Władza powszechnie wykorzystuje sukcesy sportowców. Tak też może być w przypadku ewentualnego sukcesu polskich piłkarzy na Euro 2012. Zadowoleni Polacy zapomną o starych grzechach rządu, który będzie spotykał się z zawodnikami i ogrzewał w ich blasku.
Politycy to szczególni kibice. Trzymają kciuki za zawodników nie tylko ze względów patriotycznych, ale także czysto pragmatycznych. Jeśli Polska reprezentacja będzie strzelać gole na Euro 2012, piłkarze mogą stać się bezcenni dla gabinetu Donalda Tuska. Wyborcy na chwilę zapomną o bolesnych i kontrowersyjnych reformach i o wpadkach rządu.
Rządzący często spotykają się z tymi, którzy dobrze kojarzą się ludziom, a najchętniej z tymi, którzy właśnie osiągnęli sukces. Stąd też różni zawodnicy są zapraszani na śniadania do prezydenta i premiera. Najważniejsze osoby w państwie nagle okazują się wielkimi fanami danej dyscypliny.
Z wizytą u władz państwowych bywali piłkarze ręczni, lekkoatleci czy siatkarze.
- Takie spotkania z najważniejszymi osobami w kraju, to rodzaj wielkiego wyróżnienia. Dla nas to wspaniała sprawa, że możemy spotkać się z nimi. To docenienie sukcesu. Zawodnicy wiedzą, że politycy nie mają czasu nas oglądać - twierdzi Krzysztof Ignaczak, libero reprezentacji polski, który w zeszłym roku, po zdobyciu brązowego medalu Mistrzostw Europy, był na śniadaniu u premiera.
- Podczas takiej wizyty obowiązują oczywiście pewne kanony, jakie muszą być zachowane w takich przypadkach. Sama rozmowa jednak zazwyczaj jest bardzo luźna. Pamiętam nasze spotkanie u Donalda Tuska latem ubiegłego roku. Zdziwiliby się wszyscy, jak dużą wiedzę na temat siatkówki ma premier - podkreśla reprezentant Polski.
Rafał Chwedoruk, politolog twierdzi, że poprzez takie spotkania przedstawiciele władzy nie realizują długofalowej kampanii marketingowej, ale chcą pokazać, że są zwykłymi ludźmi.
- Spotkania władz ze sportowcami to działania krótkofalowe. O sukcesach naszych mistrzów sportu szybko zapominamy, bądź są oni często z niszowych dyscyplin - twierdzi politolog Rafał Chwedoruk.
Rezultat polskiej reprezentacji na Euro może wpłynąć na postrzeganie rządu. Jeśli nasi wyjdą z grupy, narodowy optymizm wśród Polaków będzie na tak wysoki poziomie, że mogą zapomnieć o rządowych wpadkach. Dlatego premier Tusk powinien szczególnie mocno trzymać kciuki za podopiecznych Franciszka Smudy.
Polityka i sport. Ciemne oblicze
Sportowcy pod polityczną presją to zjawisko typowe nie tylko w naszym kraju. Najgorzej jest w państwach autorytarnych.
Polityka ma silny wpływ na sport na Kubie. Z tego powodu tamtejsi siatkarze nie wykorzystują w pełni swojego potencjału, a reprezentacja nie jest tak silna, jak mogła by być.
- Kuba ma bardzo dużo zdolnych młodych zawodników, ale z pewnych powodów w ostatnich latach ich reprezentacja jest autentycznie osłabiona. Gdy tamtejsi siatkarze otrzymują ofertę wyjazdu za granicę to rodzima federacja im to uniemożliwia. Nie mogą przez to występować w silniejszych ligach niż kubańska, marnują często swoje talenty gdyż nie mogą się sprawdzać w meczach z najlepszymi - twierdzi Edward Skorek, mistrz świata i olimpijski w siatkówce.
Wielu kubańskich siatkarzy ucieka też do innych krajów, gdy goszczą w nich na rozgrywkach. Potem pomagają w ucieczce innym siatkarzom.
W jeszcze gorszej sytuacji znajdują się piłkarze z Korei Północnej. Oni nawet nie mają szansy na ucieczkę. Reprezentacji Korei udało się zakwalifikować na ostatnie Mistrzostwa Świata w piłce nożnej. Trafili niestety do silnej grupy i zajęli w niej ostatnie miejsce. Choć z Brazylią przegrali tylko 1:2, to następnie zostali rozgromieni przez Portugalczyków 7:0, a na koniec ulegali Wybrzeżu Kości Słoniowej 0:3. Szczególnie bolesna była klęska w meczu z Portugalią. Spotkanie to, pierwszy raz w historii, pokazywała bowiem reżimowa telewizja. Łatwo wyobrazić sobie, jaką wściekłość musiała we władzach wywołać ta klęska, którą widział cały kraj. Nie wiadomo, co się ostatecznie stało po mundialu z piłkarzami Korei, ale zesłanie do obozów pracy jest bardzo prawdopodobne.