Media społecznościowe wytworzyły wiele problemów i sytuacji, o których kiedyś nawet byśmy nie pomyśleli. Weźmy na przykład przedstawienie nowego partnera – jeszcze przed erą Facebooka i reszty aplikacji świeży wybranek zabierany był w grono znajomych lub/i zapraszany na obiad u rodziców.
Dzisiaj możemy go przedstawić całej sieci mniej i bardziej znajomych nam osób za ekranami swoich komórek. I tutaj są dwa stronnictwa – tacy, którzy swojej prywatności strzegą i nic dotyczące ich związku się w mediach nie przewinie – ale umówmy się, ci dzisiaj należą do rzadkości, szczególnie w młodym pokoleniu.
Drugie stronnictwo swoim związkiem się chwali – jak powiedziałoby pokolenie Z: "spamuje" nim, gdzie się da. Pośród tych dwóch rozwiązań powstał trend, w którym możecie się pochwalić, że ktoś w waszym życiu się pojawił, ale tak, by nie zdradzić kto – tym właśnie jest soft launch.
Trend pokochali także celebryci, którzy nierzadko właśnie w taki sposób pokazują, że ktoś pojawił się w ich życiu, ale nie chcą ściągać na wybranka uwagi mediów. Tak zrobiła chociażby Kourtney Kardashian, która opublikowała pierwsze oznaki swojego związku z Travisem Barkerem poprzez zdjęcie splecionych rąk.
Uprawiać soft launch można na wiele sposobów i pomysłów można szukać na TikToku, Pintereście i Instagramie, gdzie zakładane są specjalne hasztagi z inspiracjami.
W viralowym TikToku specjalistka ds. marketingu cyfrowego Jenna Fisher wyjaśnia, jak można stosować ten trend na dwa sposoby. To oczywiście tylko jedna z wielu opcji. "Dla dziewczyn: opublikuj jego zdjęcie w restauracji, ale tak, by nie pokazywać jego twarzy, oznacz restaurację, ale nie oznaczaj jego profilu. Dla chłopaków: dodaj zdjęcie, na którym widniejesz tylko ty, ale oznacz jej profil jako fotografki".
To może być bardzo zagadkowe zdjęcie dwóch drinków obok siebie albo fotografia, na której trzymasz kogoś za rękę, relacja, na której widać jedynie plecy ukochanego albo to, jak wtulasz się w niego, a on dziwnym trafem odwraca głowę w przeciwną stronę. Można grać poziomami sugestii. Pytanie tylko po co?
Gra toczy się o niejednoznaczność. Kluczem jest obwieszczenie światu, że w naszym życiu ktoś jest i cudownie spędzamy z nim czas – jak to w social mediach: udajemy, że każdy jest szczęśliwy, a jego życie pełne wrażeń.
Jednocześnie uzyskujemy efekt ekscytującego pochwalenia się "kimś nowym" bez konsekwencji i wysiłku. Nie musimy jak na Facebooku decydować czy jesteśmy jeszcze "singlami", czy już "zajęci". "Soft launch" można przetłumaczyć jako miękki start, bo taki robimy naszej relacji, która nie musi zostać jednoznacznie określona.
Męska dłoń obok naszej może w końcu sugerować zarówno romantyczną kolację z ukochanym, jak i wyjście na lunch z bratem czy kolegą-gejem. W soft-launch chodzi trochę o ekscytującą grę, którą prowadzimy z naszymi obserwatorami.
Dzielimy się z nimi pamiątką po początkowych motylach w brzuchu, zapowiadamy coś wielkiego, a jednocześnie wiele możemy ukryć lub wykreować. Niektóre osoby używają trendu, by wzbudzić zazdrość w ex-partnerach czy zdobyć trochę atencji, wykonując zdjęcia z kimś, wobec kogo nie mają żadnych romantycznych zamiarów.
Wygląda na to, że w erze internetu wielu dorosłych powróciło do zagrań rodem ze szkolnego korytarza. Soft-launch pokazuje także, że ciekawsza niż jawny związek jest zabawa w to, czy ktoś jest jeszcze singlem, czy już zajętym.