
Corey Feldman był jednym z najbardziej rozpoznawalnych amerykańskich aktorów młodego pokolenia. Występował w kultowych komediach i kinie przygodowym. W pewnym momencie jego kariera nabrała nieoczekiwanego zwrotu. Na jaw wyszły mroczne historie z jego dzieciństwa. Teraz natomiast jego nazwisko kojarzy się głównie z... poczuciem zażenowania.
"Stań przy mnie" ("Stand by me"), "Goonies", "Na przedmieściach" ("The Burbs"), "Straceni chłopcy" ("Lost Boys") – jeżeli oglądaliście którykolwiek z tych filmów, to zapewne kojarzycie dziecięcego aktora Coreya Feldmana.
W latach 80. był prawdziwą gwiazdą. Gdybym miał jakoś scharakteryzować jego role (najczęstszy typ), powiedziałbym, że grał "zadziornych zgrywusów z dobrym sercem".
Możliwe, że właśnie w ten sposób sprofilowało go Hollywood, a może sam dobierał sobie takich bohaterów, by w jakimś stopniu korespondowali z jego prawdziwą osobowością. Przeważnie grywał jednak role drugoplanowe. Oczywiście zapadające w pamięć.
W połowie lat 90. wystąpił jako jeden z głównych bohaterów u boku swojego życiowego przyjaciela Coreya Haima w komedii "Szalone wakacje". W chwili pisania tego tekstu film ma ocenę 2,8/10 na IMDb.
Niedługo później zagrał też w pełnometrażowej wersji hitowego serialu HBO "Opowieści z krypty". Myślę, że ta produkcja może być wyzwaniem nawet dla najbardziej oddanych fanów serii.
Później były już raczej występy w mniej znanych produkcjach i odcinanie kuponów po dawnej sławie – wiedzieliście, że "Straceni chłopcy" mają jeszcze dwie części? W obu z nich oczywiście gra Feldman.
Jego przykład mógłby przypominać niezliczone kariery innych gwiazd Hollywood, których ogromna sława i splendor z czasem zaczęły przygasać, stając się pocztówką z przeszłości.
Tak jednak nie jest w przypadku Coreya Feldmana, którego kariera od kilku lat nie tylko nabiera nowego rodzaju blasku – przeistacza się też w coś, co można nazwać po prostu... esencją cringe'u.
Czy jesteśmy świadkami wielkiego powrotu gwiazdy sprzed lat, podobnie jak to miało miejsce w przypadku Nicholasa Cage'a? A może ta dziecięcia gwiazda z lat 80. z wiekiem zmieniła się po prostu w kolejnego starzejącego się gwiazdora, który nie może się pogodzić, że jego czas minął i niebawem także internet skupi swoją uwagę na innym "dziwaku"?
Nie brakuje też opinii, że ta nowa, nieprzewidywalna wersja Feldmana... jest po prostu jego kolejną rolą. Możliwe, że najważniejszą w życiu.
Warto jednak wspomnieć, że chociaż zachowanie Feldmana staje się obecnie viralem głównie przez jego fatalne występy na żywo i dziwne zachowanie, ta była dziecięca gwiazda doświadczyła w przeszłości... naprawdę mrocznych rzeczy.
Pomszczenie przyjaciela i zespół stresu pourazowego
– Jeśli chodzi o mnie, to miało miejsce molestowanie i to wielu par rąk. Ale Corey Haim został zgwałcony fizycznie. Sądzę, że gwałciciel był częścią większego środowiska i w ten sposób udawało mu się uniknąć kary. Wszyscy ci mężczyźni byli przyjaciółmi. Każdy, kto mnie znał w dzieciństwie, wie, że ja i Haim byliśmy 'przekazywani sobie' z rąk do rąk, aby nas wykorzystywać seksualnie – powiedział Feldman w rozmowie z "Hollywood Reporter", cytowany przez serwis Plejada.pl w 2022 roku.
