Założył największy na świecie festiwal poświęcony sztuce autorów zdjęć filmowych Camerimage (dziś: EnergaCamerimage), na który przyjeżdżają gwiazdy: David Lynch, Keanu Reeves, Richard Gere, Quentin Tarantino czy ostatnio Adam Driver. Tworzy w Toruniu olbrzymie Europejskie Centrum Filmowe, drugą najdroższą inwestycję kulturalną w Polsce (koszt: 600 mln zł), w którym będą organizowane światowe premiery i kręcone zagraniczne produkcje dużych studiów filmowych. Utrzymuje kontakty z twórcami światowego kina, jest członkiem honorowym Amerykańskiego Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych (a byli nimi Thomas Edison, Neil Armstrong, Gregory Peck...), a Amerykańska Akademia Filmowa zaprosiła go właśnie na tegoroczną galę Oscarów. Oto Marek Żydowicz, historyk sztuki, który stara się zrobić coś dobrego dla polskiego rynku filmowego. Chociaż łatwo wcale nie jest.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Te ponad 30 lat temu sądził Pan, że Camerimage odniesie aż taki sukces?
W takich chwilach nie myśli się o przyszłości. Chciałem po prostu szybciej dotrzeć tam, gdzie dziś znajduje się Polska: do stanu wolności i możliwości spotkania się z ludźmi kreatywnymi z całego świata – by wspólnie coś tworzyć i przy tym budować siebie. Stworzenie festiwalu nagradzającego niedocenianych artystów kina, a jednocześnie zwrócenie uwagi na obraz jako główny składnik dzieła filmowego wydawało się czymś oczywistym.
Dlaczego?
Niestety na wielkich festiwalach pomijano autorów zdjęć i honorowano głównie aktorów, reżyserów i producentów. Filmy oceniano – i nadal tak jest – głównie poprzez ich treść, pomijając to, co przekazują nam między słowami obrazy. Dla historyka sztuki to był wystarczający powód do działania. Pomysł utworzenia Festiwalu Camerimage oceniano w Polsce lat 90. bardzo sceptycznie… Delikatnie mówiąc. Cieszę się, że z roku na rok EnergaCamerimage wciąż przyciąga coraz więcej widzów.
A dlaczego aż tak bardzo się Pan w to zaangażował?
Wykładałem wówczas historię sztuki na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniui widziałem jak bardzo studentom i kolegom, pracownikom naukowym, brakuje kontaktu z ważnymi ośrodkami naukowymi i artystycznymi Europy i świata. Jak można uczyć o dziełach sztuki światowej wyłącznie ze slajdów? Wyjazdy za granicę były w latach 80. właściwie niemożliwe. Uzyskanie paszportu graniczyło z cudem. Otrzymywali je – tak jak i stypendia – ludzie bezpieczni dla władzy, a to wiązało się z weryfikacją, za którą zazwyczaj kryły się niemoralne propozycje.
Jak właściwie historyk sztuki założył festiwal filmowy?
Przed laty starałem się o przyjęcie do Szkoły Filmowej w Katowicach, do której się nie dostałem z powodu braku miejsc. Wylądowałem na historii sztuki. Gdy w 1991 roku zorganizowałem w Toruniu dużą wystawę sztuki (m.in. dzieł Kiefera, Lupertza, Baselitza, Dahna, Immendorfa, Richtera), postanowiłem dołączyć do niej aneks filmowy: przegląd zatytułowany "Droga ku nowej Europie" prezentujący pierwsze europejskie koprodukcje.
Przyjechał do ToruniaVolker Schlondorff, by zaprezentować swój najnowszy film "Homo faber". Zauroczył go klimat tego wydarzenia, rozmowy z młodymi ludźmi i samo miasto. Zapytał, czy nie mógłbym wymyślić wydarzenia filmowego, jakiego nie ma na świecie. A wtedy funkcjonowało już kilkanaście tysięcy imprez filmowych. Zapytałem, co ma na myśli? Odpowiedź brzmiała: "Gdybym wiedział, to sam bym to zrealizował. Jak na coś wpadniesz, zadzwoń".
I zadzwonił Pan?
Tak, ale pracowałem nad tym dwa lata. Wiedziałem, że to, czego szukam, musi wiązać się z moimi kompetencjami. Tak dotarłem do idei festiwalu analizującego obraz filmowy – zdjęcia filmowe. Skontaktowałem się z Volkerem, a on był zachwycony. Powiedział: "Trafiłeś w dziesiątkę".
Skąd w ogóle taki pomysł?
Zajmowałem się wówczas metodologią badań historyczno-artystycznych. Pomyślałem więc, że warto spróbować spojrzeć na film jak na dzieło malarskie i zastosować do obrazów filmowych warsztat historyka sztuki.
Pomysł nagradzania pracy autorów zdjęć filmowych był więc wypadkową tego eksperymentu. Wypadkową, której sens potwierdziło odkrycie, że są oni przezroczyści dla organizatorów wielkich festiwali. Od razu zastrzegłem, że nie chodzi mi o realizowanie festiwalu getta zawodowego, ale o to, aby wszyscy twórcy biorący udział w powstaniu dzieła filmowego spotkali się na festiwalu i spojrzeli na wybrane filmy, nie jedynie poprzez pryzmat wartości literackich – jak to do dziś czyni większość krytyków filmowych, recenzentów oraz miłośników kina – ale przez pryzmat obrazu, jego formy i idącej za nią ikonografii oraz ikonologii. Obraz jest kwintesencją tego medium, jest istotą sztuki filmowej.
Innych takich festiwali nie ma?
Nie jesteśmy konkurencją dla żadnego innego festiwalu, bo na EnergaCamerimage kwalifikacja filmów konkursowych jest niezwykle restrykcyjna. Dotyczy wartości, jakie niosą wspólnie obraz i treść, a nie głównie treść. Szukamy dobrych opowieści na ważne tematy, ale z obrazami, które dodają do scenariusza coś więcej niż to, co zapisano w słowach, coś, co jest pomiędzy słowami.
Jeżeli widzę interesujący film, który porusza ważką kwestię, ale jego obrazy są zwykłą rejestracją – są pozbawione kreacji w kompozycjach kadrów, stosowaniu ruchu kamery i różnych ujęć w określonych interwałach czasowych, operowaniu światłocieniem czy kolorem – decyduję, że możemy go pokazać poza pasmami konkursowymi. Odrzucamy filmy zarejestrowane niedbale. Film to opowiadanie obrazem, to tworzenie kompozycji fotograficznych, a nie tylko rejestrowanie tego, co znajduje się przed kamerą. O automatycznych rejestracjach nie wspomnę…
Wróćmy do lat 90. Pierwsza edycja Camerimage odbyła się w 1993 roku w Toruniu.
Udało mi się zaprosić do Torunia Svena Nykvista i Vittorio Storaro, a także kilkunastu przedstawicieli stowarzyszeń operatorskich z Europy i USA. Na naszym festiwalu powstała wówczas Europejska Federacja Operatorów Filmowych IMAGO, co również było dla mnie swoistym potwierdzeniem, że festiwal znajdzie partnerów i wsparcie.
Czyli sukces.
To był czas wielkiego entuzjazmu w Polsce. Wracaliśmy do Europy. Udało się przekonać Telewizję Polską, by relacjonowała koncert z zakończenia pierwszej edycji festiwalu, na której prapremierowo w naszym kraju zaprezentowaliśmy muzykę z filmu "Drakula" skomponowaną przez Wojciecha Kilara. Kompozytor, który przyjechał na ten koncert, był tak zachwycony, że podarował mi partyturę swojego dzieła skomponowanego do filmu Francisa Forda Coppoli i powiedział, że mogę z niej korzystać, aby pozyskiwać wsparcie dla kolejnych edycji festiwalu.
A ciężko było z finansami? Pytając wprost: skąd pan wziął pieniądze na Camerimage?
Na pierwszych edycjach Festiwalu pojawiły się dwie największe na świecie firmy produkujące sprzęt i technologie filmowe. Potem dołączyły inne. Część marketowa festiwalu rozrastała się dynamicznie i stąd były główne środki na realizację Festiwalu. Wsparcie publiczne dla instytucji prywatnych było w tamtych czasach bardzo ograniczone. Festiwal realizowała Fundacja Tumult, którą założyłem po upadku Muru Berlińskiego, by móc organizować wystawy, festiwale oraz inne działania artystyczne i naukowe.
Jakie wsparcie dostawaliście od samorządu czy państwa?
Łącznie w latach 1993-1999 około 20 procent całości budżetu festiwalowego. Tymczasem tutejsi przedsiębiorcy zarabiali na Festiwalu w trudnym dla nich okresie ogórkowym, jakim dla miasta żyjącego z turystów jest listopad. Ekwiwalent promocyjny, jaki Festiwal dawał miastu, był znaczący.
Obok Festiwalu Fundacja miała też inne wydatki. W latach 1990-1993 uratowaliśmy zdewastowany budynek dawnego zboru ewangelickiego na Rynku Nowomiejskim w Toruniu. Profesor Jan Tajchman namówił mnie, abym wystąpił do miasta o przekazanie go Fundacji i przeznaczenie go na cele kulturalne, bo był przerażony lansowanym przez władze pomysłem zamienienia go na dom handlowy. Ewangelicy nie byli wtedy zainteresowani odzyskaniem tego budynku i jego remontem. Najpierw zawnioskowałem o wpisanie zrujnowanego zboru do rejestru zabytków. Potem zdobyłem środki na wykupienie go przez Fundację od Torunia i zobowiązałem się do jego rewitalizacji w ciągu trzech lat.
To dość imponujące.
To było szaleństwo, ale się udało. Pierwszą wystawą, jaką zrealizowaliśmy w wyremontowanym budynku, była ekspozycja prac Hermanna Nitscha. On sam zagrał na wernisażu koncert organowy. Podczas Festiwalu w 1994 roku zaprezentowałem tu wystawę fotokompozycji Ryszarda Horowitza, także z jego udziałem.
Wróćmy do Festiwalu. W końcu Camerimage "wyprowadziło się" jednak z Torunia. Dlaczego?
Festiwal się rozwijał. Przyjeżdżało do nas coraz więcej gości, wybitnych filmowców i studentów szkół filmowych z całego świata oraz producentów sprzętu filmowego. Zwykli miłośnicy kina też coraz liczniej "dobijali się" o bilety. Aula Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, w którym odbywał się Festiwal, stała się za ciasna. W końcu musieliśmy w śniegu i na mrozie stawiać namioty, by prezentować sprzęt i technologie filmowe firm sponsorujących Festiwal. To było nieakceptowalne. Musiałem przenieść festiwal do Łodzi, a potem do Bydgoszczy.
Z jakim skutkiem?
W każdym z tych miast zabiegaliśmy o poprawę infrastruktury festiwalowej. I w każdym z nich pozostawiliśmy po sobie jakąś inwestycję, ale Centrum Festiwalowego z prawdziwego zdarzenia nie udało się wybudować.
Dlaczego?
W Łodzi wspólnie z Davidem Lynchem doprowadziliśmy do rewitalizacji dawnej elektrociepłowni EC1. Dziś zamiast studia Davida Lyncha mieści się tam m.in. coś w rodzaju domu kultury z Muzeum Kinematografii. Zaprosiliśmy Franka Gehry’ego, aby zaprojektował Camerimage Łódź Center. Powstał wspaniały projekt, niestety zmiany polityczne zatrzymały te plany.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Będąc w Łodzi, pamiętałem o Toruniu. Na prośbę ministra kultury Waldemara Dąbrowskiego zaangażowałem się w tworzenie Narodowego Programu "Znaki Czasu", którego celem było doprowadzenie do stworzenia w całej Polsce kilkunastu lokalnych kolekcji dzieł sztuki oraz wybudowania dla nich nowoczesnych centrów wystawienniczych. Program zainaugurowaliśmy w 2004 roku. Powstało tylko jedno takie centrum… w Toruniu. Było to możliwe dzięki bezinteresownej współpracy Fundacji Tumult i prezydenta miasta – Michała Zaleskiego. Potem po powrocie do Torunia zorganizowaliśmy tutaj duże wystawy prac, m.in. Helmuta Newtona, Davida Lyncha i Mariny Abramovic (wspólnie z Wacławem Kuczmą), Patricii Piccinini.
W Bydgoszczy, by poprawić warunki organizacji Festiwalu, zainicjowaliśmy budowę IV kręgu Opery Nova. Dziś jest on w trakcie budowy. Tworzyliśmy wytyczne i konsultowaliśmy jego projekt. Tymczasem budową centrum, jakiego Polsce brakuje, zainteresowały się władze Torunia i Ministerstwo Kultury.
I tak nastąpił powrót do małej ojczyzny Camerimage i nowe nadzieje na budowę Centrum Festiwalowego.
Powrót był spektakularny. W 2019 roku przyjechali do Torunia na EnergaCamerimage Quentin Tarantino, Richard Gere, Edward Norton, Danny de Vito, Mike Figgis, Darren Aronofsky, Josh Hartnett i wielu innych znakomitych twórców ze świata i Polski. Centrum Kulturalne na Jordankach w Toruniu pękało w szwach. Wiele rozżalonych osób odchodziło z kwitkiem sprzed naszej recepcji.
Od początku 2019 roku prowadziliśmy intensywne rozmowy z Ministerstwem Kultury i władzami miasta. Ministerstwo Kultury zgodziło się pomóc w zdobyciu środków na pokrycie dwóch trzecich kosztów budowy Europejskiego Centrum Filmowego CAMERIMAGE, jedną trzecią zadeklarował Toruń po jednomyślnej uchwale Radnych Miasta.
Dzięki temu powstaje Europejskie Centrum Filmowe Camerimage, drugi największy, po Muzeum Historii Polski, budowlany projekt inwestycyjny w dziedzinie kultury w Polsce. 600 milionów złotych, olbrzymie przedsięwzięcie. Skąd akurat taki pomysł?
Chcieliśmy, żeby powstało Centrum, które będzie funkcjonowało przez cały rok. Zaproponowałem stworzenie pierwszej europejskiej instytucji filmowej w Polsce, w której oprócz festiwalu EnergaCamerimage, będą realizowane inne wydarzenia kulturalne, naukowe i targowe. Całoroczny program łączący działania artystyczne i komercyjne pozwoli zdobywać środki na utrzymanie całej infrastruktury oraz realizację programu merytorycznego, w tym edukacyjnego.
Chcieliśmy wykorzystać ponad 30 lat doświadczeń oraz kontakty, jakie nawiązaliśmy z wybitnymi twórcami i instytucjami filmowymi na całym świecie, aby stworzyć interesującą propozycję dla specjalistów i amatorów, artystów i przedsiębiorców, dzieci, studentów i seniorów, by Toruń przyciągał nie tylko zabytkami, ale tym, co się tu dzieje: oryginalnym, niespotykanym gdzie indziej.
Czyli wszyscy powinni być zadowoleni?
Mam nadzieję, że wszyscy docenią nie tylko jakość programu, jaki przygotowujemy, ale także techniczne wyposażenie tego budynku, jakość obrazu w salach kinowych (w tym szczególnie wielkiej Sali Premierowej), jakość dźwięku, możliwości realizacji filmów i spektakli scenicznych, a także warunki organizacji sympozjów, kongresów oraz wystaw w przestrzeniach targowych i galeryjno-muzealnych.
Projekt architektoniczny Centrum przygotowała po zwycięstwie w konkursie austriacka pracownia Baumschlager Eberle. Rozstrzygnięto też przetarg na wykonawcę pierwszego budynku Centrum – Studia Filmowego. BudujeERBUD, czyli firma z toruńskimi korzeniami. Jestem pod wrażenie jej zaangażowania i profesjonalizmu.
Wspominał Pan o kinowej Sali Premierowej. Czyli?
W Polsce nie ma sali kinowej o parametrach, jakich oczekują duże studia, aby realizować światowe premiery swoich filmów. Taką ma być sala projekcyjna na około 1700 miejsc w Europejskim Centrum Filmowym CAMERIMAGE. Będzie ona przystosowana nie tylko do projekcji filmowych, ale również – dzięki zamontowaniu systemu dźwięku immersyjnego – do realizacji koncertów i spektakli muzycznych oraz teatralnych. Planujemy zainstalowanie w niej niezbędnych urządzeń pozwalających organizować spotkania naukowe, sympozja, seminaria, kongresy czy też spotkania z symultanicznymi tłumaczeniami.
Co oprócz niej?
Kompleks Europejskiego Centrum Filmowego będzie składał się z pięciu elementów. Obok wielkiej Sali Premierowej zaplanowaliśmy przestrzenie marketowe o powierzchni kilku tysięcy metrów kwadratowych, w których będą organizowane (lub które będziemy udostępniać na organizację innym podmiotom) różnego rodzaju wydarzenia targowe i wystawiennicze.
Połączenie marketu z główną salą premierową i dużym foyer stworzy dodatkowe atrakcyjne możliwości organizacyjne dla różnych niekonwencjonalnych działań. Studium wykonalności budynku pokazuje, że funkcja marketowa z pewnością będzie przynosiła dochody Centrum.
Po drugiej stronie sali premierowej zaprojektowano trzy sale kinowe, w tym salę typu IMAX oraz Muzeum – galerię do prezentowania wystaw sztuk wizualnych. Otrzymaliśmy w prezencie od Davida Lyncha 13 kontenerów artefaktów z ostatniego sezonu "Twin Peaks" i na początek planujemy utworzenie ekspozycji prezentującej świat jego wyobraźni. Reżyser zaangażował się w to przedsięwzięcie i wspólnie pracujemy nad projektem prezentacji.
Znajdzie się tu też miejsce dla innych wystaw prezentacji czasowych, prowadzimy już rozmowy z różnymi instytucjami w Europie i Ameryce. Kolejne części ECF Camerimage to Centrum Edukacji…
Edukacji? Filmowej?
Tak. To budynek o powierzchni około półtora tysiąca metrów kwadratowych z salami lekcyjnymi, pracowniami i eksperymentarium. Jest plan współpracy z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika, by stworzyć tu miejsce nauczania technik filmowo-artystycznych.
Piątym elementem całego założenia będzie Studio Filmowe, którego budowa już się rozpoczęła. Będzie wykorzystywane na potrzeby warsztatów filmowych w trakcie Festiwalu oraz do realizacji działań Centrum Edukacji. Zaczęliśmy budowę właśnie od Studia, by poprawić jak najszybciej warunki organizacji Festiwalu. Ma być gotowe już za rok. Oczywiście w okresach, kiedy hala nie będzie wykorzystywana do celów festiwalowych i edukacyjnych, będzie musiała zarabiać.
Czyli będą w nim kręcone filmy i seriale?
Tak. Studio Camerimage ma wszystkie parametry, które są wymagane przez profesjonalne produkcje filmowe. Konsultowaliśmy propozycje projektowe z właścicielami i użytkownikami studiów w Anglii, Niemczech, Hollywood i Polsce. Obok hali zdjęciowej, zaplanowaliśmy tu: pomieszczenia postprodukcyjne, garderoby, charakteryzatornie, biura, pokoje gościnne.
W hali zdjęciowej ma się znaleźć ekran do realizacji zdjęć z zastosowaniem wirtualnej rzeczywistości. Taki, jakim posługują się profesjonalne studia na całym świecie. Dzięki tej technologii powstały najnowsze "Gwiezdne wojny", "The Mandalorian", "Ashoka" czy inne znane filmy oraz seriale science fiction i fantasy.
Liczy Pan na zainteresowanie studiem za granicą?
Mamy nadzieję, że będziemy współpracować z producentami seriali filmów do serwisów streamingowych: Netfliksem, Google, Amazonem. I nie tylko.
Muszę o to zapytać: dlaczego akurat Toruń?
