O godzinie 12:10 przed komisją śledczą ds. Pegasusa stawił się spóźniony 10 minut prezes PiS Jarosław Kaczyński. W pierwszych słowach po złożeniu przyrzeczenia szef prawicy zwrócił uwagę komisji, że osoba przesłuchiwana "nie może ujawnić tajemnic klauzulowanych", czyli tajne i ściśle tajne. Dalej było tylko gorzej. Pojawiła się nawet kłótnia o naleśniki i żarty ze słowa "członek"...
Reklama.
Reklama.
Jarosław Kaczyński stanął przed komisją śledczą. Przyszedł spóźniony
Jacek Ozdoba zapytał Magdalenę Srokę, czy występowała z wnioskiem do premiera, o którym mówił Jarosław Kaczyński. Doszło wówczas do ostrej wymiany zdań między przewodniczącą a Ozdobą i Mariuszem Goskiem, czyli przedstawicielami Zjednoczonej Prawicy w komisji.
Kaczyński zabrał głos jeszcze przed przyrzeczeniem
Jak powiedział Jarosław Kaczyński, zgodnie ze składanym przyrzeczeniem ma on obowiązek powiedzieć wszystko, co wie. Jak dodał, jego wiedza ws. Pegasusa jest marginalna, ale "jeśli ma powiedzieć wszystko", wówczas musi dojść do zwolnienia go z tajemnicy.
Kaczyński uchylił się od ślubowania i wypomniał upadek naleśnikarni
Mimo pouczenia Jarosław Kaczyński złożył niepełne ślubowanie. O opinię prawną w tej sprawie poprosił Przemysław Wipler, ponieważ jak wyjaśnił, jego zdaniem niepełna przysięga dyskwalifikuje go ze składania zeznań.
Od Kaczyńskiego pojawiła się także uwaga pod adresem Witolda Zembaczyńskiego, nawiązujący do "upadku naleśnikarni". Chodzi o biznes, o którym mówił kiedyś Janusz Kowalski, a w związku z którym trafił do sądu. Więcej o sprawie pisaliśmy tutaj:
Czytaj także:
Otrzymał on wówczas sądowny zakaz rozpowszechniania nieprawdziwych informacji, że biznes prowadzony przed laty przez Zembaczyńskiego, upadł. Motyw naleśników pojawiał się jeszcze kilkukrotnie.
Swobodna wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego
Jarosław Kaczyński rozpoczął swoją swobodną wypowiedź od poinformowania, że sprawa Pegasusa jest sztucznie wykreowana. Mówił, że "mamy do czynienia z dyktaturą". – Sprawa Pegasusa ma pewną cechę. Formacja dzisiaj rządząca (...) sądzi po sobie. – Mam listę dziennikarzy inwigilowanych... – mówił.
Tę wypowiedź przerwała mu przewodnicząca i powiedziała, że nie tylko nie jest to przedmiotem uchwały, ale też łamie on klauzulę poufności. Mimo wyłączenia mikrofonu było słychać, że wymienił on między innymi Roberta Mazurka, Łukasza Warzechę czy Marcina Rybaka.
Jak powiedział w dalszej części wypowiedzi, w kwestiach, które nie są objęte tajemnicą, jest gotowy odpowiadać. Jak dodał, państwo musi mieć urządzenia typu Pegasus i jak dodał, poprzednia władza miała podobne urządzenie, które było "groźniejsze".
Jak wskazał prezes PiS "jest możliwość domniemania", że mamy w Polsce działające "potężne lobby rosyjskie i niemieckie. – One działają, żeby państwo polskie osłabiać – wskazał Kaczyński. Na tym zakończył swoją wypowiedź.
Magdalena Sroka kilkukrotnie zdyscyplinowała Jarosława Kaczyńskiego, któremu przypomniała, że przedmiotem swobodnej wypowiedzi może być jedynie okres, który obejmuje uchwała. Powiedziała, że dziwi ją, że nie wyjaśniał sprawy w momencie, w którym mógł to zrobić. Na to Jarosław Kaczyński odpowiedział, że nie zgadza się z tą uwagą.
Wypowiedzi ciągle przerywane były kłótniami i wnioskami formalnymi. Długo trwał także spór między Jarosławem Kaczyńskim a Magdaleną Sroką. Kaczyński cały czas powoływał się na treść przyrzeczenia, która "zobowiązuje go do przekazania całej wiedzy", natomiast tę może przekazać wyłącznie w momencie, w którym zostanie zwolniony z tajemnicy.