Przez ostatnią dekadę Feldman przekonywał, że "największym problemem Hollywood jest pedofilia".
Wypowiedź Coreya Feldmana cytowana przez Wirtualne Media w 2013 roku
Aktor opisał temat wykorzystywania nieletnich w przemyśle filmowym w swojej autobiograficznej książce "Coreyography".
Jego wieloletni przyjaciel – Corey Haim – zmarł w 2010 roku z powodu komplikacji po zapaleniu płuc. Miał 38 lat. Nigdy nie wyjawił nazwiska osoby, która miała go wykorzystać.
Zrobił to po latach Feldman, który tłumaczył, że podobno obiecał to przyjacielowi. W 2020 roku magazyn "Rolling Stone" zrelacjonował kinową premierę dokumentu, nad którym przez trzy lata pracował Feldman "(My) Truth: The Rape of 2 Coreys".
To w nim aktor miał nie tylko przybliżyć problem wykorzystywania nieletnich w Hollywood, ale też zdradzić nazwisko osoby, która skrzywdziła jego najlepszego przyjaciela.
Feldman wyjawił w nagraniu, że osobą, która miała wykorzystać seksualnie Coreya Haima (który w chwili tego wydarzenia miał 14 lat) był... Charlie Sheen.
Słynny aktor – znany chociażby z filmów "Hot Shots", czy "Pluton" – zaprzeczył tym oskarżeniom. "Te chore, pokręcone i dziwaczne zarzuty nigdy nie mają żadnego pokrycia w rzeczywistości. Kropka" – brzmiał fragment oświadczenia Sheena przekazanego "Entertainment Weekly" (należy dodać, że nazwisko Sheena w kontekście tej sprawy pojawiło się już w 2017 roku).
"Wyjawienie prawdy" – jak to ujął Feldman – nie przyniosło jednak upragnionego ukojenia. Jego film nie miał najwyraźniej wystarczającego impactu na świat Hollywood, jak zakładał sam aktor.
W 2023 roku Fledman przyznał, że cały jego wysiłek i pieniądze, które włożył w ten projekt, zostały zignorowane, a on sam doświadczył gaslightingu. Dodał też, że w tamtym momencie postanowił wrócić na terapię, na której nie był od blisko 15-20 lat.
"To naprawdę mroczny okres, który spowodował więcej PTSD i traumy w moim życiu niż faktyczne znęcanie się, którego doświadczyłam jako dziecko" – stwierdził aktor cytowany przez amerykańskie wydanie "Newsweeka".
"Nie będę już zwracał uwagi na to, co negatywne. Potrzebuję szczęścia, potrzebuję duchowości, potrzebuję spokoju. A jedynym, który mi to da, jest Bóg" – skwitował.
Może dlatego nazwał płytę ze swoją muzyką z 2016 roku "Angelic 2 The Core" i zatrudnił do występów scenicznych szczupłe blondynki w strojach aniołków.
Warto bowiem pamiętać, że w tym samym czasie, w którym Corey walczył z demonami swojej przeszłości... tworzył też muzykę. I tu dochodzimy do tej najdziwniejszej wersji Coreya Feldmana.
Wszystko źle
– 22 utwory na tym krążku są bolesne, prawie tak jak chińskie tortury wodne. Naprawdę ciężko opisać, jak bardzo zły jest to album – mówił o płycie Anthony Fantano, jeden z najważniejszych krytyków muzycznych na YouTube, nazywając krążek "Najgorszym albumem 2016 roku".
Na oddzielny akapit zasługują też występy na żywo Feldmana (często dla niewielkich publiczności), który w najlepszym razie przypominają... wyraźne zagubienie artysty, który swoim tańcem i strojami próbuje nieraz imitować ruchy Michaela Jacksona i towarzyszącą temu lawinę pomyłek. Mowa tu o takich rzeczach jak: zaczynanie występu, zanim gitarzysta zdąży podłączyć swój sprzęt, wściekłe krzyki przez mikrofon do ekipy technicznej, by przyciemnili światła, czy szukanie na scenie swojego zęba, który Corey wybił sobie niechcący, uderzając się w twarz mikrofonem. A wszystko to na tle amerykańskiej flagi wbitej gdzieś między wzmacniacze i instrumenty muzyków.
