W ostatnim czasie fani motorsportu mogli usłyszeć krytyczną opinię o Kubicy z ust Niemca, Waltera Röhrla, dwukrotnego rajdowego mistrza świata. Krytyka na Roberta?
No to mamy problem, bo na palcach jednej ręki można policzyć ludzi, którzy wiedzą kim jest Walter Röhrl i go nie szanują. 66-letni guru w kwestii prowadzenia samochodu, trener sportowej jazdy, pracujący m. in. dla Porsche, gdzie pełni rolę konsultanta i jednocześnie wykonuje ostatnie szlify na topowych modelach marki jest wprost uwielbiany przez miłośników motorsportu. Sympatyczny dziadek jest w świetnej kondycji i w zasadzie nigdy nie zrezygnował z okazjonalnych wyścigów. Karierę sportową rozpoczynał jako narciarz, ale to w rajdach samochodowych obrósł mianem legendy. Opowieści o nim są tak niesamowite, że trudno w nie uwierzyć. Po rezygnacji z rajdów, przeszedł do wyścigów. Zrobił dokładnie na odwrót niż Robert Kubica. W wyścigach nie wiodło mu się najlepiej i oficjalnie odwiesił wyścigowy hełm na kołek. Wciąż ma swoich fanów, którzy czczą go niczym Boga.
To samo można powiedzieć o Robercie Kubicy. Po tym czego dokonał od czasu swojego wypadku ma kibiców nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Również we Włoszech, gdzie znajduje się jego sportowa ojczyzna. Jest bardzo lubiany i szanowany przez zagranicznych dziennikarzy. Łatwo się domyślić, że Röhrla i Kubicę łączy jedno – ogólna sympatia całej rzeszy ludzi ze świata motorsportu.
W ostatnim czasie Röhrl zabrał się, podobnie jak Niki Lauda w F1, za ocenianie talentu, umiejętności i wartości kilku kierowców rajdowych. Niemal wytypował tegorocznego mistrza świata, choć sezon dopiero się rozpoczął, krytykując przy tym jego zespołowego partnera. Oberwało się również Robertowi Kubicy:
"Robert Kubica w mojej opinii nie postępuje rozsądnie. Obawiam się, że kiedyś się zabije. To brzmi strasznie.”
Przypomnę, że Robert zrezygnował ze startów w niemieckiej, bardzo prestiżowej serii DTM aby rozwijać swój rajdowy talent. DTM mimo rozwoju wciąż ma problemy ze światową promocją. Gdyby ktoś pokroju Kubicy trafił do tej serii, jasne jest, że nie tylko w Polsce stałaby się ona dość popularna.
Walter Röhrl kontynuuje:
Wielu kierowców Formuły 1 miało problemy nawet w takim cyklu jak DTM, a przecież obie te serie odbywają się na torze. A gdy zmienia się rodzaj podłoża, jest jeszcze trudniej - a tak właśnie dzieje się w rajdach.”
To prawda. Niewielu kierowców F1 odnosiło sukcesy w DTM i dotyczy to zarówno samego Röhrla jak i równie legendarnego Michaela Schumachera. Ale z tego co wiemy, Robert po testach za kierownicą Mercedesa przygotowanego do tej serii zrobił ogromne wrażenie na wszystkich. Mimo to odrzucił ofertę, wcześniej robiąc to samo z ofertą BMW. Na facebookowym profilu znanego komentatora F1, Cezarego Gutowskiego czytamy:
„Rozumiem też ich rozgoryczenie. W takim trochę symbolicznym, z założenia eventowym teście ludzie z Mercedesa mieli przez chwilę do czynienia z kierowcą najwyższego formatu i realnie opadły im kopary na widok tego, co RK wyrabiał na torze. Napalili się jak szczerbaty na suchary, być może myśląc też, że składają ofertę nie do odrzucenia, a ostatecznie okazało się, że kierowca woli samochód rajdowy.”
Czyżby atak Waltera Röhrla był formą zemsty? A może nie potrafi zdzierżyć, że polski kierowca po krótkim epidocie w F1 i bardzo niebezpiecznym wypadku ma tyle ofert i jest wręcz rozchwytywany przez szefów zespołów niemal wszystkich serii. Tego nie można powiedzieć o niemieckich kierowcach, którzy odnoszą sukcesy tylko w F1, ale w rajdach jest zupełnie sucho.
Ostatnim kierowcą, który miał szanse zaistnieć był Sepp Wiegand, który dość długo współpracował ze Skodą i flirtował z Volkswagenem, ale ostatecznie kopnięto go w przysłowiowy tyłek. Aby jeszcze bardziej zepsuć smak polskim kibicom, Walter Röhrl bardzo krytycznie wypowiedział się na temat Rajdowych Mistrzostw Świata, w których będziemy oglądać Roberta:
„Wcześniej było 10-15 kierowców, którzy byli w stanie wygrać rajd. Dzisiaj jest ich maksymalnie dwóch albo trzech.”
Same pochwały natomiast spadły na Sebastiana Vettela, rodaka Röhrla, który niejako odnosząc się do kilku ostatnich wypadków Roberta dokonał porównania:
„Po prostu zna swoje granice. To podstawowy wymóg jeśli chodzi o wielkiego mistrza. Nie ma żadnych obaw, a jednocześnie wie, kiedy zdjąć nogę z gazu”
Na koniec proponuję komentarz Cezarego Gutowskiego, który podsumował to, co miał do powiedzenia Röhrl:
„To, że w rajdach można mieć poważny wypadek, to wie każdy i RK podejmuje to ryzyko w pełni świadomy zagrożenia. Tak więc tu pan emerytowany rajdowiec nic nowego nie mówi. Natomiast pieprzenie (za przeproszeniem), co to ukochany rodak pana Röhrla, Sebastianek, by wyczyniał na OS-ach to już ludzkie pojęcie przechodzi (…) Generalnie, krakanie nad innymi kierowcami i wieszczenie im tragedii nie jest w dobrym stylu - szczególnie w wykonaniu innego rajdowca. Ale wiadomo - jak się mówi o "polacke" to wszystko można...”
A jakie jest moje zdanie? Ja nie chcę na razie wchodzić w dyskusję, nie podważam opinii Röhrla, ani nie chcę komentować Gutowskiego. Ja chciałbym zauważyć to, co zauważyłem w komentarzach na ten temat. A zauważyłem, że Robert Kubica już obrósł mianem półboga jak to było z Janem Pawłem II. Nie mówić o nim źle, nawet wyrażać własnej, krytycznej opinii.
Patrząc wstecz, nie mniej legendarny Colin McRae miał ksywę McCrash ze względu na niezwykle ostrą, często kończącą się wypadkiem jazdę. Był jednym z tych, którzy rzadko odpuszczali gaz. Wielu wróżyło, że Colin się kiedyś zabije. I zabił się… podczas lotu śmigłowcem.
Robert Kubica też może się zabić, choć jak słusznie stwierdza Gutowski, nie jest w dobrym tonie wróżyć z fusów w ten sposób. Nie mniej jednak teraz powinnismy trzymać za niego kciuki na nowej drodze... sportowej kariery.