
Białoruski współpracownik Polskiego Radia zmarł po upadku z 9. piętra budynku hotelu robotniczego w Grodnie. Okoliczności wypadku są niejasne, dziennikarz wcześniej obawiał się, że zostanie zabity. Śledztwo w sprawie jego śmierci właśnie umorzono. Ale czy na pewno z powodu braku dowodów? Rozmawiam z Agnieszką Kamińską, redaktorką serwisu Raport Białoruś.
REKLAMA
Jury Humianiuk, białoruski współpracownik Polskiego Radia popełnił samobójstwo – ogłosili przedstawiciele Komitetu Śledczego w obwodzie grodzieńskim i odmówili wszczęcia postępowania karnego w tej sprawie. Według ich argumentacji, Humianiuk był alkoholikiem, a kilka godzin przed śmiercią próbował pokaleczyć się nożem. Ich zdaniem dziennikarz po prostu wypadł z balkonu.
Śmierć dziennikarza Polskiego Radia budzi jednak wiele kontrowersji. Rozmawiam z Agnieszką Kamińską, dziennikarką portalu polskieradio.pl i redaktorką serwisu Raport Białoruś.
Białoruscy śledczy uznali, że Jury Humianiuk popełnił samobójstwo wyskakując z balkonu. Twoim zdaniem to prawda?
Agnieszka Kamińska: Gdyby to byli śledczy z demokratycznego kraju, można by było inaczej odpowiedzieć na to pytanie. Niestety mieliśmy już bardzo wiele przykładów politycznie motywowanych działań białoruskiego wymiaru sprawiedliwości, więc szczerze mówiąc nie wiem, co o tym sądzić.
Agnieszka Kamińska: Gdyby to byli śledczy z demokratycznego kraju, można by było inaczej odpowiedzieć na to pytanie. Niestety mieliśmy już bardzo wiele przykładów politycznie motywowanych działań białoruskiego wymiaru sprawiedliwości, więc szczerze mówiąc nie wiem, co o tym sądzić.
Argumenty przedstawiciela Komitetu Śledczego brzmią racjonalnie: Humianiuk miał problem z alkoholem, leczył się psychiatrycznie, nie kontrolował się…
Z drugiej strony dwa miesiące temu, kiedy doszło do tego zdarzenia, wiele osób mówiło że nie widzą podstaw, dla których miałoby to być samobójstwo.
Z drugiej strony dwa miesiące temu, kiedy doszło do tego zdarzenia, wiele osób mówiło że nie widzą podstaw, dla których miałoby to być samobójstwo.
Coś wskazywało na to, że może targnąć się na swoje życie?
Trudno mi powiedzieć, nie znaliśmy się. Nie współpracował bezpośrednio z moją redakcją, tylko białoruskojęzyczną, gdzie nadawał korespondencje. Tutaj w Warszawie nie był dobrze znany.
Trudno mi powiedzieć, nie znaliśmy się. Nie współpracował bezpośrednio z moją redakcją, tylko białoruskojęzyczną, gdzie nadawał korespondencje. Tutaj w Warszawie nie był dobrze znany.
Wiadomość o umorzeniu śledztwa przyszła wczoraj późnym wieczorem, nie było więc jeszcze wyraźnych reakcji na nią. Ale kiedy pytałam o to dwa miesiące temu redaktor naczelną redakcji białoruskiej Polskiego Radia, przyznawała, że trudno jej uwierzyć w historię o samobójstwie. Mówiła, że był to człowiek pracowity, zaangażowany.
Jeden z przyjaciół dziennikarza zwracał uwagę, że Humianiuk był literatem, poetą, że planował nowe wydawnictwo. Argumentował, że dla każdego twórcy najważniejsze jest wydanie dzieł, więc trudno uwierzyć, żeby zrobił coś takiego mając plany.
Ale przyznaję, w dyskusji pojawiały się też głosy przeciwstawne.
Czy udało się dokładnie ustalić, co działo się tego dnia? Wiemy na pewno, że był z matką w aptece, a później zamiast do domu, poszedł do hotelu robotniczego.
Media białoruskie, konkretnie Radio Svaboda, rozmawiało z matką Humianiuka. Według jej relacji dziennikarz był z nią w aptece. W czasie kiedy robiła zakupy, rozmawiał chwilę z kolegami, po czym odszedł. Okazało się, że poszedł do hotelu robotniczego, rodzaju akademika dla pracujących. I tam ktoś zauważył, że wypada przez okno.
Media białoruskie, konkretnie Radio Svaboda, rozmawiało z matką Humianiuka. Według jej relacji dziennikarz był z nią w aptece. W czasie kiedy robiła zakupy, rozmawiał chwilę z kolegami, po czym odszedł. Okazało się, że poszedł do hotelu robotniczego, rodzaju akademika dla pracujących. I tam ktoś zauważył, że wypada przez okno.
