Dzisiaj te filmy mają status kultowych dzieł, nie wszyscy jednak wiedzą, że trafiły na ekran już wcześniej. Zanim świat poznał gangstera Tony'ego Montanę z "Człowieka z blizną", w latach 30. był gangster Antonio "Tony" Camonte. Przykładów takich remake'ów jest znacznie więcej.
Reklama.
Reklama.
John Carpenter to jeden z najważniejszych amerykańskich twórców kina grozy i science-fiction. We wtorek 16 stycznia ten słynny reżyser obchodził swoje 76 urodziny. Przy tej okazji przypomnieliśmy w jednym z naszych tekstów kilka jego dzieł, które doczekały się miana kultowych.
Wśród wymienionych filmów nie mogło zabraknąć też obrazu "Coś", o który w chwili swojej premiery w 1982 roku pytano wręcz "czy to najbardziej znienawidzony film wszech czasów?" (zastanawiano się nad tym w magazynie "Sydney Magazine").
Potrzeba było czasu, by dzieło Carpentera spotkało się z należytym szacunkiem i uwielbieniem fanów na całym świecie. Jako ciekawostkę warto dodać, że – jak czytamy na stronie slashfilm.com – "Coś" miał być jedną z inspiracji Quentina Tarantino przy tworzeniu jego "Nienawistnej ósemki".
Przypomnijmy, że "Coś" przedstawia dramatyczne losy grupki osób pracujących na stacji badawczej na Antarktydzie. Ekipa zostaje zdziesiątkowana przez dziwną istotę, która potrafi imitować wygląd wszystkich żywych organizmów, jakie wcześniej... wchłonie.
Przez miliony lat stwór był uwięziony w lodzie, wszystko jednak wskazuje, że nie jest to organizm, który pochodzi z Ziemi. Istota nie spocznie, dopóki cała planeta nie stanie się jego nowym domem, gdzie to ona jest jej jedynym mieszkańcem – tyle że w różnych ciałach.
Warto jednak wspomnieć, że sam film był adaptacją powieści pt. "Who Goes There?" Johna Wooda Campbella Jr. Co ważniejsze – była to już druga próba przeniesienia jej na duży ekran. Pierwszy raz historia ta została przedstawiona w czarno-białej produkcji z 1951 roku "The Thing from Another World" (reż. Christian Niby).
Wspomniany film różnił się jednak znacznie od młodszego o blisko trzy dekady dzieła Carpentera. Chociaż jego akcja wciąż działa się w stacji badawczej na mroźnym odludziu, sam stwór swoim zachowaniem i wyglądem przypominał raczej... klasyczną wersję potwora Frankensteina. Tyle że z kosmosu.
Pozostając przy gatunku science-fiction, warto wspomnień, że słynny film "Jestem legendą" z Willem Smithem był tak naprawdę... trzecią filmową wersją tej samej historii. Całość natomiast została oparta na książce z 1954 roku autorstwa Richarda Mathesona.
Przypomnijmy, Will Smith wcielał się w filmie w postać Roberta Neville'a, naukowca, który próbuje znaleźć lekarstwo na tajemniczego wirusa, który zmienił ludzkość w krwiożercze bestie.
Pierwsza adaptacja książki została przeniesiona na ekran już w 1964 roku za sprawą filmu "Ostatni człowiek na Ziemi" ("The Last Man on Earth"), gdzie głównym protagonistą był doktor Robert Morgan (w tej roli Vincent Price).
Kolejnym filmem był "Człowiek Omega" ("The Omega Man") z 1971 roku, w którym tytułową rolę zagrał Charlton Heston ("Planeta Małp"). Warto wspomnieć, że wcześniejsze wersje historii "Jestem legendą" przedstawiały w zupełnie inny sposób głównych antagonistów – ofiary tajemniczego wirusa.
Oczywiście science-fiction to nie jedyny gatunek, który podlega recyklingowi w Hollywood. Natomiast przed nakręceniem remake'u nie mógł powstrzymać się nawet... Martin Scorsese.
Nie powinno to jednak nikogo dziwić, kiedy mowa o dreszczowcu "Przylądek strachu" z 1991 roku z Robertem De Niro, Nickiem Nolte, Jessicą Lange i Juliette Lewis.
Dzieło Scorsese było odświeżoną wersją filmu pod tym samym tytułem z 1962 roku – wtedy w głównych rolach wystąpili Gregory Peck i Robert Mitchum. Całość natomiast została oparta na powieści "The Executioners" Johna D. MacDonalda.
To historia zemsty byłego osadzonego w więzieniu, który po wyjściu postanawia zemścić się na swoim obrońcy, który – według niego – "niewystarczająco" bronił go w sądzie.
Warto dodać, że film Scorsese dostał dwie nominacje do Oscara w kategoriach "Najlepszy aktor pierwszoplanowy" i "Najlepsza aktorka drugoplanowa". Natomiast w odświeżonej wersji filmu można zobaczyć w małych rolach także Pecka i Mitchuma.
Zachowano także oryginalną ścieżkę dźwiękową z lat 60. Ta, pomimo upływu lat, wciąż mrozi krew w żyłach i może śmiało konkurować z muzyką ze słynnej "Psychozy" Alfreda Hitchcocka.
Martin Scorsese to jednak niejedyny legendarny reżyser, który postanowił "przerobić" film, który powstał wcześniej (a warto dodać, że jego "Infiltracja" również była remake'iem, tyle że hongkońskiego filmu z 2002 roku "Infernal Affairs: Piekielna gra").
Najlepszym tego przykładem jest... Brian De Palma i jego słynny "Człowiek z blizną" z Alem Pacino w roli głównej.
Kultowy film De Palmy z 1983 roku był luźno inspirowany filmem o tym samym tytule w reżyserii Howarda Hawksa... z 1932 roku (akcja dzieje się blisko dekadę wcześniej). To oczywiście zrozumiałe, że lata, w których powstały oba te filmy, miały kluczowy wpływ na sposób prezentowanych historii.
Wystarczy jednak spojrzeć na opis produkcji z lat 30., by przekonać się, że szkielet fabuły pokrywa się z historią, jaką przedstawił Brian De Palma. Różni są tu nawet główni bohaterowie.
Al Pacino bezbłędnie wcielił się w postać Tony'ego Montany, kubańskiego emigranta, który na stosach trupów buduje swoje narkotykowe imperium. Antybohater filmu Hawksa to gangster Antonio "Tony" Camonte, imigrant z Włoch.
"Ambitny i niemal szaleńczo brutalny gangster wspina się po drabinie sukcesu w mafii, ale jego słabości okażą się jego zgubą" – czytamy w opisie filmu na IMDb, największej na świecie internetowej bazie danych na temat filmów, seriali oraz ich twórców.
Sami musicie zgadnąć, czy to opis "Człowieka z blizną" z lat 30., czy z 80. ubiegłego wieku.