Już poprzednik był jednym z najładniejszych crossoverów na rynku, a wersja po liftingu… a, co mi szkodzi. Wydaje mi się, że w tym segmencie nie ma ładniejszego auta w Polsce. Serio, Peugeot e-2008 wygląda świetnie. Dlatego jeśli kupujesz samochód oczami, to twój wybór. Ale jeśli zaczniesz myśleć, to… może być różnie.
Reklama.
Reklama.
Piękny jest – i basta. Serio, jak zobaczyłem samochód na placu u importera, aż się uśmiechnąłem. Zwłaszcza że od kilku lat w pokoju, gdzie podpisuję papiery, wisi plakat z poprzednikiem. I to w tym samym kolorze, co testowany egzemplarz.
Niby nie zmieniło się wiele, co zresztą jest zrozumiałe, bo poprzednik był hitem – od 2019 roku Peugeot sprzedał 700 tysięcy dwatysiąceósemek, z czego mniej więcej co dziesiąte auto było w wersji elektrycznej. Ale trend jest wyraźnie zwyżkowy, bo teraz to już prawie co piąte sprzedawane auto.
Poprzednikiem w naTemat.pl jeździliśmy, ale w wersji spalinowej. Tu możecie poczytać o niej więcej:
Czytaj także:
Teraz natomiast w nasze ręce trafił e-2008, i chociaż jak wspomniałem, zmiany z wyglądu są niby kosmetyczne, to jednak Francuzom ewidentnie udało się trochę poczarować. Co więc się zmieniło?
Przede wszystkim – reflektory. Zniknęły z nich charakterystyczne trzy kły. Teraz główne reflektory są „zwykłe”, natomiast potrójne kły trafiły pod nie, jako światła do jazdy dziennej. Trudno to opisać, ale teraz wygląda to znacznie bardziej efektownie, zwłaszcza że i główne reflektory mają – jak to się modnie mówi – całkiem ciekawą sygnaturę świetlną.
Z tyłu zmiany są bardziej subtelne. Zniknęło logo marki, powiększono za to napis PEUGEOT. Delikatnie przemodelowano też same reflektory, ale to tyle.
W środku z kolei zniknął dżojstik do zmiany trybów jazdy – teraz jest tam charakterystyczny wybierak. Centralny ekran ma teraz 10 cali, a oprogramowanie działa szybciej. I… to tyle.
Więcej dzieje się pod maską. Silnik w e-2008 jest teraz nie tylko mocniejszy, ale i oszczędniejszy – przynajmniej według producenta. Zamiast 136 KM mamy teraz 156 KM. Bateria jest z kolei delikatnie większa – 50 zamiast 54 kWh. Teraz katalogowy zasięg wynosi nie 345 kilometrów, a 406 kilometrów. Oczywiście do tego jeszcze się odniosę.
Bateria mogłaby być większa, ale producentowi zależało na niskiej masę auta. E-2008 waży 1550 kilogramów i jak na elektryka to waga piórkowa. To oczywiście miało skutkować dużym zasięgiem, ale… no właśnie.
Samochód testowałem w warunkach typowo zimowych. Przez tydzień temperatura najpierw oscylowała nieco powyżej zera, padał deszcz ze śniegiem. Jeździłem dość… pokojowo. Czyli ekonomicznie. Zużycie zbliżało się do 20 kWh. Gorzej zrobiło się w drugiej połowie tygodnia.
Wtedy przyszedł mróz i zużycie zaczęło błyskawicznie rosnąć i stanęło finalnie w okolicach 21 kWh z tygodniowych jazd po mieście (bo to nie jest auto w trasę zimą, nie oszukujcie się, chociaż dla porządku – na fragmencie drogi ekspresowej z prędkością 120 km/h zużycie było właściwie identyczne).
Myślę, że gdyby cały tydzień panował mróz, zużycie zbliżyłoby się do nawet 23-24 kWh. Ale zostańmy przy tych 21 kWh. Z prostej matematyki wynika, że jeżdżąc dość ekonomicznie wszystko, co da się wykręcić tym autem zimą, to jakieś 200-250 kilometrów.
A gdybym chciał jeździć po warszawsku, w rzeczywisty sposób, to nie zrobiłbym nawet dwustu kilometrów. W każdym razie – udało mi się przejeździć tydzień na jednym ładowaniu, ale test kończyłem już prawie na oparach.
Czy to problem? I tak, i nie. Jeśli kupujesz to auto jako jedyne dla małej rodziny (a tak Peugeot też pozycjonuje to auto), to podróże w tym cacku będą zwyczajnie męczące. Jeśli kupujesz je do jazdy po mieście – okej. Ale czy nie lepiej po prostu wziąć jakąś tańszą hybrydę plug-in, którą dziennie na luzie zrobisz około 50 kilometrów?
To już pytania otwarte, niemniej jednak – dla mnie zakup auta takiego jak Peugeot e-2008, jeśli patrzysz na cokolwiek innego niż wygląd czy – powiedzmy – kwestie środowiskowe (chociaż wiemy, że w przypadku elektryków to bywa różnie), jest po prostu kłopotliwy. Chociaż najzwyczajniej w świecie to auto mi się podoba.
Dobra – ale co poza zużyciem energii? Prawdę mówiąc… sama przyjemność poza irytującymi multimediami.
E-2008 jeździ dobrze. Dzięki niskiej masie przyspiesza sprawnie, bo do 100 km/h w ciutkę ponad dziewięć sekund. Jest dynamiczny. Bagażnik jest zaskakująco przestronny, w środku jest sporo miejsca, jest po prostu przyjemnie. W środku jest tez oczywiście bardzo stylowo.
Irytujące są oczywiście multimedia, a raczej w ogóle ekran centralny. Po pierwsze – obsługa klimatyzacji z ekranu (oczywiście jak w każdym Peugeocie) zawsze będzie kompletną porażką i nie znam nikogo, kto ma inne zdanie w tej kwestii. Po drugie – multimedia. Niby ekran chodzi szybciej, ale jednak jest ciut ospały, np. przy zmianie piosenek.
Oczywiście jest też Apple CarPlay i Android Auto. Oczywiście połączyć się można bezprzewodowo. I oczywiście połączenie się zrywa niemiłosiernie. Czasem jest dobrze, czasem w trakcie półgodzinnej przejażdżki CarPlay wyłączał mi się kilka razy. To przypadłość wielu aut różnych producentów, ale… da się to zrobić tak, żeby działało. Bo przecież zdarzało mi się takimi autami jeździć.
Pozostaje kwestia ceny. Cennik e-2008 startuje od 195 750 zł (do tego dochodzi rządowa dopłata), ale lepiej wyposażona wersja GT to już ponad 200 tysięcy. Oczywiście wersje z tradycyjnymi napędami są odczuwalnie tańsze.
Czy to dobra oferta? Patrząc na jeszcze aktualne trendy rynkowe – powiedziałbym, że w normie. Ale jeśli patrzę na przyszłe trendy i z jakimi cenami do Polski wchodzą z elektromobilnością Chińczycy – no to już tak różowo nie jest.
Ale jeśli ważny jest styl, to na pewno twoje auto.