium napisał autor artykułu o FL w Wikipedii. "Forum nie prowadzi aktywnej działalności, część jego członków wstąpiła do PO (Eryk Smulewicz, Artur Buczyński, Marek Zieliński)".
Dziś bastionami liberalizmu wydają się być magazyny, z których najważniejsze to "Liberte!", "Kultura Liberalna" i "Res Publica Nowa". Redaktor naczelny tej ostatniej przyznaje, że środowisko z nimi związane to kilak tysięcy osób gotowych spotkać się, czytać, dyskutować. – Nie sądzę jednak, żeby większa część z tych osób zaangażowała się w poważniejszy, polityczny projekt – mówi Wojciech Przybylski.
Faktycznie, żadne z tych środowisk nie stworzyło nigdy spotkania większego niż konferencja, czy panel dyskusyjny. Skala nie wytrzymuje porównania z samym tylko Marszem Niepodległości, który według policyjnych statystyk w 2012 roku przyciągnął 25 tys. ludzi (według organizatorów – nawet cztery razy więcej).
Jarosław Makowski przyznaje, że liberalizm nie ma takiego potencjału do mobilizowania ludzi. – Nie jest gorący, nie tak podniecający politycznie, jak ruch prawicowy, nacjonalistyczny. Sam słownik liberalizmu nie przekonuje do podobnych aktywności, bo kluczowymi pojęciami są tu odpowiedzialność, na autonomia jednostki, procedury, prawo. To nie są angażujące rzeczy. W odróżnieniu od: niepodległości, suwerenności, narodu, czyli słów najważniejszych dla prawicy. One same w sobie, wypowiedziane odpowiednim tonem sprawiają, że człowiek tli się w środku – mówi.
Liberalizm bez zrozumienia
Wojciech Przybylski przekonuje jednak, że polski liberalizm ma wiele do zaoferowania. - Nie widać go co prawda w przestrzeni polityki krajowej, ale na niższym, lokalnym szczeblu już tak. To tam buduje się dialog wokół wspólnej sprawy - zagospodarowania skweru na osiedlu, renowacji ulicy. Kiedy ludzie porozumiewają się co do tego pomimo różnic, działają właśnie w duchu liberalnym - mówi. Dodaje także, że liberalizm może mieć wyrazisty program polegający np. na upowszechnianiu dostępu kultury. W tym duchu powstają takie instytucje, jak Narodowy Instytut Audiowizualny, który działa na rzecz digitalizacji i upowszechniania zasobów. W takich obszarach, gdzie można wyrównywać szanse dla indywidualnego rozwoju liberalizm ma jeszcze wiele do zaoferowania.
Przybylski podkreśla także, że o liberalizm dba w Polsce także Komisja Europejska.
- Unia staje się deregulatorem rynku w interesie obywateli, dba o realizację takich liberalnych postulatów, jak obrona przed monopolami lub nieuczciwą konkurencją - zapewnia.
Jarosław Makowski przekonuje jednak, że o liberalizm w polskiej polityce także powinno się zawalczyć. – Liberalizm powinien być bardziej gorący – mówi i dodaje dla przykładu, że liberałowie nie powinni na przykład oddawać patriotyzmu narodowcom. – Szacunek dla procedur nie oznacza, że mamy nie być dumni z ojczyzny – mówi.
Dodaje także, że idee liberalne nie powinny być abstrakcyjne, a kluczem dla nich są słowa ks. Tischnera: "ja i ty razem, a nie ja i ty przeciw sobie".