Pieniądze miały pomóc w rehabilitacji i powrocie do zdrowia po tragedii, która spotkała zgwałconą 25-latkę. Darczyńców nie brakowało, dzięki czemu udało się zebrać ponad 550 tys. zł. Niestety dziewczyna nie przeżyła. Co stanie się z wpłaconymi datkami po jej śmierci? Okazuje się, że pieniądze mogą być bardzo potrzebne. Osoba z jej bliskiego otoczenia zabrała głos.
W organizację pomocy dla zgwałconej dziewczyny zaangażowała się uchodźczyni z Białorusi, która mieszka w Warszawie. Po śmierci dziewczyny zabrała głos na temat tego, co teraz stanie się z pieniędzmi.
– Pomagałam chłopakowi Lizy w organizowaniu tej zbiórki, a także szukaniu psychoterapeutów i lekarzy, którzy mogliby pomóc w dalszej rehabilitacji. Był nawet załatwiony ośrodek w Berlinie, by tam Lizie przywrócić zdrowie. Niestety dziewczyna zmarła. Te pieniądze chcemy zwrócić darczyńcom. Oni mogą je również przeznaczyć na organizacje pogrzebu – powiedziała gazecie Valiaryna Kustava.
– Jeśli wujek Lizy zdecyduje, że ciało będzie przewożone na Białoruś, to pieniądze być może pójdą na pokrycie tych kosztów – dodała i poinformowała, że na koncie zbiórki jest ponad 550 tys. zł.
Liza nie miała także rodziców, ponieważ tym odebrano prawa rodzicielskie już dawno temu, co przekazała "Faktowi" Valiaryna Kustava.
Jak dodała, jedyną bliską osobą, która może odebrać ciało dziewczyny, jest jej wujek. Ten z kolei ma problem z uzyskaniem wizy, pozwalającej na wjazd do Polski.
Wstępnie zaplanowano, że pogrzeb odbędzie się w Warszawie, ale krewny może zdecydować o wywiezieniu zwłok do Białorusi.