Marcin Bosacki zawnioskował o ukaranie świadka, którym jest Jarosław Kaczyński za to, że nie złożył on pełnego ślubowania. Jak wskazał, należy zwrócić się w tej sprawie do sądu. Wynik głosowania ws. złożenia wniosku o ukaranie Jarosława Kaczyńskiego do sądu został przyjęty. Komisja wyśle więc go do Sądu Okręgowego w Warszawie.
Pytania do Jarosława Kaczyńskiego
Ostatecznie do pytań w końcu doszło. Na początku Kaczyńskiego przepytywać zaczęła przewodnicząca Magdalena Sroka. Zadała pytanie: "Od kogo usłyszał o systemie Pegasus?".
Na to prezes PiS odpowiedział, że "nie bardzo sobie przypomina". Jak dodał, być może było to kiedy był wicepremierem ds. bezpieczeństwa, a być może wcześniej, ale "nie był to przedmiot jego zainteresowania".
Na pytanie, czy wie, jak działa, powiedział, że wie w zasadzie tyle, co przekazał Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik. Mógł być może także otrzymać informacje od byłego szefa CBA Andrzeja Stróżnego, ale nie jest w stanie tego potwierdzić. Powiedział też, że pozyskanej wiedzy nie weryfikował, bo "nie miał u kogo". Otrzymywał za to zapewnienia, że podejmowane decyzje "są zgodne z prawem".
Czy Kaczyński pogłębiał swoją wiedzę w tej sprawie? Odpowiedział, że wszedł do rządu po to, by zwiększyć wydatki na zbrojenie, a jego silna pozycja polityczna na to pozwoliła. Dalej zachwalał swoje działania, które podjął w tym czasie, nie mówiąc słowa o programie.
Po chwili dodał, że o Pegasusie wiedział tyle, że "jest potrzebny do łamania komunikatorów i że mają go inne państwa". Polska w jego ocenie też zatem powinna je mieć.
Magdalena Sroka zapytała także, czy Jarosław Kaczyński poddałby się badaniu wariografem. Jak powiedział, jest świadkiem i "radzi wycofać to pytanie". Wówczas przewodnicząca powiedziała, że mowa nie o dzisiejszym posiedzeniu, lecz o ewentualnej przyszłości.
Kto zdaniem Kaczyńskiego podejmował decyzje w sprawie zakupu? Jak wskazuje Jarosław Kaczyński, był to prawdopodobnie Mariusz Kamiński.
Marcin Bosacki pytał o to, czy Kaczyński wiedział, że osoby zajmujące wysokie stanowiska państwowe były poddawane inwigilacji. Prezes PiS odpowiedział na to, że nie miał takiej wiedzy, bo prawdopodobnie takiej sytuacji nie było, a gdyby takie przypadki miały miejsce, to by o nich wiedział.
Joanna Kluzik-Rostkowska podkreśliła, że wicepremier mógł wiedzieć o Pegasusie wcześniej, bowiem w 2019 raport NIK ujawnił słynną fakturę CBA na ponad 33 mln zł na "zakup środków techniki specjalnej służących do wykrywania i zapobiegania przestępczości".
– W tej chwili sobie nie przypominam. Być może coś wiedziałem, ale już to się wymknęło z pamięci. Ale jeśli chodzi o to, kiedy to wszystko było robione, to są takie zjawiska, że pewne rzeczy wcześniejsze się lepiej pamięta, niż późniejsze. Cały ten okres pamiętam jako pewną całość – bronił się Kaczyński.
– Z mojej perspektywy to było drobne wydarzenie techniczne, które wynikało z zupełnie oczywistych konieczności, którym nie ma sensu się specjalnie zajmować – dodał.
Kaczyński powiedział także, że nigdy nie słyszał o pomyśle prowadzenia rozmów na temat zbudowania polskiej wersji systemu Pegasus. – Sądzę, że w Polsce nie było tego rodzaju możliwości. Wydaję mi się, że pierwsze takie urządzenie mieli Włosi, ale zostało to zhakowane – stwierdził.
Następnie prezes PiS wypalił, że polskie służby "nie są do końca polskie". Kluzik-Rostkowska dopytała polityka, czy ułatwił nieakredytowanym służbom pracowanie z programem szpiegowskim.
– Z tymi rozwiązaniami się zgadzałem, chociaż osobiście ich nie pisałem. Uważałem, że hierarchia wartości jest taka, że lepiej być zadłużonym niż okupowanym – skomentował. Były wicepremier przyznał, że nie wykluczał ryzyka nadużyć w dziedzinie kontroli operacyjnej.
