W czwartek wieczorem w kinie Muranów w Warszawie odbył się pokaz specjalny "Maestra", filmu Netfliksa w reżyserii Bradleya Coopera. To opowieść o legendarnym amerykańskim kompozytorze i dyrygencie Leonardzie Bernsteinie, a szczególnie jego skomplikowanym małżeństwie z Felicią Montealegre Bernstein. Reakcja widowni nie pozostawiała wątpliwości: poruszający "Maestro" może naprawdę zdominować przyszłoroczne Oscary. A jak poradził sobie Cooper z batutą w dłoni? Ocenił to Adam Sztaba, polski dyrygent, kompozytor, aranżer, muzyk.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Bohaterem filmu Netfliksa "Maestro" jest Leonard Bernstein, jeden z najwybitniejszych kompozytorów i dyrygentów XX wieku, którego najsłynniejszymi dziełami są m.in. musicale "West Side Story", "On the Town", "Zwariowana ulica", operetka "Kandyd" czy symfonie "Jeremiah" i "Kaddish". Dzięki swoim wszechstronnym talentom Amerykanin, syn żydowskich emigrantów z Rosji, do dziś jest w czołówce najbardziej znanych i szanowanych postaci w historii muzyki klasycznej i rozrywkowej.
Bradley Cooper jest nie tylko reżyserem, producentem (razem z Martinem Scorsese i Stevenem Spielbergiem) i współscenarzystą "Maestra" wraz razem z nagrodzonym Oscarem za "Spotlight" Joshem Singerem – wciela się również w zmarłego w 1990 roku Bernsteina. To drugie jego reżyserskie dzieło po świetnie przyjętym filmie "Narodziny gwiazdy" z 2018 roku, który łącznie był nominowany do ośmiu Oscarów i został nagrodzony statuetką za najlepszą piosenkę, hit "Shallow" Coopera i Lady Gagi.
"Maestro" głównie skupia się jednak na trudnej historii miłosnej – Leonarda Bernsteina z jego żoną, kostarykańsko-chilijską aktorką Felicią Montealegre Cohn Bernstein, którą w filmie gra dwukrotnie nominowana do Oscara brytyjska gwiazda Carey Mulligan.
Ich małżeństwo trwało 27 lat (do śmierci Felicii na raka płuc w 1978 roku), doczekali się trójki dzieci, ale było skomplikowane i nieoczywiste. Utytułowany muzyk nigdy tego publicznie nie wyznał, ale był osobą homoseksualną lub biseksualną. Jego ukochana doskonale wiedziała o jego ciągłych romansach z mężczyznami, na które miała się zgodzić, jednak z roku na rok generowały one coraz więcej konfliktów.
Pokaz specjalny "Maestra" Netfliksa w kinie Muranów w Warszawie
W czwartek wieczorem zaproszeni goście mieli szansę obejrzeć "Maestra" dzień przed polską kinową premierą (od 8 grudnia film jest dostępny w wybranych kinach) – na pokazie specjalnym zorganizowanym w kinie Muranów w Warszawie.
Na jeden wieczór stołeczne kino zamieniło się w świat Leonarda Bernsteina w klimacie retro: na ścianach zawisły plakaty ze stylowymi, czarno-białymi fotosami z filmu, z głośników sączyła się niesamowita muzyka amerykańskiego artysty. Pojawili się też polscy utytułowani muzycy, jak Leszek Możdżer czy Adam Sztaba, ale też aktorzy, jak Ignacy Liss, gwiazda "Znachora" Netfliksa czy Aleksandra Hamkało.
Co ciekawe, na polski pokaz "zaprosił" widzów sam Bradley Cooper. Oczywiście nie dosłownie, jednak reżyser i producent sam zatwierdza każdy seans specjalny czy premierę "Maestra", gdziekolwiek na świecie. Ten w Warszawie również odbył się więc za jego błogosławieństwem.
Po ponad dwugodzinnym seansie filmu, który zabiera widza nie tylko w podróż po kolejnych latach wspólnego życia Bernsteinów, ale również kinowych epokach (każda dekada kręcona jest w charakterystyczny dla danego okresu Hollywood sposób), na sali zapadła pełna emocji cisza.
Co więcej, widzowie zostali na sali aż do samego końca napisów okraszonych utworami Leonarda Bernsteina. W kuluarach nie brakowało opinii, że to film, który mocno namiesza w nadchodzącym sezonie nagród.
Zresztą według branżowego magazynu "Variety" Bradley Cooper i Carey Mulligan mają nominacje do Oscarów za role pierwszoplanowe w kieszeni, a statuetka powędruje właśnie do aktora (w kategoriach aktorskich Cooper był nominowany już czterokrotnie: za "Poradnik pozytywnego myślenia", "American Hustle", "Snajpera" i "Narodziny gwiazdy").
