Po lewej: magister farmacji Anną Milczarek-Alwaked. Po prawej: Łukasz Jakóbiak.
Po lewej: magister farmacji Anną Milczarek-Alwaked. Po prawej: Łukasz Jakóbiak. Fot. po lewej Google Maps / VIPHOTO/East News

Pani magister farmacji Anną Milczarek-Alwaked znalazła sławę w sieci dzięki wyzywającym zdjęciom. Kupowanie leków w aptece jeszcze nigdy nie budziło takich emocji. Warto jednak pamiętać, że speców od autopromocji w Polsce jest znacznie więcej. Król jest tylko jeden. Imię i nazwisko jego to Łukasz Jakóbiak i najwyższa pora to sobie zwizualizować.

REKLAMA

"Fajna apteka, chciałbym taką w mojej okolicy" – to tylko jeden z licznych komentarzy w sieci na temat apteki na ulicy Chełmskiej 18 w Warszawie. Powód? Kiedy wpisze się tę lokalizację na Google Maps, wyskoczą nie tylko zdjęcia apteki, ale także pracującej tam magister farmacji Anną Milczarek-Alwaked, która pozuje na zmysłowych fotkach.

Tak naprawdę to zdjęcia farmaceutki można zobaczyć także na... sklepowej witrynie. Doceniam pewność siebie.

Można by powiedzieć – mistrzyni marketingu! Ta kobieta znalazła prosty sposób na zwrócenie na siebie uwagi. Jaki? Pokazała siebie, jaka jest naprawdę.

W pewnym stopniu przypomina mi to jeden z ciekawszych przypadków "Hej, oto jestem, spójrz na mnie" w polskiej historii – przypadku Łukasza Jakóbiaka.

– Chciałbym, żeby każdy projekt, który robię, spotykał się jedynie z dobrym odzewem. Niestety to jest bardzo trudne (...) tych złych komentarzy było bardzo dużo. Były też bardzo pozytywne. Cóż mogę zrobić, przyjmuję to takim, jakie było. Żyję dalej. Staram się robić to, co robię najlepiej. Czyli moje wykłady motywacyjne plus wywiady – mówił w 2017 roku Łukasz Jakóbiak.

To była odpowiedź na nieco zaczepne pytanie o "wizualizowanie" sobie rzeczy, co oczywiście nawiązywało do jednej z najbardziej creeperskich akcji, jakie powstały w polskim internecie – mowa o "wizualizacji Level Up", czyli drodze, którą Jakóbiak miał dość do Ellen DeGeneres, słynnej prowadzącej swój własny show w Stanach.

No cóż, okazało się, że wspomniana droga prowadziła donikąd (chociaż to może pewne nadużycie – do samoośmieszenia się i zniszczenia własnej marki, jaką swego czasu było nazwisko "Jakóbiak").

Z czasem Jakóbiak rzeczywiście skupił się na wykładach motywacyjnych i to z tak dobrym skutkiem, że doczekał się tekstu na swój temat na ASZdzienniku – o tym, że stał się uzdrowicielem.

ASZdziennnik to serwis z prześmiewczymi i często zmyślonymi artykułami. Tekst o nim nie był zmyślony.

– Ostatnio na moim kursie była niedosłysząca dziewczyna, nosiła aparat słuchowy. W trakcie jednej z medytacji nastąpiła tak silna reakcja, że słuch zaczął wracać. W internecie można znaleźć jej świadectwo wideo. Oficjalnie laryngolog to potwierdził i aparat został zdjęty – przekonywał wtedy na łamach Gazety Wyborczej.

Zanim jednak Jakóbiak zaczął chwalić się swoimi uzdrowicielskimi umiejętnościami i prowadził wywiady w swojej kawalerce (gościł u siebie nawet prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, co też dużo mówi o powadze tego urzędu) jego CV... wisiało na ulicach.

"W nietypowy sposób postanowił zwrócić na siebie uwagę Łukasz Jakubiak, który szuka pracy. Powiesił olbrzymie CV i List motywacyjny przed wejściem do siedziby EMI Music Poland, w której to firmie chciałby pracować" – pisała o Łukaszu "Wirtualna Polska" w 2010 roku (najwyraźniej z błędem w nazwisku).

Jego CV i list motywacyjny miał wymiary 3 × 6 m. Desperacja, czy raczej desperacka chęć bycia zauważonym?

– Po prostu szukam pracy i chciałem w nietypowy sposób zwrócić na siebie uwagę. Nie lubię się nudzić, chcę działać i mam nadzieję, że jakiś pracodawca to doceni. Pomyślałem, że zwykłe CV może nie być aż tak skuteczne, jak aplikacje w postaci dużych banerów. Od niedawna szukam pracy, może wyjadę za granicę, jeśli tu nic nie znajdę – tłumaczył wtedy Jakóbiak.

Pracodawca nie był oczywiście przypadkowy. Jakóbiak od nastoletnich lat był... łowcą autografów. "W swoim zbiorze miał ponad 500 podpisów i zdjęć z najpopularniejszymi polskimi celebrytami" – w 2020 roku pisał serwis Onet.pl.

"Po raz pierwszy poprosiłem o autograf Briana Scotta. Było to w Krakowie, w studiu telewizji TVN. Właśnie wtedy złapałem bakcyla... To jest hobby, ale traktuję je poważnie, jak pracę. Myślę, że do tego potrzeba trochę szaleństwa, bo jaki normalny człowiek czekałby 12 godzin na Edytę Górniak? Dla zdobycia autografu i wspólnego zdjęcia z gwiazdą jestem w stanie przedostać się wszędzie, "zbajerować", kogo należy. Trzeba mieć naturę paparazzi albo myśliwego, który godzinami potrafi czekać, by potem, w jednej chwili, wkroczyć do akcji i celnym "strzałem" zdobyć swoje trofeum.

Łukasz Jakóbiak

wypowiedź w "Bravo".

Nie jest więc tajemnicą, że ciągnęło Łukasza do błysku fleszy – co samo w sobie nie jest czymś złym. Każdy z nas potrzebuje przecież jakiejś formy walidacji. Jednym wystarczy miłe słowo bliskich, inni np. potrzebują opowiadać swoje historie przed innymi.

Można zadać pytanie, czym byłby świat bez takich osób jak np. magister farmacji Anna Milczarek-Alwaked czy Łukasz Jakóbiak? Wszakże to żywe dowody na to, że szansa na popularność czeka na wyciągnięcie ręki.

Wystarczy wyeksponować swoje wdzięki i najlepiej zrobić coś cringe'owego. Stać się twarzą memów, być pożywką dla szydery i atrakcją tygodnia...

Czy to przypadkiem nie Tyler Dyrden, antybohater ze słynnego "Fight Club" powiedział "dopiero gdy stracimy wszystko, stajemy się zdolni do wszystkiego"? Możliwe. Chyba tak. Oczywiście ta postać była fikcją. Dosłownie i w przenośni.

Nie to, co nasi bohaterowie.

Czytaj także: