Niejednokrotnie widzieli śmierć, zbierali fragmenty ciał kolegów, stali przed dylematem: zabić czy zostać zabitym? Wojna w Ukrainie rozpoczęła się dwa lata temu. Na froncie giną i ci, którzy się bronią, i ci, którzy atakują. Traumy doświadczają jedni i drudzy, dlatego jeśli wracają do domów, niosą ze sobą ogromny ciężar. Ale co dalej? Co dzieje się z takimi osobami w Rosji, w kraju, w którym rządzi człowiek, dla którego jednostka zdaje się nie mieć większego znaczenia? O PTSD i konsekwencjach braku pomocy dla osób doświadczających takiego stresu w rozmowie z naTemat mówi dr Sławomir Jakima, psychiatra i były wojskowy, którego pacjentami byli żołnierze doświadczeni wojną.
Reklama.
Reklama.
Wojna w Ukrainie trwa od dwóch lat. Wielu żołnierzy zginęło, wielu zostało rannych, część wraca do domu, ciągnąc z frontu traumy. Niewiele wskazuje na to, że rosyjscy wojskowi otoczeni są wyjątkową opieką. Co wtedy, z czym się borykają?
Bardzo trudno nam rozmawiać konkretnie o rosyjskich żołnierzach i przedstawiać to tak, jak dziennikarze by chcieli, czyli że oni tam nic nie mają. Nie wiemy, jak wygląda ich powrót i co im się oferuje.
Możemy raczej rozmawiać o tym, co może się dziać z żołnierzami, co mogą czuć, kiedy wracają z frontu do domu.
Jeśli jednak pojawia się stres pourazowy, a nie ma nikogo, kto pomoże tym ludziom odzyskać równowagę, z jakimi konsekwencjami mogą borykać się te osoby, ich bliscy, a nawet społeczeństwo?
Tacy ludzie mogą nadużywać alkoholu, mogą być agresywni, drażliwi. Swoją codzienność ciągle opierają na tym, że "ja byłem na wojnie, a ty nie". Poza tym, co należy zaznaczyć, pomoc psychologiczna nie zawsze jest skuteczna.
Jest zawężenie myślenia, są zmiany poznawcze. Pojawia się poczucie wyobcowania, ale jednocześnie pewna roszczeniowość. Stąd też burdy, ataki, nawet z użyciem broni, dlatego dochodzi do zabójstw. W niektórych wypadkach wytwarza się cały świat patologii.
Takie osoby mogą być, przepraszam za porównanie, tykającą bombą?
Tak. Możemy mówić o tykającej bombie. O sytuacji, w której nierozwiązany problem stresu pourazowego, przeżyć wojennych, cały czas tkwi w człowieku i może wybuchnąć.
Trudno powiedzieć, kogo może to dotyczyć, bo może nawet człowieka, który przed wojną był okazem zdrowia i sympatyczną osobą. Nigdy do końca nie wiemy, co w nas siedzi.
Nie wiemy też, kiedy ta bomba może wybuchnąć...
Nie możemy być tego pewni.
W jednej z książek trafiłam na historię mężczyzny, akurat był to Amerykanin, który po powrocie z Wietnamu stał się przemocowcem. Nie radził sobie z emocjami z traumą, więc jego najbliżsi przeżywali piekło.
Może się i tak zdarzyć, bo ważną kwestią w PTSD są relacje z ludźmi. Rodzina może być najbliższym "workiem do bicia".
Po powrocie często pojawia się poczucie niezrozumienia, wyobcowania, pojawia się dysforia, a nawet agresja wobec otoczenia, które nie zawsze rozumie albo nie musi rozumieć, co to znaczy PTSD.
Jednak część ludzi z PTSD może też zupełnie wycofać się z życia codziennego, siedzieć w zamknięciu, we własnym świecie, spotykać się tylko z tymi, których zna i którzy też byli na froncie.
Ktoś, kto wraca z frontu, nigdy nie wchodzi gładko w rzeczywistość, którą zostawił na czas walki?
Pobyt na froncie, ponieważ są to warunki skrajne, z reguły niesie jakieś skutki. Oczywiście nie wszyscy żołnierze przechodzą to w sposób, jaki pokazuje się na filmach.
Część ludzi wraca normalnie do swoich zajęć, do swojej pracy, do bliskich i nie widać zmian w ich zachowaniu. Ale część żołnierzy rzeczywiście wraca z przeciążeniowym bagażem.
Duże znaczenie ma to, co przeszli, bo można być na froncie, nie mając dużych kontaktów z wrogiem, a można być w sytuacjach skrajnych, w tzw. piekle żołnierskim. Niezwykle istotne jest również to, z czym człowiek w swoim aparacie psychicznym wchodzi na wojnę.
Chodzi o konstrukcję psychiczną tego człowieka?