"He goes viral all the time" – słyszymy na YouTube komentarze osób odpalających kolejne kompilacje pomyłek Feldmana na scenie. W sieci można znaleźć jednak opinię, że to wszystko... to tylko część skrupulatnie zaplanowanego show.
Geniusz czy zagubiony człowiek?
Zdania, że Corey Feldman tylko udaje swoje nieogarnięcie na scenie i to tylko jego gra aktorska, jest Justin Hawkins, wokalista brytyjskiej formacji The Darkness, którą można kojarzyć z dawnego przeboju "I Believe In A Thing Called Love".
Hawkins w swoim filmiku na YouTube dosłownie nazywa Feldmana... oszustem.
– Śmiejemy się z niego, myśląc, jak ktoś może być tak nieświadomy tego, że jest śmieszny. W ostatnim czasie zacząłem się zastanawiać: "w jaki sposób tak wiele rzeczy może się tak często nie zgadzać u jednej osoby" i doszedłem do wniosku, że on to musi robić celowo. No, chyba że nie robi – mówi Justin Hawkins, dodając, że chętnie zobaczyłby Feldmana na żywo (nawet gdyby na występ musiał udać się samolotem).
– Wyobraźcie sobie, że poświęcacie swoje życie takiemu projektowi i coś takiego przytrafia się wam każdego dnia? – ironizuje Hawkins. Jednak już pod jego własnym filmikiem można znaleźć komentarz jednego z widzów, który zdaje się... zaprzeczać tej teorii.
"W zeszłym roku byłem technicznym Coreya Feldmana przez 4 dni i mogę potwierdzić, że nie jest on na tyle świadomy siebie, by robić takie rzeczy celowo. Nie ma stage managera ani road managera, który zająłby się wieloma problemami technicznymi, a jego zespół to albo wynajęte pistolety, albo inni aktorzy/przyjaciele, więc nie mieli zamiaru mu zwracać na nic uwagi, a powtarzające się uderzania w mikrofon, jak sądzę, wynikają z tego, że on zazwyczaj trzyma się sztywnej rutyny, więc jeśli coś jest trochę inne, to przytrafiają się mu takie wypadki. Nie uwierzyłbyś, ile historii WTF pojawiło się w ciągu tych czterech dni" – czytamy pod wideo Hawkinsa.
Na tę chwilę ciężko stwierdzić, czy Corey Feldman to wciąż aktor, czy już tylko showman, którego zachowanie bawi i powoduje dziwne poczucie dyskomfortu. On sam napewno chce być traktowany jako artysta, chociaż wyraźnie widać, jak mu to wychodzi.
Wszystko jednak wskazuje na to, że Feldman pogodził się z tym, w jaki sposób jest odbierany w sieci. Mimo to wciąż uważa się za... bohatera.
Na jego profilu na X.com (dawniej Twitterze) można znaleźć informację, że w lipcu 2024 roku dołączył do line-upu zbliżającej się muzycznej imprezy Loserville. Wystąpi na tej samej scenie, co Limp Bizkit – przez wielu nazywane jedną z "najbardziej znienawidzonych kapel na świecie".
"Tak jak wspominałem o tym wcześniej, #THEGOONIES byli grupą nieprzystosowanych nieudaczników, którzy ostatecznie ratują dzień. To tak jak z postacią przegrywa, którą przyjąłem, dlaczego więc nie dołączyć do #LOSERVILLE? Cieszę się, że nazywa się mnie frajerem" – napisał w poście, informując o datach występów w Stanach.
