Sobowtór George'a Clooneya będzie reklamować Małopolskę w telewizjach na Zachodzie. Niskobudżetowe spoty, delikatnie mówiąc, nie powalają na kolana. Powtórzą los filmów z mężczyzną goniącym biegaczkę, które przed Euro 2012 wypuściła Warszawa, i staną się źródłem żartów?
Lotnisko. Tłum piszczących kobiet czeka na osobę, która ma wyjść zza drzwi. Pierwszy do hali przylotów wychodzi młody mężczyzna w garniturze. Odpycha go jednak ochroniarz człowieka wyglądającego prawie jak George Clooney. Kobiety rzucają się jednak nie na sobowtóra znanego aktora, a na "inwestora".
To jeden z trzech spotów, które przygotowano w ramach nowej kampanii Małopolski. Filmy będą emitowane w zagranicznych stacjach. Jak wyjaśnili jej pomysłodawcy w informacji prasowej przesłanej do naTemat, "przesłanie kampanii jest jednoznaczne - mieszkańcy regionu bardziej niż gwiazdy kina oczekują... inwestorów". Filmy będą emitowane w zagranicznych stacjach. Ale czy na pewno pomogą przyciągnąć inwestorów? Kampanię ocenia dla nas Grzegorz Grzybek, copywriter, specjalista w dziedzinie city brandingu.
Widział Pan już filmy Małopolski. Jak pierwsze wrażenia? Grzegorz Grzybek: Nie chciałbym powiedzieć czegoś zbyt mocnego. Z tego co wiem, to była kampania niskobudżetowa, ale to jej nie tłumaczy.
W spotach występuje sobowtór Georgea Clooney'a. To dobry ruch?
Mam wrażenie, że aktor jest taki jak te spoty. I on, i one coś udają, ale czy to jest dobre? Pozostawmy do oceny Internautom, bo najciekawsze jest to, co oni będą mieli na ten temat do powiedzenia. Ja skupiłbym się przy tej okazji na zupełnie innej rzeczy.
To znaczy?
Jest w Polsce kilka mądrych miast. One nie inwestują już tak zajadle w kampanie reklamowe, spoty, ale w coś dużo ważniejszego: budowanie trwałego przekazu. Trójmiasto chce być "smart city". Wrocław bazuje na Europejskiej Stolicy Kultury, wychodząc poza jej tradycyjnie rozumiane ramy. Mówi na przykład o wyjątkowej kulturze biznesu. Rzeszów przedstawia się jako innowacyjną "lotniczą dolinę". Poznań natomiast stworzył konsorcjum firm, które mają tam siedzibę. One zyskują na tym, że są promowane jako poznańskie, miasto z kolei ma dzięki temu wizerunek
stolicy ważnych marek, mocnego pracodawcy.
Do tego dojdzie mam nadzieję Białystok. Lada dzień chcę namawiać miasto do budowania wizerunku miasta przyjaznego rowerzystom. Rower w unikalny sposób komunikuje otwartość, przyjazne nastawienie, ale także aspekt technologiczny, miejsca nowoczesnego. Dzięki dotacjom UE Białystok buduje kolejne kilometry dróg rowerowych. To doskonałe miejsce na turystykę weekendową dla mieszkańców Warszawy. W okolicach Parki Narodowe, Spa, pola golfowe, unikalny ekosystem.
Na tym tle - delikatnie mówiąc - przeciętne spoty Małopolski, zrobione po to, by pokazać je w największych stacjach w Europie wydają się pieniędzmi wydanymi bez większego sensu. Według polskiej reguły, że urzędnicy muszą pokazać, że coś robią. Wszyscy na pewno zapamiętamy "łinełis" pani Felicjańskiej.
Kampania ma pokazywać, że region jest przyjazny inwestorom. Zadziała?
Podobne kampanie są kosztowne, trzeba na nie wydać kilka milionów złotych. Nawet nie dlatego, że nakręcenie spotów jest drogie, ale umieszczenie ich w brytyjskich telewizjach już tak. Nie mam wrażenia, że ten film się broni.
Te pieniądze, które wydano na emisję materiałów, należałoby inwestować w PR, lobbowanie, zapraszanie dziennikarzy na wizyty studyjne. Dziś to, co napisze dziennikarz czy bloger jest przekonujące, a nie to, co znajdzie się w kampanii reklamowej. Reklama z zasady kłamie, idealizuje.
Chodzi o to, żeby miasto, czy region mogły pokazywać o sobie prawdę. Jeśli ona w tej chwili nie jest zbyt przekonująca, to trzeba pracować nad nią, a nie nad promocją czegoś, co nie istnieje. Trzeba stworzyć miejsca, wydarzenia, inspiracje, które same będą przyciągały.
Pamiętam, że kilka lat temu kilku wielkich chińskich inwestorów chciało otworzyć firmy na Wschodzie. Wycofali się, bo dla nich nie było to miejsce atrakcyjne. I to nie w sensie miejsca pod inwestycję, ale takiego, do którego można przeprowadzić się z rodziną, w którym mieliby podobne rozrywki do tych, które znają z domu, które byłoby równie dobrze skomunikowane.
W czasie Euro 2012 także Warszawa stawiała na spoty promujące miasto. Pokazywały mężczyznę, który "goni" młodą kobietę przez Śródmieście. Można porównać te kampanie?
Staram się unikać ocen. Problem nie tkwi w tym, jakie są te filmy, ale
jaki jest cel ich emisji. W jaki sposób filmy z niby-Clooney'em pokazują unikalność Małopolski pod względem inwestycyjnym? Zwłaszcza, że odbiorca zagranicznych telewizji, np. BBC, nie rozumie czym jest Małopolska. Na podstawie filmów nikt nie domyśli się raczej, że to marketing regionu.
"We are waiting for investors in Malopolska" – taki napis pokazuje się na końcu. Nazwa regionu pisana jest bez polskich znaków. To standard w takich kampaniach?
Już jakiś czas temu była na ten temat duża dyskusja, kiedy Szczecin postanowił pokazać swoją nazwę w formie zapisu fonetycznego. Nie ma tu jednej zasady. Wrocław pisany był po niemiecku, bo było to odwołanie do historii miasta. A z drugiej strony Polska Organizacja Turystyczna zrezygnowała ze słowa "Poland" w materiałach promocyjnych, bo okazało się, że wśród niewielu innych rzeczy, to końcówka "-ska" kojarzy się z naszym krajem. Od nazwisk Polaków pracujących za granicą. To była bardzo mądra obserwacja.
Wydaje mi się, że Małopolska w tej kampanii może pozwolić sobie na "l", bo polskie znaki zwyczajnie jest trudno przeczytać. A celem kampanii jest zdobycie inwestorów, którzy muszą przecież zrozumieć jej przekaz.