Słyszałem to pytanie wielokrotnie w latach 90. Podkreślano, że Toruń nie ma żadnych tradycji filmowych. Film w Polsce to Łódź i Warszawa, Kraków i Wrocław, ale nie Toruń. Ja uważam, że można, a nawet trzeba podejmować próby tworzenia czegoś od zera, o ile ktoś ma dobry pomysł, wystarczająco dużo sił i wytrwałości.
Są różne wizje funkcjonowania każdego miasta. Jedne kładą nacisk na utrwalanie tego, co już jest. Inne zakładają dbałość o to, co istnieje i jednocześnie inwestują w rozwój. Jestem zwolennikiem drugiej koncepcji. Przykro słuchać, jak ktoś proponuje, by Toruń był miastem prowincjonalnym, zaściankowym. By był wspaniale zadbanym cmentarzyskiem. Tu są żywi ludzie, z wielkimi możliwościami i ambicjami, młodzi, dojrzali i seniorzy – powinno po nas zostać coś na miarę tego, co stworzyli nasi przodkowie w ubiegłych wiekach.
Myśli Pan, że otwarcie Europejskiego Centrum filmowego może zrobić z Polski mekkę filmową? Będą tutaj ściągać twórcy z całego świata?
Nie myślę w tych kategoriach. Chcę po prostu kontynuować to, co realizujemy od lat na Festiwalu, tyle że teraz przez cały rok. Proszę pamiętać, że Festiwal EnergaCamerimage, Fundacja Tumult to nie tylko ja. To zespół ludzi mających świetne pomysły, wiedzę, wykształcenie, kontakty międzynarodowe, a co najważniejsze doświadczenie, które wszyscy nabyliśmy przy realizacji wielu edycji Festiwalu EnergaCamerimage. Oni będą to rozwijać.
Centrum otworzy się na młodych polskich twórców, stworzy im warunki do realizacji własnych pomysłów oraz współpracy z twórcami z Europy i świata. Czas ograniczyć odpływ młodej kadry intelektualnej, którą kształci Uniwersytet Mikołaja Kopernika, bo póki co nasza uczelnia dostarcza specjalistów w różnych dziedzinach do sąsiednich województw.
Chcemy, żeby dzięki Centrum część z tych młodych, znakomicie wykształconych ludzi została w Toruniu i znalazła pracę. Stworzymy też ofertę dla specjalistów z różnych branż, osób potrzebnych do pracy przy markecie, w studiu, w salach kinowych i innych funkcjonalnościach ECF Camerimage.
Mówi Pan o specjalistach: dużo fachowców z branży inżynierskiej pojawia się na festiwalu z własnymi pomysłami?
Mam ogromną satysfakcję, gdy na Festiwalu pokazywane są prototypowe rozwiązania technologiczne. Część z nich powstała dzięki inspiracjom płynącym ze spotkań na wcześniejszych edycjach EnergaCamerimage. Inżynierowie przysłuchują się filmowcom, którzy opowiadają o swoich pomysłach, których nie udało się zrealizować z powodu barier technologicznych i… po roku lub dwóch wracają na festiwal z prototypem odpowiedniego urządzenia. Dlaczego nie stworzyć tu miejsca dla tego rodzaju kreatywności?
Czyli Centrum ma być właśnie takim miejscem?
Całoroczny program Centrum ma nie tylko inspirować, ale także przyciągać ludzi z pomysłami. A może klasyczna projekcja na dużym ekranie za jakiś czas pójdzie do lamusa i będziemy wchodzili w środek wirtualnie realizowanego filmu za pomocą hologramów? Będziemy jego uczestnikami? Oczywiście to brzmi dziś jak science fiction, ale przecież loty w Kosmos też wydawały się kiedyś niemożliwe.
Artyści chcą do nas wracać. Technolodzy i studenci także. To wspaniały zaczyn. Będziemy współpracować z Europejską Akademią Filmową iAmerykańską Akademią Filmową. Dostaliśmy właśnie z Kazikiem Suwałą, dyrektorem ECFCamerimage, zaproszenie na tegoroczne wręczenie Oscarów w Los Angeles.