Po Kluzik-Rostkowskiej pytania zaczął zadawać Jacek Ozdoba z Suwerennej Polski. Poseł zapytał prezesa, czy jego zdaniem działalność komisji śledczej jest "wysoko szkodliwa".
– Poza panami (z Suwerennej Polski - red.) i panem Wiplerem jest to działalność wysoko szkodliwa. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie to przedmiotem odpowiednich działań państwa – zeznał.
Prezes PiS dodał także, że nie ma w swoim domu żadnych tajnych dokumentów, a obecnie jako poseł opozycji, nie ma dostępu do tego typu informacji.
Posłowie PiS wyrzuceni z przesłuchania Kaczyńskiego
Następny pytania zadawał Witold Zembaczyński. Poseł od razu został zaatakowany przez Goska i Ozdobę, bowiem zapytał Kaczyńskiego, czy ten w przyszłości rozważa zostanie "małym świadkiem koronnym".
– Mały to jestem ja, pani przewodnicząca, proszę uchylać takie pytania – odparł Gosek.
Sroka od razu przerwała politykowi wypowiedź. Wiceszef komisji, Marcin Bosacki nie wytrzymał i złożył wniosek o wykluczenie Goska i Ozdoby z prac komisji.
– To zastraszanie, o co chodzi, co to za formuła – kłócił się Gosek. Ostatecznie komisja przegłosowała wniosek o wyrzucenie dwóch posłów z obrad. Od tego momentu Kaczyński do końca przesłuchania nie będzie już mógł liczyć na swoich głównych przedstawicieli w komisji.
Prezes PiS próbował zabrać głos, zarzucając komisji "prowokację", ale nie dano mu dokończyć zdania. Równolegle Sroka zarządziła przerwę w obradach.
Jarosław Kaczyński znów zeznaje
Magdalena Sroka wznowiła pracę komisji. Pytania znów zaczął zadawać poseł Zembaczyński. – Czy w związku z kumulującymi się czarnymi chmurami wokół gigantycznej afery Pegasusa, rozważa pan zostanie "60-stką"? Czy planuje pan skorzystać z małego świadka koronnego, żeby dostać prawne rozgrzeszenie od odpowiedzialności karnej – zapytał.
Kaczyński odparł: – Proszę członka, to zwykła prowokacja. Nie dam się na nią nabrać. Jeśli chodzi o zagrożenia karne, to one są bardzo poważne, ale są po drugiej stronie. Mówienie o strasznej aferze to element czarnej propagandy.
Prezes PiS dodał, że prowokacje Zembaczyńskiego są "skrajnie prymitywne". – Oświadczam, że stosowanie Pegasusa było zgodne z prawem. Nie było żadnych uchybień. Chyba 99 proc. tych działań dotyczyło zwykłych przestępców. Być może zdarzył się przypadek, że dotyczyło to osób, które pełnią funkcję publiczne, ale w mojej ocenie to też przestępcy – zeznał.
Zembaczyński zapytał, czy dla Kaczyńskiego wspomnianym 1 proc. był wiceminister Kołodziejczak, prok. Ewa Wrzosek czy rodziny Brejzów. – Nie wiem, czy wobec nich był stosowany Pegasus. Ale w przypadku Brejzów moim zdaniem doszło do poważnych przestępstw. Rozstrzygnąć może to tylko sąd – powiedział.
Jako kolejny pytania zadawał Marcin Przydacz z PiS. Poseł zapytał, czy w zakresie obowiązków byłego wicepremiera było ocenianie celowości oprogramowania Pegasus. – Nie należało to do moich obowiązków. To decyzje podejmowane przez funkcjonariuszy służb. Jeżeli przede mną stają te sprawy, to jest to nieporozumienie i niezrozumienie zasad funkcjonowania państwa – zeznał Kaczyński.
Przydacz zapytał prezesa, dlaczego jego zdaniem znalazł się na komisji w roli świadka. – Chodzi tutaj o widowisko polityczne. Te komisje nie zostały powołane, żeby wyjaśniać jakieś afery.A to były najlepsze lata dla Polski od dziesięcioleci, albo nawet i wieków – powiedział.
Kolejne pytanie do Kaczyńskiego dotyczyło efektów stosowania Pegasusa. Poseł Sebastian Łukaszewicz z PiS zapytał, "czy były przypadki powstrzymania aktów, które doprowadziłyby do śmierci obywateli Polski".
