Niemałe zbulwersowanie wśród benedyktynów wywołała nasza publikacja, dotycząca podejrzeń, że oferowane z ich logo produkty nie różnią się od tych, które możemy kupić w zwykłych sklepach. "Fakt" twierdził, że jednostka gospodarcza Benedicite nie chciała o tym rozmawiać. My chcieliśmy, ale też się nie udało. Po długim odsyłaniu do kolejnych odpowiedzialnych osób, poproszono nas o wysłanie pytania e-mailem. Odpowiedź przyszła pod dwóch dniach, a w niej groźba pozwu.
Benedicite twierdzi miedzy innymi, że próbując zdobyć ich komentarz, jako autor tekstu zrobiłem to w "formie uniemożliwiającej spokojne i rzeczowe odniesienie się do tematu", ponieważ prosiłem o „jak najszybszy kontakt”, a później tekst bez ich komentarza został opublikowany. Owszem, po odczekaniu sporego czasu w nadziei na odpowiedź. W realiach dziennikarstwa newsowego, dwa dni to bowiem wieczność, na którą nikt nie może sobie pozwolić. Że w takich musimy funkcjonować, przepraszamy.
Benedyktyni twierdzą, że w ten sposób postawiliśmy ich pod ścianą, zarzucając manipulację (notabene we fragmentach, w których odnoszę się do informacji "Faktu"). Całkowicie przemilczając natomiast końcowy akapit kontrowersyjnego artykułu:
" 'Fakt' twierdzi, że w rozmowie z nimi opactwo w Tyńcu odmówiło wyjaśnień w tej sprawie. Także naTemat nie było łatwo uzyskać komentarz. Kontaktując się z tynieckimi benedyktynami kilkakrotnie odsyłano nas do różnych osób, które nie potrafiły pomóc w sprawie. Ostatecznie obiecano nam, że na pytanie złożone pocztą elektroniczną odpowie jednostka gospodarcza klasztoru - Benedicite. Jak dotąd odpowiedzi tej nie uzyskaliśmy. Cały czas na nią czekamy i opublikujemy, gdy dostaniemy".
Czekaliśmy, czekaliśmy i niestety doczekaliśmy się groźby postawiania przed sądem i oskarżeń o niszczenie dobrego imienia Benedicite. Podobne pismo, jak do redakcji naTemat trafiło podobno także do "Faktu". Ciekawe, czy trafi też do innych redakcji, które zajęły się kontrolą jakości produktów benedyktyńskich przeprowadzoną przez Wojewódzki Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych.
Ustalenia "Faktu" najpierw postaraliśmy się pogłębić w naTemat. Dzień później ten temat odważyła się podjąć również krakowska "Gazeta Wyborcza", która miała szczęście uzyskać komentarz zakonnika. A ten przyznał, że miód nie pochodzi z przyklasztornej pasieki. - Substraty są dokładnie dobierane, a końcowy produkt testuje komisja zakonna. Ręczymy za jego jakość - powiedział. Podkreślmy - ręczą za jakość, a nie produkują.
W odpowiedzi na mój artykuł, Benedicite twierdzi również, że kłamliwe są zacytowane w nim wypowiedzi z forum franchising.pl. Ciekawe, czy tak samo kłamliwe są zatem także ustalenia pisma "Fakty i Mity", które również pochyliło się nad tym, jak robi się interesy na produktach benedyktyńskich:
komentarz pod artykułem o produktach benedyktyńskich
Jestem mieszkańcem Tyńca i tutaj wszyscy od dawna wiedzą że Benedyktyni jedynie etykietkują produkty. To nie jest zresztą jedyna rzecz wątpliwa etycznie związana z funkcjonowaniem klasztoru. Plany zagospodarowania Tyńca, głośno oprotestowywane przez mieszkańców, powstawały ewidentnie pod zamówienie klasztoru i ze szczególną dbałością o ich interes i możliwość rozkręcania biznesu(...) CZYTAJ WIĘCEJ