Kultowe Ferrari F40 rozbite na ścianie tunelu. Naprawa może kosztować krocie
Redakcja naTemat.pl
24 kwietnia 2024, 05:42·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 24 kwietnia 2024, 05:42
Fanów motoryzacji w ostatnich dniach zelektryzował wypadek, który miał miejsce w Niemczech. W wyniku tego zdarzenia zniszczeniu uległo kultowe Ferrari F40. Na szczęście – najpewniej uda się je naprawić, ale to będzie sporo kosztować.
Reklama.
Reklama.
Kultowe Ferrari F40 roztrzaskało się w tunelu w Niemczech
Z informacji lokalnych mediów wynika, że do wypadku doszło 21 kwietnia na autostradzie w pobliżu Stuttgartu w Niemczech. Przyczyny nadal ustala policja, a media tymczasem spekulują, że mogła to być jedna z dwóch rzeczy – nadmierna prędkość lub problem techniczny, w wyniku którego kierowca stracił kontrolę nad autem. Według mediów mówimy o 24-latku.
Zdjęcia ze zdarzenia pojawiły się m.in. na stronie ksimages.de i zostały udostępnione przez supercar.fails. Widać na nich rozległe uszkodzenia klastycznego Ferrari F40 – zerwana została m.in. maska samochodu, po tym jak uderzył on w ściany tunelu.
Maska, zderzak i inne elementy Ferrari F40 zostały rozrzucone kilka metrów wokół miejsca kolizji. Eksperci motoryzacji uważają, że wygląda na to, że przednie zawieszenie i hamulce także ucierpiały. Jest jednak też dobra wiadomość – samochód nie jest aż tak zniszczony, aby nie dało się go uratować. To będzie jednak zapewne słono kosztować.
W Warszawie ostatnio spłonął elektryk Lucid Air
Może nie tak kultowe i zabytkowe, ale z pewnością drogie auto zostało też zniszczone ostatnio w Warszawie. Do groźnie wyglądającego wypadku doszło w piątek 19 kwietnia rano u zbiegu alei Niepodległości i ulicy Madalińskiego na warszawskim Mokotowie. Kierowca luksusowego elektrycznego auta marki Lucid Air stracił panowanie nad pojazdem i uderzył w stojący na wysepce słup oświetleniowy.
Auto natychmiast zapaliło się. Choć na miejsce zdarzenia błyskawicznie przybyli strażacy, z pojazdu niewiele zostało – spłonął doszczętnie. Po dogaszeniu płomieni strażacy musieli jeszcze chłodzić wrak, po to by nie doszło do ponownego zapłonu baterii.
Kierowca elektryka, który został ranny w wypadku, trafił pod opiekę ratowników. Jego urazy nie okazały się groźne. Oprócz niego nikt inny nie ucierpiał.
Z relacji służb wynika, że do zdarzenia mógł się przyczynić inny pojazd. – Kierujący pojazdem elektrycznym prawdopodobnie chciał uniknąć kolizji, bo zajechano mu drogę – powiedział wówczas st. post. Rafał Wieczorek z Komendy Stołecznej Policji w rozmowie z polsatnews.pl.