Kosić czy nie kosić? Z nadejściem wiosny wraca tradycyjny dylemat zarządców miejskich zieleni i właścicieli przydomowych trawników. Zwolennicy i przeciwnicy przerzucają się na argumenty: estetyczne, botaniczne, a nawet zdrowotne. Znani ekologowie stawiają jednak sprawę bardzo jasno i nie gryzą się w język. Padają mocne słowa o zabobonach i głupocie.
Reklama.
Reklama.
Choć nowoczesne podejście do zarządzania zielenią miejską zakłada tworzenie tzw. miejskich łąk, wciąż w wielu miejscach w Polsce trawniki są koszone niemal równo z ziemią najpóźniej w maju, a często nawet w kwietniu.
– Kosiarze reagują, jak widzą żółte mniszki. To działa na nich jak płachta na byka. Ale to nie jest dobre. W Polsce miasta koszone są zbyt wcześnie – mówi w rozmowie z serwisem z o2.pl prof. Łukasz Łuczaj, botanik z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Naukowiec właśnie zamieścił na swoim facebookowym zdjęcie wygolonego na krótko trawnika wraz z komentarzem: "Niestety i w tym roku Uniwersytet Rzeszowski gorliwością wyprzedza wszystkie miasta i kampus główny już wykoszony..."
Jesteś przeciw koszeniu trwa wiosną? Możesz napisać do swoich urzędników
Do posta naukowiec podlinkował gotowy wzór pisma, które każdy przeciwnik koszenia traw wczesną wiosną może wysłać do swojego urzędu miasta lub gminy, a także innych instytucji odpowiedzialnych za utrzymanie zieleni.
"Zwracam się z prośbą o ograniczenie koszenia w naszej miejscowości. Obecnie cały świat odchodzi od zbyt częstego koszenia zieleni miejskiej. Częste koszenie trawników nie ma w większości wypadków funkcji praktycznej" – można przeczytać w piśmie.
Botanik zauważa, że dzięki nieskoszonym trawnikom "nasze miasta będą pełne rodzimych pięknych kwiatów, motyli i ptaków, a także innych organizmów". Ograniczenie koszenia zwiększa też wchłanianie pyłów oraz przeciwdziała suszy.
Prof. zauważa, że współcześnie wiele nowocześnie zarządzanych miast na świecie wprowadza zasadę „no mow may” czyli „maj bez koszenia”. Jego zdaniem, z cięciem traw należałoby się powstrzymać przynajmniej do 1 czerwca.
W podobnym tonie wypowiedział się w mediach społecznościowych prof. Stanisław Czachorowski, znany ekolog z Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.
"Co trzeba mieć w głowie by kosić w połowie kwietnia. Ledwo zakwitły mniszki i stokrotki. Zabobony niczym palenie czarownic na stosie lub ludożerstwo. Powoływanie się na tradycję?" – napisał prof. Czachorowski.
Koszenie trawników wiosną: argumenty na "tak"
Wczesne koszenie traw wciąż ma jednak wielu zwolenników. Podnoszone są najróżniejsze argumenty. Najbardziej powszechny dotyczy oczywiści kwestii estetycznych: bo tak jest ładniej. Ale są też inne.
Pod wpisem prof. Łuczaja, jeden z użytkowników FB skomentował: "Czy zwolennicy kwietnych łąk w miastach pomyśleli o tym, że do tych kwiatów przylatują pszczoły, które zbierają z tych terenów zasyfiony pożytek? Potem ktoś będzie dystrybuował taki zadżumiony miodek jako cymes, a ktoś inny będzie nieświadomie go spożywał. Czy to jest dobre?"
Mówi się także o innych korzyściach koszenia, takich jak powstrzymywanie rozwoju chwastów, czy eliminacja nadmiaru pylących traw, stanowiących duże zagrożenie dla alergików w sezonie wiosenno-letnim.
Dla wielu osób koronnym argumentem są... kleszcze, które faktycznie bytują na terenach zielonych, zaś po ukąszeniu człowieka przenoszą groźną boreliozę, której konsekwencją może być nawet zapalenie mózgu.
Cytowany przez o2 prof. Stanisław Czachorowski uważa jednak, że argumenty te nie są zasadne.
– Ani kleszcze, ani alergie, nie mają tu nic do rzeczy. Trzeba zmieniać estetykę i przyzwyczajenia. Dobra zieleń niska, to nie tylko koszenie lub brak koszenia. Potrzeba cały czas mądrej pielęgnacji, np. przez dosiewanie różnych gatunków. Koszenie o tej porze roku to głupota – uważa prof. Czachorowski