Twórcy science-fiction już dawno temu opowiedzieli o tym, jak mógłby wyglądać 2024 rok. Można mieć tylko nadzieję, że ich wizje nigdy się nie spełnią i pozostaną jedynie formą... mrocznej rozrywki. Jak przed laty przedstawiano rok 2024? Zdradzają to np. te dwa tytuły.
Reklama.
Reklama.
Słyszeliście może o takim filmie jak "Łowca androidów" ("Blade Runner")? Było o nim dość głośno. To jedno z najważniejszych kinowych dzieł z gatunku science-fiction.
Został nakręcony w 1982 roku przez Ridleya Scotta, a historię oparto na motywach powieści "Czy androidy śnią o elektrycznych owcach?" Philipa K. Dicka z 1968 roku.
To cyberpunkowa dystopia, to miasta-molochy, w których architektura i sztuka przeszłości stały się fundamentami dla potężnych wież i gmachów przyszłości.
Tutaj ludzie, ściśnięci na ulicach, przepychający się i obijający o siebie w ulicznym tłoku, przypominają mrówki w mrowisku – a pośród nich kryją się replikanci, inaczej androidy. To na nich polują Blade Runnerzy, czyli po prostu Łowcy.
Poza tym w tym świecie są latające samochody.
Dlaczego o tym piszę? Bo chciałbym przypomnieć, że akcja tego filmu dzieje się... w 2019 roku. To już nasza przeszłość, chociaż ostatnio nie widziałem żadnych latających samochodów.
Nie wliczam w to polskich kierowców wykorzystujących uliczne ronda tak jak kiedyś Małysz skocznie.
Świat przyszłości z przeszłości
Takich przykładów w kinie science-fiction jest oczywiście więcej, gdzie przedstawiona w nich wizja przyszłości znacznie różniła się od tego, co spotkało nas w rzeczywistości.
Akcja "Ucieczki z Nowego Jorku" (1981), gdzie Manhattan stał się odciętą od reszty kraju wyspą-więzieniem, działa się w 1997 roku. "Zielona pożywka" (1973), w której Nowy Jork zamieszkuje... 40 milionów ludzi (i trzeba ich jakość wyżywić) ma miejsce w 2020 roku.
Niedawno pisałem w naTemat o tym, że powstanie nowa wersja filmu "Uciekinier" (1987) – oryginał był dystopijną wizją przyszłości, gdzie "telewizja zawładnęła światem. Najpopularniejszym teleturniejem z udziałem telewidzów jest 'Uciekinier' – gra, w której skazani przestępcy mogą zostać uniewinnieni, jeśli pokonają wyznaczonych 'myśliwych'".
Pokonają – czyli zabiją na wizji swoich oprawców lub przynajmniej sami nie dadzą się zabić.
We wspomnianym tekście zastanawiałem się... jak wiele z tego będzie przyszłością rozrywki? Śmierć na żywo. No ale wiecie, tylko przy odpowiednio wysokiej wygranej...
Akcja filmu "Uciekinier" działa się w tym samym roku, co pierwszy "Blade Runner".
Co nam przyniesie 2024 rok?
Kino science-fiction nie pominęło także 2024 roku. Wśród produkcji, których akcja dzieje się w tym czasie, na szczególną uwagę zasługują dwa tytuły. Jeden z nich uchodzi za jeden z najgorszych sequeli w historii.
Drugi z nich był inspiracją przy tworzeniu kultowej gry post-apo "Fallout". Zacznijmy więc od pierwszego z nich...
"Nieśmiertelny" z 1986 roku to jeden z najlepszych filmów fantasy. Nic dziwnego, że od jakiegoś czasu po sieci krążą informację, że twórcy filmowi przygotowują jego remake, a w projekt zaangażowany jest sam Henry Cavill – netfliksowy Wiedźmin.
To historia Connora MacLeoda, szkockiego górala z XVI wieku, który dowiaduje się, że jest... nieśmiertelny (jak zresztą wskazuje nazwa filmu). Nie jest też jedyny. Nieśmiertelnych jest więcej.