– Tak. Rzeczywiście, o tego typu przypadkach mówiono, ale na co dzień tej działalności nie obserwowałem. Ale możliwe, że tego typu przypadki były. Służby tajne działają w pewnej ciszy – odparł były wicepremier.
Druga tura pytań do Jarosława Kaczyńskiego
Magdalena Sroka rozpoczęła kolejną turę pytań. Zapytała Kaczyńskiego, czy zapoznał się z opiniami ekspertów ws. Pegasusa, czy "zawierzył dwóm osobom". – Tak, zawierzam dwóm osobom – powiedział.
Sroka przytoczyła wypowiedź prezesa, w której zaprzeczył istnieniu takiego systemu, po czym zmienił zdanie po kilkunastu dniach. – Pan jako pierwszy w Polsce potwierdził jego istnienie – zauważyła posłanka.
Kaczyński odparł: – Nie przypominam sobie tego. Przypuszczam, że moja wiedza na ten temat została uzupełniona. Ja w ogóle sobie tej sytuacji nie przypominam.
Sroka zapytała, czy Kaczyński wie, że zniszczono pierwszą płytę z danymi pobranymi z telefonu Krzysztofa Brejzy. – Nic na ten temat nie wiem. Jestem głęboko przekonany, że to fejki, fejki, jeszcze raz fejki. Próba wmówienia opinii publicznej, że działo się coś, co się nie działo – stwierdził.
Posłanka Trzeciej Drogi przypomniała, że rodzina Brejzów była inwigilowana przez 6 miesięcy. – Ściągano z jego telefonu dane sprzed 10 lat. A dziwnym trafem pierwsza płyta, która była dowodem, uległa zniszczeniu. To nie jest dziwny zbieg okoliczności? – zapytała.
Kaczyński kontynuował: – To fakty nieprawdziwe. Jeśli pani w te fakty wierzy, to dobrze, gdyby pani z tego błędu dała się wyprowadzić.
Szefowa komisji dopytała byłego wicepremiera, czy ten rozmawiał z premierem Węgier, Viktorem Orbanem na temat metod stosowanych przez służby specjalne.
– Znam tę tezę, ale nigdy nie rozmawiałem na ten temat z Viktorem Orbanem. Spotkanie miało miejsce, ale to było spotkanie międzypartyjne, zapoznawcze. To było całodzienne spotkanie, gdzie omawialiśmy sprawy relacji między partiami, sytuacji w Europie. Jasno postawione zostały różnice między nami – wyjaśnił.
Kaczyński dodał, że nie uczestniczył w spotkaniu sam, ale "nie przypomina sobie", kto jeszcze był tam obecny. Sroka zapytała więc, czy w rozmowach brał udział Józef Czukor. Kaczyński wyparł się tej znajomości, więc posłanka pokazała zdjęcie, na którym widać i Kaczyńskiego i Czukora.
Dlaczego to ważne? Bo to on miał być odpowiedzialny za zakup Pegasusa dla Węgier. – No tam rzeczywiście był ktoś takiej potężnej postury, ale sobie nie przypominam. Obecność tego pana to decyzja Orbana. Ze strony Węgierskiej głos zabierał przede wszystkim premier Orban. Być może tego pana o coś pytałem, ale nie o sprawy związane z działalnością służb – wytłumaczył.
Znów głos zabrał poseł Marcin Bosacki. Kaczyński stwierdził, że jego formacja jest postkomunistyczna. – Mówi pan to do człowieka, który z pana instytucji, z IPN ma świadectwo, że był represjonowany. Niech pan mnie nie obraża – powiedział Bosacki.
– Może pan jest tak naiwnym człowiekiem, że pan tego nie widzi, ale pan przywraca system postkomunistyczny – powiedział Kaczyński.
– Wiedziałem, że jest jakiś problem związany z finansowaniem. Że są kłopoty związane z walką z przestępczością i że są kłopoty ze sprawą finansowania tego zakupu. Wiedziałem o zakupie jakiegoś systemu – przyznał.
Tomasz Trela zapytał zaś Kaczyńskiego, czy rozmawiał ze Zbigniewem Ziobrą lub Mariuszem Kamińskim o Pegasusie. – Być może rozmawiałem, ale nie pamiętam, o czym konkretnie. Z panem Kamińskim być może były jakieś sugestie, że służby mają kłopoty finansowe. Ale ta suma jest mi znana od niedawna – powiedział prezes PiS.
