Od kilku dni mieszkańcy wsi i miasteczek leżących nad Bugiem walczą z wysoką wodą, która wdziera się do ich domów, zalewa posesje, podtapia drogi i pola. Pisaliśmy o tym już we wtorek (30.01) w naTemat.pl.
Opisywaliśmy trudną sytuację w miejscowości Młynarze (woj. mazowieckie), która przez wysoki poziom rzeki Bug, była odcięta od reszty gminy. We wtorek rano najwyższy poziom rzeki odnotowano w okolicach Wyszkowa.
Przeprowadzony o godz. 6 pomiar wskazał aż 520 centymetrów, czyli 70 centymetrów więcej, niż wynosi stan alarmowy. W miejscowościach Młynarze i Słopsk doszło do podtopień.
– Droga powiatowa jest zalana na odcinku około 800 metrów. Samochodem osobowym tędy nie przejedziemy. W całej miejscowości mieszka około 110 osób. Ale jest też mnóstwo działek letniskowych. Głównie one są pozalewane – relacjonował Krzysztof Jezierski, wójt gminy Zabrodzie.
Dwa dni później w mediach społecznościowych pojawił się apel jednej z mieszkanek Warszawy, która opisała sytuację z Kuligowa nad Bugiem.
"Od poniedziałku pies jest uwięziony na środku rzeki... W poniedziałek i wtorek były 'próby' od łowienia psa przez miejscowych strażaków. W środę i czwartek pies w ciągu dnia był niewidoczny. Wieczorem znowu się pokazał i wył prosząc tym samym o pomoc. Dziś rano również, ale teraz przebywa cały czas w tym samym miejscu, nie ma siły się przemieszczać. Od czasu do czasu się podnosi. Od rana szukam dla niego pomocy... Straż z Wołomina odmówiła interwencji... Telefon 112 nie ma odzewu na zgłoszenie" – czytamy w poście kobiety.
Na post zareagował jeden Paweł Depta z Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Kołobrzegu. Nie ukrywał, że zirytowała go postawa lokalnych służb i ko kilkunastu godzinach opublikował post, że wraz z kolegami Jackiem Rzeszotarskim i Maciejem Deręgowskim jadą uratować czworonoga.
"Jedziemy po pieska ponoć wysadzili zator lodowy i sporo grubej kry spływa będzie ciężko, ale zobaczymy" – czytamy pod zdjęciem ratownika.
Na miejsce mieli 700 km, ale mimo to wsiedli w samochód i dotarli na miejsce. W sobotę na profilu ratownika pojawiły się nagrania z nocnej akcji.
Potrzeba było dwóch podejść, ale udało im się – pies przeżył i trafił pod opiekę weterynarzy.
"Warto było zrobić te 1400 kilometrów w obie strony, żeby uratować 6 miesięcznego pieska, który był odcięty od suchego lądu wodą od sześciu dni żadne służby nie mogły ogarnąć tematu" – napisano pod nagraniem.