Po Bożym Narodzeniu trwa okres kolędy w Kościele katolickim. Polacy są podzieleni w sprawie tego, czy przyjmować księdza. Okazuje się jednak, że są także duchowni, którzy wolą uniknąć chodzenia po domach polskich katolików.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Księża skarżą się na przebieg kolędy po rządach PiS
Z duchownymi na ten temat rozmawiała "Gazeta Wyborcza". – Powiem szczerze, odchorowuję kolędę. Kiedy tak chodzę od drzwi do drzwi, czuję się jak akwizytor, który ma świetny towar, ale jego poprzednicy tak zepsuli rynek, że musi się wstydzić. Podczas kolędy zbieram baty za PiS, za metropolitę Jędraszewskiego, za religię w szkole i konkordat – opowiedział jeden z krakowskich duchownych w rozmowie z gazetą.
I dodał: – Katolicy chcą dziś wiedzieć, dlaczego polscy biskupi nie słuchają papieża Franciszkaalbo dlaczego są tak mało otwarci. Ksiądz postanowił zatem iść na zwolnienie lekarskie na okres kolędy. Nie dostał jednak z tego powodu dodatku do wynagrodzenia.
Inny ksiądz opowiedział o datkach od katolików podczas tych wizyt. – Modlisz się w domu, widać, że się nie przelewa, a na stole obok krzyża, świec i wody święconej leży koperta. Odmówić przyjęcia jednak nie można. Raz to zrobiłem i uraziłem gospodarzy – powiedział ten duchowny "Wyborczej".
Także nasza redakcja rozmawiała z duchownymi na temat kolędy w grudniu ubiegłego roku. – U nas jest tradycyjna, stara parafia. Wszystko jest normalnie. Jest radość na kolędę i z mojej strony, i ze strony parafian. Nic nie stoi na głowie, jak w miastach. Mam kolegów w miastach i czasem słyszę opowieści, że jest coraz bardziej nieprzyjemnie. Że czasem pojawi się jakieś brzydkie słowo albo pytanie: "Po co chodzicie?" – opowiadał naTemat.pl proboszcz spod Radomia.
Poruszył także temat tzw. poczęstunku. – Mieszkańcy proponują kawę, herbatę. Umawiają się wcześniej, żeby w jednym domu poczęstować nas obiadem. To bardzo miłe. W mojej parafii kolęda to jest przyjemność – mówił.
– Idziemy do wszystkich. Tam, gdzie otworzą nam drzwi, wchodzimy, rozmawiamy. Ci, którzy nam nie otworzą, to nie otworzą. Religia jest sprawą dobrowolną. Jeśli ktoś nam dziękuje, grzecznie się wycofujemy. Sam mówię jeszcze "przepraszam", bo mam poczucie, że wlazłem nieproszony. Idziemy więc do tych, którzy chcą nas przyjąć – relacjonował nam jeden ksiądz.
Dopytywany, czy są wtedy jakieś emocje, odparł, że "nie ma".
– Ludzie kulturalnie mówią "nie" i kropka. Dzięki Bogu nie ma żadnej agresji, a to chyba najważniejsze. Żyjemy w takich czasach, że jeżeli ktoś otwiera drzwi, to już znaczy, że chce otworzyć. To już nie są te czasy, że ktoś przyjmuje księdza po kolędzie, bo się wstydzi. Bo sąsiadka dwa domy dalej czy z bloku przyjęła go, a ja bym może nie przyjął, ale wstydzę się, co powie ulica, więc też go przyjmę. Te czasy minęły. Jestem księdzem 15. rok. Człowiek już przywykł, że nie wszyscy chcą nas przyjąć. Choć szkoda – podsumował duchowny ze stolicy.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.