Od wieków udają ludzi, żyją pośród nich i toczą walkę z innymi przedstawicielami swojego gatunku (?). Nieśmiertelnego można uśmiercić tylko poprzez pozbawienie go głowy, natomiast gdy przy życiu pozostanie już tylko jeden – wtedy spotka go tajemnicza nagroda.
Tak w skrócie można opisać film, w którym w głównych rolach wystąpili Christopher Lambert, Roxanne Hart, Clancy Brown i Sean Connery.
"Nieśmiertelny" to klasyka, która w chwili pisania tego artykułu ma ocenę 71% na Rotten Tomatoes i 7/10 na IMDb. Co można powiedzieć o kontynuacji – "Nieśmiertelny 2: Nowe życie"?
Nie wchodząc zbytnio w szczegóły fabuły (która i tak przypomina "coś, co napisał trzynastolatek") zwrócę jedynie uwagę na przedstawiony tu świat.
Jest 2024 rok. Warstwa ozonowa ulega zniszczeniu. Dlatego nad całą Ziemią rozpostarto tzw. "Tarczę", która ma chronić ludzkość przed śmiercionośnymi promieniami słonecznymi.
Człowiek stracił więc słońce, jego blask i ciepło. Pozostało mu jedynie sztuczne światło – żyje w nowej wersji "mrocznych dziejów"... tylko za jaką cenę.
Brzmi przygnębiająco? Jeszcze jak, ale to wciąż nic w porównaniu z tym drugim filmem – "Chłopiec i jego pies".
Jest 2024 rok. Świat został doszczętnie zniszczony przez wojnę nuklearną, która trwała... pięć dni. To, co zostało to głównie równiny, resztki dawnej cywilizacji i strzępki człowieczeństwa w ludziach, którzy przetrwali ten atomowy koszmar.
Trzeba sobie jakoś radzić. Coś jeść, zaspokajać swoje potrzeby...
Głównym bohaterem jest tu Vic, tytułowy chłopiec (Don Johnson) i jego pies, który wabi się Blood. Ta dwójka potrafi się ze sobą komunikować telepatycznie, dzięki czemu słyszymy ich rozmowy, poznajemy bliżej łączącą ich więź.
Film był oskarżany o mizoginizm. Kobiety w tym świecie zostały zredukowane do towaru – podobnie jak broń, czy jedzenie.
Reżyserem filmu był L.Q. Jones, historia została oparta na opowiadaniu Harlana Ellisona, pisarza science-fiction, którego inne prace były inspiracją nawet dla Jamesa Camerona, gdy wymyślał swojego "Terminatora".
Podobno sam Ellison nie był zadowolony z adaptacji.
Mimo to film ten stał się też inspiracją dla George'a Millera, ojca słynnej serii "Mad Max" oraz twórców gry "Fallout".
"Nieśmiertelny 2: Nowe życie" i "Chłopiec i jego pies" dobitnie pokazują, że twórcy tych historii widzieli przyszłość w czarnych barwach.
Można mieć tylko nadzieję, że ich wizje sprawdzą się tak samo, jak wszystkie inne przykłady "obrazów przyszłości" – jako świetne kino science-fiction. I oby nic więcej.
Scenariusz drugiej części "Nieśmiertelnego" nie podobał się ani reżyserowi, Russelowi Mulcahy, ani – co jeszcze smutniejsze – grającym w "Nieśmiertelnym II: Nowe życie" aktorom. Christopher Lambert po przeczytaniu skryptu chciał wycofać się z projektu, ale niestety – podpisał kontrakt na kolejne filmy o krewkim szkockim góralu, który nie może umrzeć. Grający Generała Katanę Michael Ironside z właściwą sobie delikatnością wspomniał w jednym z wywiadów, że scenariusz sequela kultowego filmu z lat 80. wyglądał tak, "jakby napisał go trzynastolatek".