Teściowa w Wigilię kazała mi jeść karpia. Dlaczego mamuśki nie lubią wege partnerów? [LIST]
redakcja naTemat
25 grudnia 2023, 15:04·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 grudnia 2023, 15:04
"Kiedy 10 lat zaczynałam się spotykać z moim mężem, teściowa mnie uwielbiała. Mówiła, że ja taka mądra, ładna. Później poszliśmy razem do restauracji i dowiedziała się, że jestem wege. Wtedy minęła sympatia" – pisze nasza czytelniczka.
Reklama.
Reklama.
Teraz moja teściowa nie lubi mnie tak samo, jak nie lubi imigrantów i Żydów. Do nich jest uprzedzona, bo "gwałcą" i "kradną", a do mnie, bo nie jem mięsa i ryb. Kiedy mój mąż poprosił, żeby w tym roku na Boże Narodzenie zrobiła więcej pierogów ruskich niż z mięsem, zapytała go, czy został gejem.
Zawsze tolerowałam jej wybryki, bo nie chciałam się kłócić, ale w tym roku miarka się przebrała. Teściowa nałożyła mi karpia, "chociaż troszeczkę", "na spróbowanie". Kiedy grzecznie, ale odmówiłam, rozpłakała się, twierdząc, że "robię to specjalnie i chcę ją poniżyć". – Przecież ryba to nie mięso! – krzyczała. – Tak się starałam!
Tłumaczyłam jej, żeby nie płakała, bo to, że odrzucam ryby i mięso, nie znaczy, że odrzucam jej kuchnię. Przecież zjadłam pierogi ruskie, sałatkę jarzynową i barszcz. Wszystko mi smakowało. – Kuchnia wegetariańska to nie tylko ryż i awokado – powiedziałam. Mój mąż stanął po mojej stronie. – Mamo, jesteś zmęczona, usiądź – byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Dla mnie dieta to dieta. Moja sprawa. Nie przyszłoby mi do głowy, żeby kogokolwiek obrażać, wykluczając mięso. Natomiast zdarzało się, że to ja byłam obrażana, zwłaszcza przez teściową. Latem, kiedy przyniosłam na grilla szparagi, przewracała oczami. – Znowu cudujesz – stwierdziła. Usłyszałam też, że mam brzydką cerę. Od braku kaszanki...
Pękało mi serce. Czułam, że nie zasługuję na takie traktowanie. Ale najgorzej było pod koniec Wigilii. W pewnym momencie jeden z wujków zapytał "kiedy dziecko?". Już miałam powiedzieć, że zobaczymy, staramy się, ale na razie nic z tego, kiedy teściowa wypaliła: – Ona nie zajdzie w ciąże i nie urodzi dziecka. Nie je mięsa.
Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Mojego męża zatkało. Kolejne minuty mijały w napięciu. – Ale jak będziecie mieli dziecko, to chyba będzie jadło mięsko? Ja sobie nie wyobrażam nie dać dziecku wędlinki. Co jest ważniejsze: świnia czy dziecko? Dziecko musi mieć siłę. Musi jeść zdrowo.
W pewnym momencie coś we mnie pękło, powiedziałam "dość". Wstałam, tupnęłam nogą. – To dlaczego mamusia dzieci karmiła parówkami i colą? – zapytałam. Mój mąż popatrzył na mnie zdziwiony. – Bo ja byłam dobrą matką. I dobrą żoną! – powiedziała teściowa, rzucając ścierką.
Wyszliśmy. Nie wiem, co dalej, jak uratować tę relację. Wiem, że oczekuję przeprosin. Mąż jest po mojej stronie, bo uważa, że jego mama nie powinna wchodzić z butami w nasze życie, ale wiem, że nie każdy może pozwolić sobie na taki – w cudzysłowie – luksus.
Moja koleżanka, również wegetarianka, pokłóciła się z teściową, bo dawała dzieciom mięso. Dzieci pojechały do niej na wakacje i opowiadały, jak babcia zrobiła im tatara. Powiedziała, że mama się nie zna, że mięso jest zdrowe, a zwierzęta nie czują. Jej mąż mięsożerca przyznał jej rację.
Drogie Teściowe, ogarnijcie się i zaakceptuje, że nie wszyscy jedzą mięso. Mamy XXI wiek, wolność wyboru. Poza tym zwykła ludzka przyzwoitość i kultura nakazują nie obrażać rodziny przy stole. Nie jesteście doktorem Housem, któremu wszystko wolno. Puk, puk! Tu empatia!