Chodzi o konstrukcję psychiczną i przebyte wcześniej traumy. Muszę jednak powiedzieć, że jednym z, nazwijmy to, nadużyć psychoterapeutycznych jest szukanie u każdej osoby, która przeżyła wojnę, objawów przewlekłego stresu pourazowego lub ostrego stresu pourazowego. Tymczasem tylko pewien procent ludzi z takimi doświadczeniami ma objawy PTSD.
Ile procent?
Objawy PTSD teoretycznie powinny się pojawić po 6 miesiącach od nabycia traumy. Z badań wynika – w zależności jaka to wojna i jakie badanie – że zespół stresu pourazowego może mieć około 30 proc. żołnierzy.
To i tak dużo.
To jest bardzo dużo.
A czy jest różnica, jeśli mowa o doświadczaniu traumy, między tymi, którzy bronią swojego kraju, a tymi, którzy napadają?
Motywacje są inne, ale trauma może mieć podobne objawy po jednej i po drugiej stronie. Inaczej zachowują się osoby, które bronią swojego kraju, a inaczej żołnierze, którzy atakują i są daleko od swojej nieatakowanej ojczyzny.
Tak jak ukraińscy żołnierze bronią swoich rodzin, tak rosyjscy atakują na obcym terenie i ich rodziny są w miarę bezpieczne. To zmienia perspektywę.
Jeżeli atakuję czyjś kraj z powodu rozkazu, to jestem na obcym terenie, więc wszystkie osoby, które tam spotykam, są moim wrogiem. Stąd też jest bardzo istotny inny termin: wojenna trauma seksualna.
To, co słyszymy o zgwałceniach, o przemocy seksualnej w stosunku do ukraińskich kobiet, wiąże się z pewnym mechanizmem myślenia u żołnierza, który atakuje – dla niego ukraińska kobieta nie jest do końca człowiekiem, jest wrogiem, wobec tego można z nią robić wszystko, poniżać ją.
Czy taki oprawca, wracając do siebie, będąc już w domu, przestaje wypierać to, co zrobił, czy nadal w jego świadomości wygląda to zupełnie inaczej?
Żołnierz atakujący też przezywa traumę wojenną – też jest w ogniu walk, giną jego koledzy, jest dużo rannych. Poza tym nie zawsze spotyka się z pełnym zrozumieniem na terenie swojego kraju, szczególnie osób, które nie są zaangażowane w konflikt.
Tak było w Wietnamie. Żołnierze walczyli na terenie kompletnie dla siebie obcym, szli na ten front nie z własnej woli – był to pobór. Gdy wracali, często spotykali się z niechęcią ze strony ruchów lewicowych, antypacyfistów itd.
Chciałabym wrócić jeszcze do tych 30 proc. żołnierzy, którym trauma utrudnia życie. Co jeszcze dzieje się z takim człowiekiem? Rozumiem, że to spektrum jest bardzo szerokie: od unikania, otępienia po agresję?
Może to być tzw. ostra reakcja na stres, czyli szybka odpowiedź organizmu na sytuację stresową. Mogą to być objawy somatyczne: kołatanie serca, bóle, różnego rodzaju problemy żołądkowo-jelitowe. Najistotniejszy jest jednak cały czas obecny lęk.
Te objawy mogą minąć, ale u części osób po kilku miesiącach mogą też pojawić się objawy tzw. przewlekłego stresu pourazowego. Jednym z takich najbardziej klarownych będą powracające dramatyczne sceny, przeżywanie ich jeszcze raz – zarówno we śnie, jak i w wyobrażeniach.
Traumatyczne przeżycia mogą wracać, jeśli pojawi się bodziec je przypominający, np. wybuch, sytuacja stresowa, a nawet mocne uderzenie, odgłos na ulicy.
Jak już wspomniałem, ważne jest, jakie żołnierz miał predyspozycje, co przeżył, ale też, co go czeka, jeśli wyjdzie na tyły – jest ranny lub zwolniony z wojska.
Inaczej funkcjonuje żołnierz, który jest na froncie, jeżeli ma świadomość, że jego rodzina jest zabezpieczona, że żona i dziecko mają co jeść, a kompletnie inaczej żołnierz, który walczy, a którego rodzina jest bombardowana.
Żołnierz musi mieć też pewność, że jeżeli zostanie ranny lub uszkodzony, to otrzyma pomoc. Nie tylko doraźną, gdy koledzy wyprowadzą go z pola walki, ale i późniejsze wsparcie.
Osoby, które doświadczają PTSD mogą uciekać w alkohol, używki?
Chcą zapomnieć, więc sięgają po inne formy pomagania sobie. Może to być alkohol, mogą to być narkotyki, środki chemiczne, które dają szybką pseudo ulgę. Pseudo, bo oczywiście żadnej ulgi nie przyniosą.
Może dojść do uzależnienia. Część żołnierzy może to tłumaczyć sobie tym, że po prostu zapija stres, że ma do tego prawo.
