W piątek prezes PiS Jarosław Kaczyński pojawił się przed sejmową komisją śledczą ds. Pegasusa. Na samym początku wspomniał, zwracając się do Witolda Zembaczyńskiego (KO), o "zrujnowanej naleśnikarni". O co chodziło w tej sprawie? Wyjaśniamy poniżej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas przesłuchania odniósł się na wstępie do kwestii nazywania go świadkiem. – Może pan pozwoli, że coś powiem. Proszę używać form sejmowych, nie jesteśmy przed sądem – stwierdził.
"Zrujnowana naleśnikarnia". O co chodziło Kaczyńskiemu na komisji Pegasusa?
Potem zwrócił się do posła Koalicji Obywatelskiej Witolda Zembaczyńskiego. – Proszę o używanie form sejmowych. Państwo ich używają, a pan nie. A pan jest znany z różnych rzeczy – powiedział mu Kaczyński. Na co Zembaczyński odparował: – Ma pan napisane na kartce "świadek".
Kaczyński nie był mu dłużny i powiedział: – Jeżeli ktoś jest w stanie zrujnować nawet naleśnikarnię, to naprawdę. – Nie róbcie szopki – prosiła przewodnicząca komisji Magdalena Sroka.
Zembaczyński powiedział Kaczyńskiemu, że w związku z tą sytuacją nie wyklucza pozwu przeciwko prezesowi PiS.
Tutaj można oglądać obrady tej komisji:
O co jednak chodzi ze "zrujnowana naleśnikarnią"? Otóż podczas kampanii wyborczej w 2019 roku Witold Zembaczyński pozwał w trybie wyborczym kandydata z list PiS Janusza Kowalskiego. Sprawa dotyczyła wypowiedzi tego polityka ws. upadłości biznesu, który w przeszłości prowadził Zembaczyński.
Pozew Zembaczyńskiego wobec Kowalskiego przed wyborami 2019 roku
Kowalski powiedział w czasie tamtej kampanii wyborczej podczas programu na żywo w Radio Opole, że Witold Zembaczyński "miał tylko naleśnikarnię, która padła". – Jakim pan musiał naprawdę być przedsiębiorcą, że pan nawet naleśnikarni nie potrafił utrzymać – dodał.
– Prowadziłem rentowny biznes, który przynosił zyski. Sprzedałem go innemu przedsiębiorcy, gdy podjąłem decyzję o zmianie życiowych priorytetów – tłumaczył wówczas Zembaczyński, co cytował dziennik.pl.
Zembaczyński w sądzie w trybie wyborczym domagał się "zaprzestania rozpowszechniania nieprawdziwych informacji, przeprosin w mediach i trzech tysięcy złotych na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy".
Kowalski przegrał w sądzie z Zembaczyńskim. Według relacji "Nowej Trybuny Opolskiej" wyrokiem sądu drugiej instancji musiał opublikować przeprosiny na portalu nto.pl w ciągu 24 godzin. Miały one być widoczne przez kolejne 72 godziny oraz w dniu wyborów 13 października 2019 roku.
– Nie będzie to naruszenie ciszy wyborczej, ponieważ to nie jest agitacja wyborcza tylko realizacja postanowienia sądu – wskazał wówczas mec. Piotr Klim, pełnomocnik Witolda Zembaczyńskiego, cytowany przez to medium.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.