
Agnieszka Graff w wywiadzie dla "Magazynu Świątecznego Gazety Wyborczej" krytycznie odnosi się do niektórych konsekwencji działań feministek. "Sfera życia, którą ja nazywam sferą opiekuńczą, została totalnie zdeprecjonowana, a feminizm tak bardzo skupił się na zachęceniu kobiet, żeby wyszły z domów, że o niej zapomniał" – stwierdza.
Druga fala feminizmu rozwijała się w tym czasie, w którym rozwijało się postindustrialne społeczeństwo, w którym coraz mniej jest stałości w zatrudnieniu, coraz bardziej są dezawuowane roszczenia pracowników. I te dwa prądy kulturowe zaczęły ze sobą jakby romansować, przy czym dla ruchu kobiecego to uwiedzenie przez neoliberalizm ma skutki katastrofalne.
Zdaniem pisarki feministka, by naprawdę zrozumieć wartość macierzyństwa, musi mieć dziecko. "Większość młodych kobiet, które w latach 90. robiły feminizm, nie miała wtedy dzieci albo miała odchowane. Kiedy Sylwia Chutnik jako pierwsza z nas zaszła w ciąże, osłupiałyśmy. To było bardzo ciekawe zjawisko: feministka w ciąży" – wspomina. Dodaje też, że dziś nie można działać w stowarzyszeniu Sylwii Chutnik MaMa, kiedy nie ma się dziecka, bo po prostu nie czuje się tej tematyki.

