Donald Tusk jeszcze wygłaszał swoje exposé, gdy w mediach gruchnęła wiadomość: Polska ma wprowadzić regulację związków osób tej samej płci. Tak orzekł 12 grudnia Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. To finał toczącej się od sześciu lat sprawy pięciu polskich par, które we własnym kraju nadal są traktowane jak gorszy sort. Jednocześnie jest to pierwszy sprawdzian dla rządu Koalicji 15 października.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W Polsce możesz żyć z ukochaną lub ukochanym 20 lat, trwać przy sobie na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, a mimo to, jeśli jesteście tej samej płci, państwo będzie Was traktować jak obcych ludzi, ze wszystkimi tego smutnymi i kosztownymi konsekwencjami. Heterycy mogą się w tym czasie trzy razy rozwieść, publicznie zdradzać, wywoływać skandal za skandalem, ale Polki i Polacy LGBT, choćby stanęli na rzęsach, są niewidzialni dla własnego kraju.
To okrutna rzeczywistość tysięcy jednopłciowych par w kraju w środku Europy, które – jak uznał ETPCz – doświadczają dyskryminacji, gdyż państwo narusza ich prawo do życia prywatnego i rodzinnego. Po tym wyroku Polska ma obowiązek zaoferować swoim obywatelom możliwość formalizacji związku, a nie skazywać ich na wieczne "bez żadnego trybu".
Błyskawicznie przyszedł pierwszy sprawdzian dla rządu Donalda Tuska, który dziś z dużym uznaniem przedstawiał nową ministrę ds. równości, Katarzynę Kotulę (Nowa Lewica). Zaznaczył jak ważną sprawą jest zapewnienie równości Polkom i Polakom niezależnie od ich cech, w tym orientacji. I w tym momencie wjechał wyrok ze Strasburga, który z powodu tajmingu zabrzmiał jak "sprawdzam", choć jest zakończeniem postępowania trwającego od 2017 roku.
Najmłodsi wyborcy, którzy tak bardzo zmobilizowali się 15 października, mogą tego nie pamiętać, starsi mogą nie chcieć. Obowiązkiem dziennikarki jest jednak przypomnieć, że podejście Donalda Tuska do równości małżeńskiej można eufemistycznie określić "to skomplikowane". A pod tym zwrotem kryją się wielokrotne obietnice wprowadzenia związków partnerskich, a potem żenująca licytacja na projekty ustaw wewnątrz Platformy Obywatelskiej – który z nich da mniej obywatelom (w domyśle: by nie rozdrażnić PiS-u i biskupów).
Ostatecznie zawsze kończyło się na niczym, a polskie, tęczowe rodziny nie mają ochrony, która im się po prostu należy – bez usprawiedliwiania, tłumaczeń i wielopiętrowych argumentów, które już wielokrotnie padły. To żenujące, że w 2023 roku Polska sortuje swoje obywatelki i obywateli (i nie zaczęło się to w ciągu ostatnich ośmiu lat razem ze strefami wolnymi od "ideologii" LGBT).
Europejski Trybunał Praw Człowieka mówi jasno: władze RP mają to bezzwłocznie zmienić. Nie wiadomo, co z takim projektem zrobi prezydent Andrzej Duda, który równolegle z 75. rocznicą uchwalenia Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, świętowaną przez niego w Genewie, ułaskawił bandytkę skazaną za napaść na osobę z tęczową torbą (notabene zgodnie z przepisami, które nieopatrznie zaostrzył Zbigniew Ziobro).
Pytanie brzmi, co zrobi premier Donald Tusk, który – przynajmniej retorycznie – zmienił swoje podejście do wielu kwestii. Czy "szczęśliwej Polski już czas" dotyczy także tęczowych Polek i Polaków? I czy mogą dostać godną ustawę o równości małżeńskiej, zamiast ogryzka w postaci związków partnerskich?
Oczywiście Prawo i Sprawiedliwość podniesie krzyk. Kościół podniesie krzyk. Ale to jest to, czego można się spodziewać i czym nie należy się przejmować. To jest moment na to, by udowodnić, że w Polsce może być normalnie.
LGBT to ludzie. Polki i Polacy LGBT to ludzie. Czas na równość małżeńską, bo Polska jest tego warta.