I znów doszło do ostrej wymiany zdań. Kaczyński powiedział bowiem, że na Komitecie Bezpieczeństwa mogły być prowadzone jakieś rozmowy ws. Pegasusa.
– W pierwszej turze pytań pan powiedział kilka godzin temu, że tematu nie było na Komitecie Bezpieczeństwa. Teraz pan mówi, że prawdopodobnie była dyskusja – powiedział Trela.
– Bo teraz sobie przypomniałem, że mogła być taka sugestia – odpowiedział Kaczyński. – To posiedzimy jeszcze trochę, to pan sobie poprzypomina – skomentował Trela.
– Ja się nie przejmuję, wiem z kim mam do czynienia. Czasem trzeba rozmawiać z ludźmi z tej niższej półki – wypalił Kaczyński.
Tu wtrącił się Zembaczyński: – Jaśnie panie Kaczyński, czemu ma pan te członki w głowie?
Były wicepremier powiedział, że "ktoś dawniej powiedział mu", że sprawa jednak była omawiana na Komitecie Bezpieczeństwa. Gdy Trela dociskał ws. ujawnienia personaliów tej osoby, Prezes PiS stwierdził, że nie będzie odpowiadał na więcej pytań.
– Proszę powiedzieć, kto panu powiedział – zażądał Trela.
– To może się pan prosić – uciął były wicepremier.
Kolejny głos zabrał Paweł Śliz z Polski 2050. – Czy jeśli mogło zostać popełnione przestępstwo na szkodę państwa, to pan nie powinien podjąć działań? – zapytał.
– Pan Brejza i inni, członkowie partii, do której należę, mieli pełne prawo zawiadomić prokuraturę. Ja nie mogę się zajmować każdą sprawą. Niczego pan nie udowodni. Aczkolwiek zdarzenia sprzeczne z prawem mają miejsce na świecie – odpowiedział Kaczyński.
Przemysław Wipler zapytał Kaczyńskiego, czy przychodzili do niego prezesi spółek podejrzewający, że byli nielegalnie podsłuchiwani. – Jeden taki przypadek się zdarzył. Przypominam sobie przypadek człowieka, który nie był urzędnikiem państwowym, kiedy zgłaszał takie przypuszczenia – powiedział Kaczyński.
Polityk odmówił wyjaśnienia, o kogo chodziło. Podkreślił jednak, że po złożeniu ślubowania na zamkniętym posiedzeniu komisji może zdradzić personalia.
Do akcji znów wkroczył Witold Zembaczyński. – Świadek jest znany ze swojego wstrętu do postkomunizmu. Czy był pan informowany przez Kamińskiego, że CBA kupiło Pegasusa od firmy powiązanej z funkcjonariuszami aparatu komunistycznych służb PRL? – zapytał.
– Że był jakiś pośrednik? To ja teraz się o tym dowiaduję. Członek komisji mnie o tym powiadomił. Ja mam półtora tegoż członka przed oczami. Czyli pana i tego drugiego pana, który tak się do mnie zwraca – kontynuował Kaczyński
– Jest pan ikoną kultury osobistej. Od mord zdradziecki poprzez gówniarzy... – wtrącił się Zembaczyński.
Tu do akcji wkroczył poseł Łukaszewicz. – Wykidajło spod budki z piwem nie będzie uczył prezesa Kaczyńskiego kultury – wypalił.
Kłótnie przerwała Sroka. W toku zeznań Kaczyński stwierdził, że nie ma dowodów, by Pegasus był "urządzeniem nadzwyczajnym". – Wydawało mi się, że te urządzenia są pewnie podobnej klasy – powiedział.
Zembaczyński wrócił do inwigilacji Krzysztofa Brejzy. – Czy świadek zdaje sobie sprawę, że koszty ataku na telefon Krzysztofa Brejzy to mogły być koszty rzędu 3 mln zł? To tak jakbyście z armaty do wróbla strzelali – zauważył.
– Jeżeli chodzi o ceny, to ceny wielu postępowań karnych są bardzo wysokie. Zwłaszcza, jeśli mamy do czynienia ze skomplikowanymi sytuacjami – skomentował.
Doszło do wymiany zdań między Sroką a Kaczyńskim.
– Zamiast demokracji mamy elementy ustroju trybunalskiego, to dzieło tej formacji, w której kiedyś pani nie była – powiedział prezes PiS. – Świadek powinien odnosić się do faktów, a nie do swoich obiektywnych ocen – odparła Sroka.
