Rzeczywiście, to jedyny na rynku kombivan na półce premium. Przynajmniej… w teorii. Brutalna rzeczywistość jest bowiem taka, że Mercedes klasy T nie różni się szczególnie od Citana Tourera. A więc i od swojego protoplasty – Renault Kangoo. Konkurencja oferuje z grubsza to samo, a kilka świecidełek niespecjalnie jest wartych swojej ceny.
Reklama.
Reklama.
Kiedy Citan Tourer pojawił się na rynku, wszyscy i tak czekali na klasę T. Ta miała przynieść powiew świeżości na rynku kombivanów.
Bo rynek ten jako jedyny oparł się ekspansji SUV-ów. Vanów i minivanów przecież już praktycznie nie ma. Jeśli masz większą rodzinę i szukasz wygodnego, rodzinnego auta, to za kwotę znacznie niższą niż za przeciętnego dużego SUV-a kupisz sobie właśnie kombivana. I jeszcze będzie ci w nim wygodniej i więcej spakujesz.
Wybór jest na rynku wręcz olbrzymi. Producenci kochają zresztą tworzyć te auta w kooperacji. I tak Volkswagen ma Caddy'ego, a Ford Tourneo Connecta. To z grubsza te same auta. Citroen Berlingo i Peugeot Rifter to też jedno auto… ale to nie koniec, bo jeszcze Opel Combo i Toyota ProAce City to też to samo. Cztery auta!
Czytaj także:
I jest jeszcze trzecia współpraca. Renault Kangoo to w sumie to samo co Nissan Townstar i właśnie Mercedes Citan. A czym w tym wszystkim jest klasa T? Właśnie takim bardziej dopasionym Citanem.
Przynajmniej taka była obietnica Niemców. Citan bowiem nie ucieka specjalnie od swojego dostawczakowatego charakteru, więc klasa T miała być czymś więcej. Prawdziwym kombivanem premium.
No i jak wyszło? Nie wyszło.
Nie wyszło do tego stopnia, że ponieważ nigdy nie jeździłem Citanem Tourerem, musiałem dopytywać kolegę z branży, który jeździł i Citanem Tourerem, i klasą T, jakie są w zasadzie różnice między oboma modelami. I wiecie co?
Tych za wielu po prostu… nie ma. Mercedes obiecywał auto kierowane do innego segmentu na rynku, bardziej lifestyle’owe. I marketing ze Stuttgartu swoje zadanie domowe odrobił, bo każdy, kto myśli o klasie T, wyobraża sobie to auto jako coś w stylu rodzinnej S-klasy.
Tymczasem główne różnice między Citanem Tourerem a klasą T to lepsze materiały wykończeniowe (w tym drugim), aczkolwiek też bez jakiejś rozpusty, bo to z grubsza inne tworzywo (ale też twarde) na desce rozdzielczej i coś miękkiego na podłokietnikach w drzwiach. Do tego oświetlenie ambiente, a raczej ubogi krewny tego, co Mercedes w tym temacie oferuje w innych autach.
Klasa T wyjściowo jest też lepiej wyposażona od Citana (i przez to droższa). I w zasadzie to… tyle.
Ktoś wystarczająco złośliwy mógłby więc powiedzieć, że klasa T w istocie rzeczy jest przepłaconym Renault Kangoo. I… będzie w tym sporo prawdy. Bo w tym mariażu Renault/Nissan/Mercedes trzeba powiedzieć, że tak naprawdę oryginałem jest Kangoo. A Townstar i Citan/T-klasa to młodsi bracia.
Tak więc Mercedes klasy T jest kombivanem z segmentu premium, w którym jednocześnie znajdziecie panel klimatyzacji rodem z Dacii (serio). Czego nie rozumiesz?
Mercedes jest to w obliczu tych faktów raczej średni i jeśli oczekiwałeś wnętrza rodem z EQS'a, no to nie tym razem. Ale auto samo w sobie – jest już całkiem nieźle. Niemcy wzięli sobie z Renault praktycznie całą paletę silnikową (nie ma jeszcze wersji elektrycznej, a Kangoo takowe już istnieje). Testowany egzemplarz napędza półtoralitrowy diesel o mocy 116 koni mechanicznej. To oczywiście poczciwe francuskie dCi.
Silnik klekocze dość odczuwalnie, ale współpracuje z automatyczną skrzynią biegów (siedmiobiegową i też od Francuzów) zupełnie poprawnie. Przyspieszenie na papierze to aż 11,6 sekundy do 100 km/h, ale chyba to jakaś nieścisłość w papierach. Klasa T jest bowiem dość żwawa, a na pewno dynamiczna. Gorzej, że powyżej 120 km/h w środku jest po prostu głośno. Niemcy nie zadbali o to, żeby w tej kwestii auto było bardziej premium.
Nie imponuje spalanie. Nie jest złe, ale osiem litrów oleju napędowego przy tak małym silniku i prędkości 120-130 km/h to raczej przeciętny wynik. W mieście wyszło mi z kolei dziewięć litrów.
Sama jazda jest też dość komfortowa i po prostu wygodna. Ale uwaga – choć to Mercedes, dostępny jest wyłącznie napęd na przód. Konkurencja, przykładowo Volkswagen w modelu Caddy, oferuje AWD.
Wspomniana wygoda dotyczy jednak głównie jazdy w pierwszym rzędzie. Fotele są okej, chociaż pozycja do jazdy jest taka... jakbym usiadł na stołku. Ale jest dobrze, choć zapomnijcie o trzymaniu bocznym. Gorzej jest z tyłu. Kanapa (która tylko udaje trzy oddzielne fotele) nie ma regulowanego oparcia, a jest ono poprowadzone bardzo pionowo. Moja żona po trzygodzinnej podróży była kompletnie obolała.
Rodziny docenią jednak masę schowków (super jest ten przy suficie) czy odsuwane tylne drzwi. Wkładanie dziecka do fotelika jest tu po prostu banalne. Same przednie drzwi otwierają się z kolei pod kątem 90 stopni. Gigantyczny bagażnik też robi swoje. Ale uwaga – chociaż z tyłu są "niby" trzy fotele, tylko dwa skrajne mają ISOFIX!
Ogółem – jak na kombivana to niezłe auto. W środku rzeczywiście trochę się wyróżnia zastosowanymi materiałami na tle konkurencji. Niemniej jednak w moim odczuciu nie warto dopłacać tylko po to, żeby mieć gwiazdę na masce i mówić do samochodu „Hej Mercedes”. Bo tak, w klasie T jest MBUX, a ten system wyprzedza rozwiązania choćby z Renault o lata świetlne.
Zwłaszcza, że klasa T jest po prostu droższa. Konfigurator obecnie otwiera kwota 142 776 zł brutto. Dostajemy za to samochód z manualną skrzynią biegów i silnikiem o mocy… 102 koni mechanicznych. A lista dodatków w konfuguratorze jest długa.
Szczerze? Jakbym koniecznie chciał kombivana od Mercedesa, to zostałbym przy Citanie Tourerze. Jest tańszy i niewiele gorszy.