To jedna z najdziwniejszych, a jednocześnie wyjątkowo przerażających odsłon życia w Chinach. W Państwie Środka od lat powstają dziesiątki… miast-widm. Brzmi jak filmowy scenariusz, ale tak jest naprawdę. Czemu "widma"? Bo choć nowe miasta przeznaczone są dla milionów Chińczyków, to mieszkają w nich zaledwie dziesiątki tysięcy. W efekcie gigantyczne kompleksy z rozwiniętą infrastrukturą świecą pustkami rodem z horrorów. A wszystko dlatego, że na zlecenie rządu trzeba utrzymać wysokie PKB. Przynajmniej pozornie.
O chińskich miastach-widmach powstał już niejeden reportaż i materiał dokumentalny. Praktycznie każdy uzupełnia mroczna i klimatyczna ścieżka dźwiękowa. Trudno się dziwić – zdjęcia i nagrania robią wrażenie. Fascynacja miesza się z przerażeniem, bo nowoczesne miasta, które są w stanie pomieścić miliony, świecą pustkami. Scenografia idealna dla filmu osadzonego w realiach apokalipsy. To jednak szara, chińska rzeczywistość.
Kilometry dróg, tysiące budynków, setki instytucji i nieruchomości. Wszystko puste. Wielkie centra handlowe, całe osiedla mieszkaniowe, trasy szybkiego ruchu, parki, parkingi, szpitale. Jest tam absolutnie wszystko, czego potrzeba do życia: budynki użyteczności publicznej (kina, teatry, obiekty sportowe) oraz cała około miejska infrastruktura. Problem w tym, że… praktycznie nikt tam nie mieszka. Ulicami przemykają nieliczni mieszkańcy lub bawiące się dzieci.
Chińskie miasta widma
zrzuty ekranu z Google Maps oraz YouTube.com
Wyobraź sobie Warszawę, z której w ciągu chwili znika 90 procent mieszkańców. Mniej więcej tak wyglądają dziesiątki miast w Chinach. Różnica polega na tym, że tam miasta się nie wyludniają, a po prostu nikt się do nich nie wprowadza. Jednym z najbardziej znanych miast-widm jest nowa dzielnica Zhengzhou, w której mogłoby mieszkać 2,5 miliona Chińczyków.
Niestety tylko "mogłoby", bo faktycznie mieszka zaledwie kilkadziesiąt tysięcy. Jakby tego było mało, sporą część z tej garstki stanowią pracownicy administracji oraz budowlańcy. Tak – budowlańcy, którzy pracują nad dalszą rozbudową nowoczesnego miasta. Wszystko dopełnia obraz przewijających się po ulicach sprzątaczy
Do tej pory wybudowano dziesiątki takich – mniejszych lub większych – miast, dzięki czemu już w 2010 roku w Chinach stały 64 miliony pustych mieszkań i lokali w równie pustych miastach. Dlaczego w takim razie Chińczycy, którzy w zdecydowane większości marzą o własnym mieszkaniu, się tam nie wprowadzają? Z prostego powodu – ceny są poza zasięgiem przeciętnej chińskiej rodziny. Nawet tej z klasy średniej.
Ceny najtańszych mieszkań wahają się od 70 do 100 tysięcy dolarów, co przy średnich rocznych zarobkach chińskiej rodziny na poziomie 7 tysięcy dolarów, jest sumą nieosiągalną. Muszą żyć ze świadomością, że niewiele dalej stoją całe puste osiedla, do których nie mogą się wprowadzić. Tymczasem sami żyją często w warunkach uwłaczającej ludzkiej godności.
Lokale wykupują spekulanci, deweloperzy i biznesmeni, którzy traktują je jako przyszłościową inwestycję. W efekcie jedna osoba jest właścicielem kilkudziesięciu mieszkań, a nawet całych dzielnic. W materiale przygotowanym przez stację SBS można zobaczyć, w jaki sposób zachęca się do kupna mieszkań. Kierowcy zbliżający się do miasta są "atakowani" przez dziesiątki osób rozdających ulotki reklamowe. Pracownicy deweloperów ścigają się i przepychają byle tylko wrzucić przez okno auta ulotkę.
Konkurencja jest spora, ale nikt nie zamierza opuścić cen. W efekcie spekulanci nierzadko handlują nimi między sobą. Sami nigdy się nawet w nich nie pojawiają. Błędne koło się zamyka.
Materiał o chińskich miastach-widmach
Niemniej jednak miasta-widma powstawały, powstają i powstawać będą. Ze wspomnianego reportażu dowiadujemy się, że każdego roku w Chinach buduje się dziesięć nowych aglomeracji. Powstają w najodleglejszych zakątkach państwa, gdzie właściwie nie są nikomu potrzebne. – Ostatnią rzecz sprzedałem wczoraj, ale zdarza się, że nikt nie kupuje nic przez cztery-pięć dni – mówi sprzedawca ze sklepu z zabawkami w Zhengzhou.
Po co w takim razie miasta-widma, które w żadnym stopniu nie polepszają standardu życia Chińczyków? Dla statystyk tamtejszego rządu, którego priorytetem jest stały wzrost ekonomiczny. A przynajmniej jego pozory. Gillem Tuloch, analityk chińskiego rynku nieruchomości wyjaśnia w materiale telewizji SBS, że Chiny chcą utrzymać nierealny wręcz wzrost PKB na poziomie 10 procent. – Centrala dyktuje warunki według, których wskaźnik PKB ma być na takim, a nie innym poziomie. Żeby to osiągnąć trzeba budować, więc budują. Zapominają niestety, że nie chodzi tylko o ilość, ale jakość wzrostu ekonomicznego – słyszymy.
Eksperci nazywają to największą na świecie bańką spekulacyjną, która z czasem na pewno pęknie i poskutkuje katastrofą gospodarczą. Natomiast trochę inne światło na miasta-widma rzuca Adam Machaj, który prowadzi blog Raport z Państwa Środka. Jego zdaniem przedstawianie Chin w tym kontekście jest niesprawiedliwie, bo zapomina się o jednym istotnym aspekcie – migracji ze wsi do miast.
Autor wyjaśnia, że budując miasta i całe osiedla mieszkaniowe Chiny przygotowują się z wyprzedzeniem na tę migrację. Dzięki temu rząd uchroni się przed powstawaniem gett, które nie spełniają żadnych norm sanitarnych. Machaj tłumaczy, że przeniesienie się ludności to naturalny proces, jakiemu teraz podlegają Chiny.
Miało być piękne i tętnić życiem. Niespełna 10 lat od czasu wbicia pierwszej łopaty chińskiemu miastu Chenggong daleko jednak do metropolii z prawdziwego zdarzenia. Nowe mieszkania stoją puste, a na ulicach nie widać ludzi. Samo Chenggong aspiruje zaś do miana największego "miasta widma" w Azji.
W Chenggong, które miało wyznaczyć kierunek rozwoju dla oddalonego o 20 minut jazdy samochodem miasta Kunming, wybudowano także nowe kampusy uniwersyteckie. Także one wciąż świecą pustkami. CZYTAJ WIĘCEJ
źródło: niewiarygodne.pl
Adam Machaj
Chodzi o niespotykaną dotąd w historii świata migrację ludności z wsi do miast. I nie jest to tylko zjawisko obrazowane przez chłopa, który z tobołkiem przemierza chińskie bezdroża aby po kilku dniach podróży postawić nogę w Pekinie czy Tianjinie ale jest to również kwestia rozrostu miast (metropolii), które poprzez urbanizację terenów zamiejskich poszerzają swoje granice CZYTAJ WIĘCEJ