– Jakie świadek ma wykształcenie? – zapytał Bartosz Romowicz, zastępca przewodniczącego komisji śledczej ds. wyborów kopertowych – Wyższe, panie przewodniczący – odpowiedział Artur Soboń.
– Dziękuję za odpowiedź. To pierwsze pytanie, na jakie dzisiaj udzielił pan odpowiedzi – odparł Romowicz. – Nie uchylałem się od odpowiedzi na żadne pytanie – rzucił poseł PiS, na co sala zareagowała śmiechem.
Następnie poseł Polski 2050 chciał się dowiedzieć, czy Soboń kiedykolwiek kontaktował się z członkami rządu, kiedy pełnił funkcję wiceministra. – O tym, co było moimi obowiązkami w Ministerstwie Aktywów Państwowych, w pełni odpowiedziałem w swobodnej części swojej wypowiedzi – odpowiedział Artur Soboń.
"Jaka była pana opinia na temat przeprowadzenia wyborów w formie korespondencyjnej?", "Czy rozmawiał pan kiedykolwiek z Michałem Dworczykiem ws. wyborów korespondencyjnych?", "Czy ma pan wiedzę o tym, że istniały inne wiadomości, które zostały wysłane z pana skrzynki i – jak pan wcześniej powiedział – nielegalnie wykradzione?", "Czy to pańskie słowa w artykule w 'Gazecie Wyborczej' z 21 kwietnia 2020 roku: 'Nie ma umowy między MAP a Pocztą Polską na dzień dzisiejszy'?" – to tylko część pytań Romowicza, na które Soboń odpowiedział wyuczoną formułką.
W pewnym momencie poseł PiS sam zadał pytanie. – Teraz poczuje się pan tak, jak się czuje cała komisja. Bo my zadajemy pytania, a pan próbuje rżnąć... nie będę mówił kogo – stwierdził Bartosz Romowicz.
– Rozumiem, że taka jest pana subiektywna ocena. Jest mi bardzo przykro, że taką ocenę z naszego spotkania sobie pan wyrobił. Nie mieliśmy okazji się wcześniej poznać, więc tym bardziej mi przykro – wypalił poseł PiS.
Romowicz przypomniał mu, że nie jest "na spotkaniu" z Arturem Soboniem, tylko na posiedzeniu komisji śledczej. – Ostatnie pytanie panu zadam: kiedy w ogóle dowiedział się pan o planie zorganizowania wyborów ustalonych na 10 maja? – zapytał Bartosz Romowicz.
W odpowiedzi usłyszał jednak standardową formułkę o zawarciu odpowiedzi w swobodnej części wypowiedzi. – Od dzisiaj stwierdzenie "nie rżnij Sobonia" ma chyba nowe znaczenie prawne – skwitował polityk Polski 2050.
Zdanie "Odpowiedź zawarłem w swojej swobodnej wypowiedzi" z ust Artura Sobonia padło na piątkowej komisji śledczej ponad 100 razy. Były podwładny Jacka Sasina na początku przeczytał swoje oświadczenie i kurczowo trzymał się formułki w trakcie zadawania pytań.
W pewnym momencie Jacek Karnowski zagroził, że skieruje sprawę do sądu o karę porządkową za uchylanie się polityka od odpowiedzi. Na Soboniu nie zrobiło to jednak żadnego wrażenia.
– Nie chce pan odpowiadać na pytania. Ktoś panu grozi? Ktoś na pana naciska? Proszę się nie bać, proszę mówić – apelował Dariusz Joński, przewodniczący komisji. – Może być to dla pana rozczarowujące, że ja nic nie wiem o naciskach, ale to już nie jest mój problem – odparł Soboń.
– Wydaje mi się, że to będzie pana problem, bo łamie pan dzisiaj prawo. Wszyscy chyba widzą, że na żadne pytanie świadek nie odpowiada i robi to celowo. Państwo posłowie z PiS pytali Jarosława Gowina, co robił konkretnego dnia o konkretnej godzinie i ja się zastanawiałem, czy zapytacie go państwo o rozmiar buta. A my pytamy o proste rzeczy. Czy ma pan takiego maila? A pan nie chce odpowiedzieć. Czy pan wysłał maila do Michała Dworczyka? A pan się uchyla – wyliczał Joński.
– Panie przewodniczący, oczywiście ja znam rozmiar swojego buta, nie jest to trudne pytanie. Natomiast jeśli chodzi o pytania, które teraz pan mi zadaje, odpowiedziałem już w części swobodnej swojej wypowiedzi. To nie jest test "A, B, C", tylko swobodę w tym, w jaki sposób będę odpowiadał na te pytania – stwierdził Artur Soboń.