Sylwia Peretti opublikowała nowy poruszający post w mediach społecznościowych. Gwiazda z "Królowych życia", która niedawno straciła syna, zdobyła się na piękny gest. Pokazała, co wydarzyło się w ramach akcji "Paczka Peretki" w domu dziecka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W lipcu Sylwia Peretti doświadczyła najgorszej z możliwych tragedii, która może przydarzyć się rodzicowi. Jej jedyny syn zginął w wypadku samochodowym wraz z trzema innymi mężczyznami.
24-letni Patryk Peretti, kierowca pojazdu, będąc pod wpływem alkoholu, stracił kontrolę nad autem, co doprowadziło do uderzenia w mur. 21 lipca bohaterka programu "Królowe życia"pochowała swojego jedynego syna w Krakowie.
Przez ostatnie lata celebrytka wraz z synem obdarowywała potrzebujących prezentami w ramach projektu "Paczka Peretki". W listopadzie Peretti zapowiedziała, że nie przerwie tej tradycji.
Sylwia Peretti o tym, co wydarzyło się w domu dziecka w tym roku
Jak zapowiedziała, tak zrobiła. W mediach społecznościowych pokazała kulisy akcji dobroczynnej z tego roku.
"Kiedy zgasło nade mną słońce, musiałam sama stać się słońcem, chociażby dla tych dzieciaków, które czekały... Wiem, że również czekacie na relacje, na filmiki z Domu Dziecka. Dlatego wrzucam backstage z wczorajszego wieczoru. Niebawem cały materiał" – napisała.
"Piąty rok z rzędu, dzięki Wam, Paczka Peretki dotarła do potrzebujących z kilku placówek. Dziękuję, że kolejny raz nie zawiedliście" – dodała.
"Ja nie zawiodę, dopóki żyję – obiecałam! I choć teraz stoję przed Wami obojętna, to tylko dlatego, że widziałam już najczystsze dobro i najstraszniejsze zło, a przechodząc przez piekło, nie dałam mu się pochłonąć..." – wyznała.
"Uśmiechy tych istot z filmiku, ich wdzięczność i bezwarunkowa miłość, dały mi wczoraj siłę, choć tak strasznie się bałam, że nie podołam... i Ty Synek byłeś, jesteś przy mnie cały czas" – zwierzyła się na koniec.
Peretti o bólu po starcie syna. "Mnie pozostał jedynie tatuaż"
Warto wspomnieć, że Peretti pod koniec października zgodziła się na swój pierwszy oficjalny wywiad od czasu śmierci swojego dziecka. "Nie będę na siłę tłumaczyć sobie, że potrzebuję czasu, że czas wyleczy moje rany, że gdzieś w tle doświadczenia, jakim jest strata dziecka, ukryta jest wielka życiowa lekcja. Tam nie ma nic poza bólem, który rozrywa mnie od momentu, kiedy otwieram rano oczy, aż do chwili, kiedy zasypiam wieczorem" – powiedziała w "Vivie!".
W rozmowie otworzyła się na temat życia po utracie syna, dzieląc się również wspomnieniami z ich ostatnich momentów spędzonych razem, w tym ostatnią rozmową. Skomentowała również stan, w jakim był jej syn Patryk, decydując się prowadzić auto. Wyraziła niezrozumienie, dlaczego to właśnie on, a nie jego trzeźwy przyjaciel, siedział za kółkiem.
"Dla mnie cała czwórka zawiniła tragedii, którą dziś przeżywam ja oraz wszystkie rodziny zmarłych. Oni zapłacili największą cenę, którą człowiek płaci za kardynalne błędy, kierowane nieodpowiedzialnością, a my, ich najbliżsi, żyjemy z pokłosiem feralnej nocy, z całym bólem, z poczuciem straty, z wyrwą, która pojawiła się w naszych życiach" – podkreśliła.
Później na Instagramie celebrytka wyznała, że ma dość tego, że internauci i różne serwisy piszą o niej w przykry sposób, obwiniając ją za zdarzenie, do którego doszło w Krakowie w nocy z 14 na 15 lipca.
"Pierwszy i ostatni raz otworzyłam niezagojone rany. Nic gorszego niż tragedia z 15 lipca mnie już spotkać nie może. To krzyczące nagłówki i ludzka nienawiść zmusiły mnie, by ten jeden raz zabrać głos - dla Patryka" – oznajmiła, zachęcając do tego, by zapoznać się z wywiadem, który ukazał się na łamach "Vivy!".
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.