Gdy pojawi się PTSD, rozwiązaniem jest nie tylko podanie leku i wizyta u psychiatry raz na 3 miesiące, ponieważ ważne jest też podjęcie terapii. Są metody mogące pomóc w leczeniu z traumy. Jednakże lepiej, jeśli stosują je osoby, które się na tym znają.
Pan pracował z takimi osobami?
Pracowałem z żołnierzami z Ukrainy. Prowadziliśmy ich terapię razem z psychologami ukraińskimi. Brałem też udział w szkoleniu ukraińskich psychologów i psychiatrów.
Dla nich wojna, która wybuchła 2 lata temu, też była kompletną nowością. Wcześniej pracowali tak jak i my – w gabinetach prywatnych, w szpitalach.
Po pewnym czasie prosili o pomoc naszych terapeutów, superwizora, o bardziej konkretne interwencje, a mniej mówienia o współczuciu, o tym, że rozumiemy was, że rozumiemy, że jest wam ciężko.
Muszę też przyznać, że żołnierze inaczej reagowali w trakcie pracy ze mną, wiedząc, że jestem byłym wojskowym. Dla mnie było to ciekawe doświadczenie.
Domyślam się, że ich opowieści były dramatyczne.
Nie bez powodów pracowaliśmy z ludźmi, którzy przeszli PTSD. To nie byli ludzie, którzy mieli uszkodzenia fizyczne. Widzieli śmierć, byli przy śmierci. Jedna z kobiet nosiła kawałki ciał, układała je, ale po pewnym czasie nie wytrzymała. Nie znamy do końca tej granicy, przy której się siada.
Poza tym, jeśli u niektórych pojawi się poczucie "jestem tchórzem, bo zostawiam innych, zostawiam kolegów", to trauma jest jeszcze większa. Nie ma nic gorszego w wojsku, a szczególnie w czasie wojny, od tchórzostwa.
Czy da się takiego człowieka "wyzerować"? Da się wyczyścić z tych obrazów, trudnych wspomnień czy raczej trzeba go uczyć żyć z tym?
To bardzo indywidualne. Jeśli nie daje się wyczyścić, są terapie, które mogą pomóc radzić sobie z tym – np. zamieniać myśli na inne myśli. To nie jest sytuacja bez wyjścia. Chodzi o to, żeby taka osoba otrzymała pomoc i się na nią zgodziła.
Ale nie wszyscy się godzą.
Wielu nie chce. Traumę z wojny mają też nasi żołnierze, którzy byli na misjach. Byli na obcym terenie, w warunkach w miarę bezpiecznych w stosunku do warunków na froncie. U niektórych może pojawić się taka myśl, że nie chcą stamtąd wyjść. Po wyzdrowieniu, wyleczeniu ran, chęć powrotu, bo to jest jakby ich świat. Jedyny, w którym czują się dobrze, w którym czują się zrozumiani.
Konsekwencje nie zatrzymają się na jednym pokoleniu, to, co działo się na froncie, idzie dalej?
Tego typu trauma przenosi się z pokolenia na pokolenie, z czego mogą korzystać np. politycy, wykorzystując sprawy bogoojczyźnianie. Tak jest w Rosji, gdzie Wielka Wojna Ojczyźniana jest sacrum.
Ale jeszcze raz powtórzę: nie tylko rosyjscy żołnierze tak mają. Nie jest tak, że wszyscy obywatele, mężczyźni, chcą bronić swojego kraju. Nie jest tak, że idzie się na front z radością, szczególnie dotyczy to tych, którzy na froncie już byli. To jest opowieść półpropagandowa. Dla większości jest to pewnego rodzaju przymus. Ludzie się boją. Jest wojna, można zginąć, stracić bliskich.
Trauma wojenna dotyczy żołnierzy przebywających na froncie, ich rodzin, ludności, która jest w pobliżu frontu, ludności, która jest od niego dalej. Trauma wojenna dotyczy jeńców i ludności, która doznaje krzywd ze strony własnych wojsk, np. partyzantów, maruderów, przechodzących żołnierzy.
Trauma wojenna dotyczy też krajów ościennych. Szczególnie takich, w których wcześniejsze pokolenia doświadczyły wojny.
Tak jak Polska.
Taki problem ma Polska. Wciąż żyją osoby, które przetrwały wojnę, ale trauma przekazywana jest z pokolenia na pokolenie. Jesteśmy bardziej wyczuleni na te sprawy i na taką rzeczywistość.
Traumę genetycznie przeżywa cały naród żydowski. Holocaust spowodował, że cały czas jest to przetwarzane i będzie przetwarzane w następnych pokoleniach.
Sławomir Jakima dr n.med, specjalista psychiatra seksuolog, psychoterapeuta, superwizor. Pracuje z ofiarami przemocy seksualnej. Prezes Polskiego Towarzystwa Seksuologii Medycznej.