– Jeśli wolno, to chcę przypomnieć, że po pierwsze w tej chwili komisja obraduje w składzie pozaustawowym. Ocenianie, to moje prawo. Nie mówiąc o tym, że toleruję pani metody zwracania się – stwierdził Kaczyński.
I dodał: – Oczywiście, pouczam. Jestem zdecydowanie najstarszy, pełniłem najwyższe funkcję, więc mogę was pouczać.
Tomasz Trela zapytał Kaczyńskiego, czy podejrzewał, że ma zainstalowanego Pegasusa w telefonie. – Nie zakładam takiej sytuacji, nawet uważam ją za całkowicie nieprawdopodobną – powiedział.
Jarosław Kaczyński urządził cyrk na komisji ws. Pegasusa
Wielogodzinne przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego na komisji ws. Pegasusa można podsumować w kilku zdaniach. Prezes PiS najpierw się spóźnił, odmówił złożenia pełnej przysięgi, a także wraz z Mariuszem Goskiem i Jackiem Ozdobą blokowani prace komisji.
Dopiero po godzinie udało się rozpocząć przesłuchanie, ale po kolejnej godzinie konieczne było wykluczenie z obrad polityków Suwerennej Polski. Przy większości pytań Kaczyński zasłaniał się niepamięcia.
Przy pozostałych pytaniach twierdził, że o konkretnych wątkach ws. Pegasusa dowiedział się teraz lub niedawno.
Dlaczego Kaczyński jest świadkiem przed komisją ds. Pegasusa?
Komisja śledcza zdecydowała się przesłuchać Kaczyńskiego, ponieważ w okresie objętym śledztwem komisji był on wicepremierem i przewodniczącym Komitetu Rady Ministrów do spraw Bezpieczeństwa Narodowego i spraw Obronnych. Oznacza to, że w badanym przez komisję okresie odpowiadał za bezpieczeństwo Polski.
– Obawiam się, że tam będzie wiele pytań, na które ja nie jestem w stanie odpowiedzieć, bo po prostu moja orientacja w tej sprawie [...] obawiam się, niewiele przekracza, a może w ogóle nie przekracza tego, co jest w tej chwili w mediach – komentował 12 marca.
Według szefa Prawa i Sprawiedliwości, sens istnienia komisji śledczej jest propagandowy, a telewizja TVN ma być odpowiedzialną za "urojoną rzeczywistość dyktatury, nadużyć, inwigilacji". – To jest takie sądzenie po sobie – stwierdził prezes PiS.
Co to jest Pegasus i kogo nim podsłuchiwano?
Pegasus to izraelskie oprogramowanie, które pozwala na szpiegowanie na odległość urządzeń elektronicznych. Ofiarą tego systemu padł m.in. obecny europoseł KO Krzysztof Brejza, a także prokurator Ewa Wrzosek.
Według grupy Citizen Lab Krzysztof Brejza był 33 razy inwigilowany przed wyborami parlamentarnymi w 2019 roku, kiedy był szefem sztabu wyborczego Koalicji Obywatelskiej.
Czytaj także:
Jak mówił w naTemat Michał Kołodziejczak, który także miał być inwigilowany Pegasusem, informacje o tym, że jego telefon został zainfekowany oprogramowaniem, udało mu się potwierdzić również w Citizen Lab.
"Citizen Lab ustalił, że Michał Kołodziejczak, 33-letni lider rolników i agrarnych ruchów społecznych, został kilkakrotnie zhakowany w maju 2019 roku. AGROunia stała się formalną partią polityczną, a poparcie dla ruchu Kołodziejczaka groziło utratą przez partię rządzącą kluczowej grupy wyborczej, jaką są rolnicy i inni wyborcy mieszkający na polskiej wsi. Do tej pory sądy blokowały jego starania o utworzenie partii politycznej" – podawała także w 2022 roku agencja Associated Press.
Co więcej, informacje pozyskane dzięki Pegasusowi miały być także przekazywane przez polityków mediom podległym rządowi Prawa i Sprawiedliwości.
– W ostatnim tygodniu przed wyborami, kiedy już pracownicy telewizji publicznej zaczęli być bardziej miękcy wobec opozycji w kuluarach, dotarła do mnie informacja od ludzi dość wysoko postawionych w TVP, że oni nie muszą jeździć za mną ciągle z kamerą, bo i tak wiedzą, gdzie ja jestem – powiedział Michał Kołodziejczak w rozmowie z Wirtualną Polską.