Wow, to robi wrażenie.
To kolejna nasza wizyta na Oscarach. Byliśmy na tej uroczystości w 2020 roku na zaproszenie szefa Akademii, Johna Baileya. John niestety zmarł w ubiegłym roku. Teraz zaprosił nas Bill Kramer, dyrektor Akademii, który był gościem EnergaCamerimage w minionym roku. W trakcie pobytu w Toruniu powiedział publicznie, że Amerykańska Akademia Sztuki i Wiedzy Filmowej widzi możliwość udostępniania swoich zbiorów dla naszego Centrum. Będziemy więc mogli ściągać do Torunia bardzo ciekawe wystawy związane z historią światowego kina.
Europejskie Centrum Filmowe CAMERIMAGE budzi podziw. A zdarza się hejt?
Pytanie jest retoryczne.
Ma pan o to żal do krytyków?
Nie przeszkadza mi uczciwa, rzetelna krytyka, ale nie zgadzam się na rozpowszechnianie kłamstw i manipulacje medialne. Ostatnio rozpowszechniono, że wybudowanie ECF Camerimage spowoduje… zawalenie się starówki. Że spłynie ona do Wisły z powodu podniesienia wód gruntowych. Odsyłamy autorów tych sensacji do opracowań hydrogeologicznych dla tej części Torunia, z czego dwa to opracowania dotyczące stricte terenu budowy Centrum. Wykluczają one takie zagrożenia, ale to nie przeszkadza nieuczciwym ludziom siać grozę i nastawiać mieszkańców Starego Miasta przeciwko naszej inwestycji.
Największe przedsięwzięcia na świecie mierzyły się z krytyką, więc może to dobry omen?
Mark Twain powiedział: "zanim prawda włoży buty, kłamstwo obiegnie Ziemię". Dlatego trzeba stanowczo występować przeciw kłamcom. Zwłaszcza kłamcom mającym taką broń jak media. Jesteśmy otwarci na krytykę, ale musi być ona merytoryczna. Chętnie wysłuchujemy i przeanalizujemy wszelkie uwagi poparte rzetelnymi argumentami. Jeśli są racjonalne, zlecamy dodatkowe badania i korekty naszych planów. Naprawdę myślimy o wszystkich potencjalnych użytkownikach Centrum.
To znaczy?
Centrum będzie dostosowane do potrzeb osób niepełnosprawnych, planujemy w zagospodarowaniu terenu dużo zieleni i wodę. Budynki mają być energooszczędne i ograniczać ślad węglowy. Będą zastosowane rozwiązania fotowoltaiczne, ale również hydrologiczne, które pozwalają gromadzić wodę deszczową i używać do nawadniania zieleni.
Rodzice, babcie i dziadkowie będą mogli latem przychodzić z dziećmi i wnukami, by spędzić miło czas na placu przed budynkiem, a zimą skorzystać z lodowiska i zjeżdżalni saneczkowej. Przed budynkiem będzie możliwość organizacji koncertów i wydarzeń plenerowych dla około pięciu tysięcy uczestników.
Będziecie też współpracować z Centrum Sztuki Współczesnej w Toruniu, prawda?
Opracowując program funkcjonalno-użytkowy dla ECFCamerimage, założyłem połączenie z Centrum Sztuki Współczesnej. Pan prezydent też nalegał, by zadbać o możliwość współorganizowania wydarzeń w naszym Centrum i instytucjami sąsiednimi, tak by była możliwość bezpośredniej komunikacji pomiędzy ich budynkami. Zamontowany zostanie więc wiszący szklany korytarz umożliwiający przejście z sal CSW do naszych przestrzeni wystawienniczych.
Centrum Sztuki Współczesnej "Znaki Czasu" ma pięć tysięcy metrów kwadratowych, nasze centrum – łącznie około 20 tysięcy, co oznacza, że będzie możliwość realizowania wspólnych wydarzeń na ogromnej powierzchni ok. 25 tysięcy metrów kwadratowych. I to wszystko w Toruniu, już za cztery lata.