Kiedy deweloper pochwalił się zdjęciem tego osiedla, w sieci wybuchła dyskusja. Ludzie zastanawiali się, jak można żyć w takim mrowisku. Z góry wygląda to tak, jakby ustawione ciasno domki wyskoczyły z kserokopiarki. Pojechałem pod Warszawę, żeby zobaczyć to dzieło na żywo. I nie spodziewałem się tego, co usłyszę od mieszkańców.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Z Dworca Centralnego w Warszawie to niecałe 25 km. Samochodem da się tam dojechać nawet w 30 minut. Komunikacją miejską zdecydowanie dłużej, ale prawda jest taka, że to rzut kamieniem od stolicy. Trochę przez przypadek osiedle Villa Campina rozpaliło dyskusję wśród Polaków.
Jedni pisali o patodeweloperce, inni ostrzegali, że... tak wygląda piekło. To reakcje na fotografię J.W. Construction, na której pokazano osiedle z góry. Podobnych komentarzy było więcej. Ludzie pisali, że to "nowa rekonstrukcja Biskupina", "chów klatkowy" albo "ogródki jak spacerniak w więzieniu". W skrócie: na Facebooku mocno się zagotowało.
Gęsta, identyczna zabudowa podzieliła internautów. Niektórzy zwracali też uwagę, że nie ma co krytykować, bo dzisiaj tak się przecież buduje, a jako przykład, podawali angielski styl.
Pojechaliśmy tam, żeby zobaczyć na własne oczy, o co tyle hałasu. Pierwsze wrażenie? Osiedle jest strzeżone, a kiedy dojeżdża się do niego autem, już z drogi widać wielką bramę. Internauci podśmiewali się, że przypomina łuk triumfalny i szczerze mówiąc, to razi w oczy. Wielki pomnik z emblematami firmy nie może być estetycznym projektem. Do tego szlaban, budka strażnika... wyszedł z tego przerysowany osiedlowy checkpoint.
– Zrobiło się zamieszanie. Tak naprawdę sami nie wiemy z jakiego powodu – mówi mi mężczyzna, którego zaczepiłem przy jednym z pierwszych domów. To ta część osiedla, która nawet z góry nie wyglądała na wyjętą z kserokopiarki.
Żeby zobaczyć mniej więcej to, co na słynnym zdjęciu z internetu, trzeba zapuścić się dalej. Uwagę zwracają przede wszystkim nazwy ulic – Chabrowa, Begonii, Storczykowa. Całkiem trafny motyw, bo przy starszych domach mieszkańcy bardzo dbają o otoczenie. Działki są małe, ale najczęściej dopieszczone i kolorowe. Przy nowszych budynkach widać, że właściciele starają się je ogarniać i pracują nad ogródkami.
– Głośno o was ostatnio – mówię do kolejnego pana, który akurat majsterkował przy ogrodzeniu, obok jednego z tych "identycznych" domów. – Wpadło jedno zdjęcie, ale proszę spojrzeć. Czy to tak źle wygląda? – odpowiada. – Jaki jest problem w tym, że domy są takie same albo że stoją obok siebie? Ja naprawdę nie boję się, że przez pomyłkę wjadę do garażu sąsiada – żartuje.
O taką wtopę pewnie byłoby łatwo, gdyby patrzeć tylko z góry. Z perspektywy spacerującego mieszkańca czy przypadkowej osoby, wygląda to nieco inaczej. Zapuszczałem się dalej uliczkami i zdawałem sobie sprawę, że ta cała burza w sieci nie miała sensu. Takie same lub podobne osiedla widziałem choćby pod Krakowem, gdzie wyrastają jak grzyby po deszczu. Gdyby zrobić im zdjęcia z drona, efekt byłby podobny, jak w przypadku Villa Campina.
