Już od jakiegoś czasu wiadomo, że powstanie film o Bee Gees. Odpowiedzialny za projekt Paramount Pictures już parokrotnie zmieniało reżysera, jednak (chyba) ostatecznie wybór padł na legendę kina – Ridleya Scotta.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Paramount Pictures po raz pierwszy film o Bee Gees zapowiedział już w 2021 roku. Wtedy na stanowisko reżysera wyznaczono Kennetha Branagha ("Belfast", "Śmierć w Wenecji").
Już parę miesięcy później zastąpiono go Johnem Carneyem ("Once"), a także zatrudniono nowego scenarzystę. Pod koniec 2022 roku biografia kultowego zespołu miała już jednak nie reżysera, a reżyserkę, czyli znaną ze "Ślicznotek" Lorene Scafarię.
Czwartym (i prawdopodobnie ostatnim) zatrudnionym reżyserem jest nie byle kto, bo Ridley Scott. Co ciekawe, legenda kina już kiedyś miała współpracować z samym zespołem w latach 70. nad średniowiecznym filmem "Castle Accident", jednak projekt nie doszedł jednak do skutku, a sam Scott nakręcił wówczas "Pojedynek".
Przypomnijmy, że Bee Gees zostało założone w 1958 roku w Australii. Szczyt popularności grupa osiągnęła w latach 70., m.in. dzięki stworzeniu ścieżki dźwiękowej do filmu "Gorączka sobotniej nocy". Płyty z muzyką do dramatu muzycznego sprzedały się w nakładzie ponad 40 mln sztuk, co czyni ją jednym z najchętniej kupowanych albumów ze ścieżką dźwiękową w historii.
"Napoleon" z kiepskimi recenzjami
Ostatnim filmem Scotta był "Napoleon" o Napoleonie Bonaparte, w którego wcielił się Joaquin Phoenix. Historyczne widowisko generalnie zawiodło jednak pokładane w nim oczekiwania.
"Mamy historyczno-fabularny zgrzyt. Kirby ma 35 lat, a Phoenix 49. Tymczasem to Józefina była starsza od Napoleona o sześć lat. Jest to słabe jeśli chodzi o fakty, ale i samą opowieść w filmie. Z czasem dowiadujemy się, że Józefina nie może już dać potomka swojemu mężowi. W domyśle: prawdopodobnie przeszła menopauzę, ale mamy dysonans, bo patrzymy na piękną aktorkę, która nie ma na twarzy nawet zmarszczki" – pisał w swojej recenzji filmu dla naTemat Bartosz Godziński.
Przypomnijmy, że niebawem, bo już prawdopodobnie jesienią zobaczymy "Gladiatora 2". Sequel filmu z 2000 roku opowie o dalszych losach Lucjusza (w produkcji z 2000 roku zagrał go Spencer Treat Clark), syna Lucilli i siostrzeńca rzymskiego cesarza Kommodusa (Joaquin Phoenix).
W nowym filmie ma wcielić się w niego Paul Mescal ("Dobrzy nieznajomi", "Aftersun", "Normalni ludzie").Poza nim w "Gladiatorze 2" mamy zobaczyć także m.in. Pedro Pascala ("The Last of Us").
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.