Prokuratura wciąż bada okoliczności tragicznego wypadku, do którego doszło w Wielką Sobotę na parkingu przed supermarketem w Inowrocławiu. Wiele wskazuje na to, że dwulatek wbiegł prosto pod nadjeżdżające auto. Śledczy dysponują też nagraniem, na którym widać całe zdarzenie.
Śledczy zabezpieczyli ponadto nagranie z monitoringu, na którym zarejestrowany jest przebieg wypadku. Przesłuchano już także naocznych świadków.
– Pojazd również został zabezpieczony. Udało się szybko zgromadzić dowody, na podstawie których będzie można w miarę szybko dokonać oceny tego tragicznego zdarzenia – poinformowała Agnieszka Adamska-Okońska, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Bydgoszczy.
2-letni Mateusz zginął przed marketem w Inowrocławiu. Jest ważne nagranie
Dwulatek był tego dnia na zakupach z rodzicami i starszym bratem. Ze wstępnych ustaleń prokuratury wynika, że "chłopcy w dość nagły sposób wbiegli wprost pod koła nadjeżdżającego pojazdu".
Śledczy na tę chwilę nie chcą jednak wypowiadać się na temat oceny zachowania rodziców i 62-latki, która kierowała volvo. Nikt nie przesądza również o czyjejkolwiek winie. Wiadomo, że rodzice dziecka, jak i kierująca autem byli trzeźwi.
– Trwa postępowanie dowodowe. Wiadomo mi, że koledzy z Inowrocławia zamierzają również zasięgnąć opinii biegłego, który oceni zachowanie kierującej – dodała prok. Agnieszka Adamska-Okońska.
Inowrocław. Dwulatek śmiertelnie potrącony na parkingu przed supermarketem
O tym, co 30 marca wydarzyło się przy ul. Świętego Ducha w Inowrocławiu, odpowiedział w rozmowie z "Super Expressem" jeden ze śledczych.
– Nie było jeszcze dwunastej. W przedsionku sklepu z chłopcami przebywał ojciec z dwójką dzieci. Ich mama była naprzeciwko sklepu, w pomieszczeniu z wózkami. W pewnej chwili ze sklepu wybiegł starszy z braci. Ten sześcioletni. Biegł do matki przez parking. Za nim pognał młodszy z braci – powiedział.
"Fakt" z kolei rozmawiał ze świadkami zdarzenia. – Jeden chłopiec zdążył przelecieć, drugi niestety już nie i wpadł pod samochód – opisał mężczyzna i dodał, że rodzice natychmiast do niego podbiegli.– Tata przeniósł malucha pod wiatę z koszykami i próbował go reanimować, ale nie było szans na ratunek – zrelacjonował.
62-latka, która siedziała za kierownicą volvo, natychmiast wybiegła z auta i zaczęła krzyczeć. "Co ja zrobiłam, naprawdę nie widziałam tego dziecka" – to miały być jej pierwsze słowa. Inni świadkowie dodali, że kobieta była tak roztrzęsiona, że nie była w stanie sama dojść do radiowozu.