Policja zdadza kulisy tego, jak udało się namierzyć Doriana S. "Hasło było jedno: musimy go złapać"
redakcja naTemat
05 marca 2024, 11:34·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 05 marca 2024, 11:34
25-letnia Liza została brutalnie zgwałcona przez Doriana S. w centrum Warszawy. Kilka dni później Białorusinka zmarła w szpitalu. Nagrania z monitoringu pokazały, co młody mężczyzna zrobił zaraz po dokonaniu napaści. To właśnie dzięki nim policjantom udało się go namierzyć.
Reklama.
Reklama.
Do tragedii doszło w nocy z 25 na 26 lutego na klatce schodowej przy ulicy Żurawiej w Warszawie. Nagą i nieprzytomną Lizę znalazł dozorca budynku, który szedł akurat na poranną zmianę. Dziewczyna kilka dni walczyła o życie w szpitalu, ale lekarzom nie udało się jej uratować. Bezpośrednią przyczyną jej zgonu była śmierć mózgu. Dziennikarze "Uwagi!" TVN ujawnili kulisy zatrzymania podejrzanego o straszną zbrodnię Doriana S.
– Dla nas wówczas hasło było jedno – musimy go złapać i zatrzymać. I musi ponieść odpowiedzialność za to, co zrobił – komentował podinsp. Robert Szumiata ze śródmiejskiej policji.
Po brutalnym gwałcie na Lizie poszedł na zakupy
Po ataku agresor poszedł ulicą Poznańską w stronę placu Konstytucji. Po drodze wyrzucił ubrania swojej ofiary. Jak się okazało, zanim doszedł do przystanku 23-latek wszedł jeszcze do sklepu i, jakby nigdy nic, zrobił zakupy. Autorzy programu dotarli do osoby, która widziała Doriana S. w sklepie.
– Tej twarzy do końca życia nie zapomnę. Nie mieści mi się w głowie, że wszedł facet, który zaciukał kobietę w tak brutalny sposób i po prostu kupił papierosy – mówi rozmówca "Uwagi!". Jak zdradził, seksualny drapieżca "nie miał jeszcze zapalniczki, podszedł do jakiś dwóch chłopaków, rozmawiał z nimi". Cała scena wyglądała tak, jak gdyby nic strasznego wcześniej się nie zdarzyło.
Następnie doszedł na pl. Konstytucji, gdzie wsiadł do tramwaju i udał się na warszawski Mokotów. Około godz. 6 rano wysiadł za skrzyżowaniem Rakowieckiej i Puławskiej i udał się do mieszkania, gdzie czekała jego partnerka.
Jego trasę nagrały kamery monitoringu
Jak policjanci namierzyli Doriana S.? Jego drogę nagrały kamery monitoringu. Osoby ze sklepu pokazały "Uwadze!" film, na którym widać, jak młody mężczyzna spokojnie wchodzi do lokalu i robi zakupy. Na miejsce sprowadzono też psy tropiące, a funkcjonariusze mieli użyć technik operacyjnych, których jednak nie chcieli ujawnić dziennikarzom. Ostatecznie napastnik został zatrzymany jeszcze tego samego dnia.
Jak ujawnia podinsp. Szumiata, podejrzany był kompletnie zaskoczony. Policjanci znaleźli go, gdy akurat wychodził z mieszkania. – Na początku mężczyzna tłumaczył nam, że chciał tylko okraść tę kobietę. I twierdził, że nie pamięta dalszego przebiegu zdarzenia. Natomiast wiem, że w prowadzonym śledztwie przyznał się do zarzucanych mu czynów – dodał.
– Prokurator wskazał w zarzucie, że do tego czynu doszło ze szczególnym okrucieństwem. Mowa jest o zarzucie usiłowania zabójstwa połączonym z zarzutem zgwałcenia oraz rozboju z użyciem niebezpiecznego narzędzia jakim jest nóż – relacjonował z kolei Szymon Banna z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Patrzyły biernie jak gwałcił Lizę
Jak informował wcześniej TVN Warszawa, w trakcie okrutnego gwałtu obok bramy przy Żurawiej "przechodziły dwie kobiety, które przystanęły na chwilę, co nagrała kamera monitoringu". Jak twierdzą, o tym, co się tam stało, dowiedziały się później z mediów.
"Kobiety zgłosiły się na policję i zeznały, że sytuację, której były świadkami, uznały za stosunek seksualny, prawdopodobnie pary osób bezdomnych. Mężczyzna, którego zobaczyły w bramie, miał wulgarnie się do nich zwrócić, żeby poszły. Utrzymywały, że nie miały świadomości przestępstwa" – czytamy w artykule.
Czy z powodu braku reakcji grożą im teraz jakieś konsekwencje? "Fakt" zapytał o to karnistę prof. Piotra Kruszyńskiego. – Zarzuty i potem wyrok za nieudzielenie pomocy może dostać tylko osoba, której udowodni się, że wiedziała, że ofiara jest w stanie zagrożenia zdrowia i życia. W tym przypadku jest to praktycznie niemożliwe, skoro świadkowie twierdzą, że myśleli, że to zwykły seks – wytłumaczył ekspert.