Kompozytor i dyrygent Adam Sztaba: "Bradley Cooper wykonał tytaniczną pracę w temacie dyrygowania"
Obecny na pokazie Adam Sztaba, kompozytor, dyrygent, pianista, aranżer i producent muzyczny, nie ukrywa, że "jest zakochany w Bernsteinie". – Był geniuszem. To był człowiek bezgranicznie zakochany w muzyce. Pod koniec życia powiedział, że najbardziej kocha ludzi i muzykę. Nie wiedział, co bardziej, ale starał się połączyć obie te rzeczy, grając, będąc dla ludzi, dając im siebie w postaci swojej twórczości. Kontakty z ludźmi poprzez muzykę były najgłębsze, jakie Bernstein poznał w życiu, to było nieprawdopodobne – mówił w rozmowie z naTemat.
Jak podkreśla Sztaba, Bernstein nie czuł się "tylko kompozytorem" czy "tylko dyrygentem", ale po prostu muzykiem, co również jemu jest bliskie. – Utożsamiam się z tym. Ja również absolutnie czuję się muzykiem. Bez szufladek, spójność – podkreślił, wychwalając również otwartość Amerykanina wobec różnych gatunków muzycznych.
– On nie dzielił muzyki na gatunki i chyba nie znajdę drugiego takiego przykładu. Dla Bernsteina nie było ważne, czy jest jazz, soul, muzyka poważna, The Beatles czy Wagner. W dużej mierze oddał się muzyce poważnej, ale przecież napisał wspaniałe "West Side Story" – zauważył.
A jak według Adama Sztaby, dyrygenta, poradził sobie Bradley Cooper z batutą w dłoni? – Oczywiście były momenty, w których widać było, że to aktor, ale widać ogromną, wręcz tytaniczną pracę, którą Cooper wykonał w temacie dyrygowania i obserwowania Bernsteina – ocenił muzyk po seansie w kinie Muranów.
Adam Sztaba ocenił "Maestra" jako hołd dla Leonarda Bernsteinai wyraził nadzieję, że zacznie powstawać więcej filmów o muzykach poważnych, które przekreślą istniejące w społeczeństwie stereotypy na ich temat ("poważni panowie w garniturach").
Podkreślił, że reżyserowi Bradleyowi Cooperowi głównie chodziło nie o muzykę, a o pokazanie prywatnego, melodramatycznego wątku bardzo trudnego małżeństwa artysty, co według polskiego muzyka było dobrą decyzją.
– Mocno się z tym utożsamiam, bo wiem, że każdy dyrygent, kompozytor, muzyk zmaga się z odwiecznym dylematem, jak podzielić czas, jak podzielić dobę. W jakim stopniu oddać się pasji – a z pasją niestety się nie dyskutuje – a w jakim ją przerwać albo próbować przerwać nawet na siłę i stwierdzić: "zaraz, zaraz, mój syn ma sześć lat i nigdy więcej już nie będzie miał sześciu lat". Ten czas przecieknie między palcami i nie da się go nadrobić – szczerze powiedział w naTemat.
Bliscy kontra muzyka, prywatność kontra pasja to zdaniem Sztaby dylemat, o którym można porozmawiać z każdym kompozytorem czy dyrygentem, który spalał się w muzyce. – Bernstein spalał się ekstremalnie i stąd również te nieprawdopodobne problemy w jego życiu rodzinnym – ocenił.
– Tej wspomnianej kontry nie powinno być, powinno być współdziałanie, ale bardzo często go nie ma, bo jest to nieprawdopodobnie trudne. Myślę, że całe życie uczymy się, jak to pogodzić: ja sam często czuję zew i biegnę do pracowni. Na szczęście mam ją w domu, ale uciekam wtedy z salonu, kolacji rodzinnej. Potem myślę sobie: "czy ja musiałem to robić akurat w tym momencie?". Pewnie nie musiałem, ale to było silniejsze – przyznał polski aranżer.
Adam Sztaba podsumował: "Pozostaje pytanie, czy z tym walczyć, temperować tę pasję, czy to jednak część naszej natury. Myślę, że Leonard Bernstein z tym właśnie się zmagał, ale cenę niestety płaci się wysoką".
Film "Maestro" w reżyserii Bradleya Coopera od 8 grudnia można oglądać w wybranych kinach, a od 20 grudnia na Netfliksie.
Dyrygowanie Leonarda Bernsteina było bardzo specyficzne, bardzo emocjonalne. Scena w filmie "Maestro", w której bohater dyryguje w kościele II Symfonię Gustava Mahlera, "Zmartwychwstanie", wygląda dokładnie jak wszystkie wykonania Bernsteina. Końcówka to było zawsze rozdzieranie szat: Bernstein patrzył do góry, nie na orkiestrę, wykonywał szerokie gesty, był cały mokry, spocony, z oczu leciały mu łzy. To było eksplozja. W innych scenach kamera oczywiście ukrywa ręce Coopera albo pokazuje go z tyłu, ale ta scena w kościele jest żywym dowodem na to, jaką tytaniczną pracę wykonał Cooper. Być może to jego wielki, odkryty właśnie talent (śmiech).