Nie wiem, jaki przebieg zdarzeń ustalili śledczy, czy jest zbieżny z tym, co mówi matka.
Co Humianiuk robił dla Polskiego Radia?
Przesyłał korespondencje z Grodna na różne tematy. Zajmował się głównie kulturą, bo to go najbardziej interesowało. Ale ponieważ przebywał w Grodnie, to jeśli zdarzyło się coś politycznego, to również obsługiwał te wydarzenia.
Przesyłał korespondencje z Grodna na różne tematy. Zajmował się głównie kulturą, bo to go najbardziej interesowało. Ale ponieważ przebywał w Grodnie, to jeśli zdarzyło się coś politycznego, to również obsługiwał te wydarzenia.
Nie był więc zajadłym opozycjonistą, ale wcześniej pisałaś o tym, że skarżył się przyjaciołom na groźby. Komuś mogło zależeć, żeby go uciszyć?
Przyjaciel mówił, że skarżył się na groźby, później potwierdzali to też inni. Różniły się natomiast zeznania co do tego, czego groźby miały dotyczyć.
Przyjaciel mówił, że skarżył się na groźby, później potwierdzali to też inni. Różniły się natomiast zeznania co do tego, czego groźby miały dotyczyć.
Humianiuk był osobą należącą do niezależnego środowiska w Grodnie, tworzył po białorusku. W tym roku brał udział w letnich protestach. Ludzie, aby zademonstrować swoje niezadowolenie, umawiali się w sieci i o określonej godzinie przychodzili na konkretną ulicę. Nie było żadnych haseł, żeby nie dawać pretekstu do aresztowań, ale i tak wszyscy wiedzieli, o co chodzi. Mimo to aresztowano wtedy bardzo dużo osób, wśród nich Humianiuka, którego zatrzymano na 12 dni w więzieniu. To bardzo często kara administracyjna dla osób, które biorą udział w demonstracjach.
Nie ma wątpliwości, że Humianiuk stał po stronie wolnej i demokratycznej Białorusi. Trudno powiedzieć, czy to mogło się nie podobać. W naszej historii też były takie momenty, że osoby wydawałoby się zupełnie niegroźne dla systemu, padały jego ofiarą.
Zbyt mało jest danych na razie, by w tej chwili cokolwiek wyrokować. Myślę, że sprawa będzie się rozwijać, bo ludzie, którzy coś wiedzą, być może odważą się coś na ten temat powiedzieć. Mam nadzieję, że białoruskie media niezależne się tym zainteresują.
Mimo że śledczy uznali sprawę za zamkniętą?
To jest trudna sprawa. Uważam, że nie powinno się jej uważać za rozstrzygniętą, bo ona nie jest typowa. Nie jest przecież tak, że dziennikarze giną co chwila.
To jest trudna sprawa. Uważam, że nie powinno się jej uważać za rozstrzygniętą, bo ona nie jest typowa. Nie jest przecież tak, że dziennikarze giną co chwila.
Trzeba to widzieć w pewnym kontekście. Niezależne media na Białorusi są nękane, dziennikarze są zatrzymywani, redakcje są przeszukiwane, nie wychodzą gazety. Dziennikarze Biełsatu regularnie mają kłopoty. Media niezależne nie mogą działać legalnie, więc opozycjoniści muszą emigrować, zakładać redakcje poza granicami kraju. Tak jak redakcja serwisu Karta 97, której członkowie przenieśli się do Polski.
Andrzej Poczobut był symbolem tego, co grozi za dziennikarstwo na Białorusi.
Ale śledztwo w jego sprawie zostało umorzone.
W każdej chwili mogą mu postawić takie same zarzuty, czyli obrazę Aleksandra Łukaszenki. Nieoficjalnie mówi się, że umorzenie tego śledztwa to decyzja polityczna, że Białoruś ma problemy i szuka sposobów na ocieplenie relacji z zachodem.
W każdej chwili mogą mu postawić takie same zarzuty, czyli obrazę Aleksandra Łukaszenki. Nieoficjalnie mówi się, że umorzenie tego śledztwa to decyzja polityczna, że Białoruś ma problemy i szuka sposobów na ocieplenie relacji z zachodem.
Inni dziennikarze współpracujący z Polskim Radiem mogą być zagrożeni?
Dziennikarstwo niezależne na Białorusi to niebezpieczne i trudne zajęcie. Myślę, że gdyby się obawiali represji, nie decydowaliby się na taki zawód. To muszą być ludzie bardzo odważni, świadomi niebezpieczeństw. Reżim autorytarny jest nieprzewidywalny.
Dziennikarstwo niezależne na Białorusi to niebezpieczne i trudne zajęcie. Myślę, że gdyby się obawiali represji, nie decydowaliby się na taki zawód. To muszą być ludzie bardzo odważni, świadomi niebezpieczeństw. Reżim autorytarny jest nieprzewidywalny.