– Cieszymy się z tego zamieszania. Ludzie mogli zobaczyć, że takie osiedle istnieje, a przez to jeszcze bardziej zwiększyło się zainteresowanie – podkreśla Bożena Rafalska z biura sprzedaży, które znajduje się zaraz przy głównej bramie. – Przekrój jest różny. Mieszkają u nas rodziny z dziećmi. A wciąż trwają następne, już końcowe etapy budowy – dodaje.
No dobrze, ale o jakich domach w ogóle mówimy? Nie jest tak, że ludzie mieszkają dosłownie ściana w ścianę, bo budynki oddzielone są od siebie garażami. Teoretycznie nie trzeba się martwić więc hałasami u sąsiadów. Deweloper chwali się też rozwiązaniami "eko". Fotowoltaika, ogrzewanie podłogowe, pompy ciepła – na to mogą liczyć nabywcy. Brakuje tylko trochę zieleni, bo przy ulicy aż prosi się o kilka drzew, ale nawet nie byłoby gdzie ich posadzić. Taki urok szeregowej zabudowy, że jednak czuć "betonozę".
– Warto się tu za czymś rozejrzeć? – dopytuję kolejną spotkaną osobę, tym razem mieszkańca "zwykłych" bloków, które też tam można znaleźć. To w ogóle pierwotny plan, bo osiedle miało być blokowiskiem. Projekt się jednak nie przyjął i stanęło na zabudowie szeregowej. Z ogródkami, czyli takim wymarzonym kawałkiem własnej przestrzeni.
– Wie pan, ja wybrałem Ożarów, bo chciałem mieć blisko do autostrady. Nie zależało mi tak bardzo na mieszkaniu w Warszawie. Tu jest cisza i spokój, obok mamy park. Nie ma żadnego menelstwa i nie boję się, jak moje dziecko pójdzie tu na spacer. Jest już nowa szkoła, tu niedaleko sklep. Nie jest tak, że po wszystko musimy daleko dojeżdżać – opowiada mężczyzna z bloku.
W "mrowisku" też jednak nie jest idealnie, bo mieszkańcy trochę ponarzekali. – Widzi pan ten zapadnięty chodnik? Zniszczona kostka – pokazuje mi mężczyzna prawie na samym końcu osiedla, obok szeregowych domów. – Jeżdżą tędy na budowę. Słabo to wygląda, a obok jeszcze zbiera się piasek. To powinno być posprzątane, bo przecież też płacimy za utrzymanie – tłumaczy. Rzeczywiście, wyglądało słabo. Później dopytałem w biurze i usłyszałem, że ma to być naprawione.
Druga sprawa to czynsz. – Mam mieszkanie 56 m2, płacę 650 zł, a wcześniej było 450 zł. To sporo – wylicza mój rozmówca.
Poszedłem jeszcze raz w stronę szeregowców, żeby podpytać o codziennie życie na osiedlu. Patrząc na mapę, wydaje się, że Villa Campina leży w szczerym polu. – Bez samochodu raczej nikt się nie zdecyduje tu mieszkać. Chociaż autobus mamy, jeździ co godzinę. Z Uberem czasami jest problem, bo jak widzą przejazd z Warszawy do nas, czasami odrzucają. Ale za drugim czy trzecim razem zwykle się udaje – przekonuje kolejny mieszkaniec.
I podkreśla: – Jeśli ktoś jest imprezowiczem, który prowadzi nocne życie, to nie jest miejsce dla niego. Wtedy trzeba wybrać Warszawę. U nas jest spokojnie, tu nawet rano czy wieczorem nie widać dużego ruchu.
Kolejna kwestia to ceny, na które zwrócił uwagę mój rozmówca z bloku. – Przecież wie pan, ile płaci się za metr w stolicy – stwierdza w sprawie kosztów. Wiadomo, przez ceny nie tylko w Warszawie, ale ogólnie w największych miastach w Polsce można złapać się za głowę.
Zapytaliśmy w biurze sprzedaży, jak wyglądają ceny domów w Villa Campina. Dla przykładu taki o powierzchni nieco ponad 120 m2 z garażem na działce 300 m2 to wydatek rzędu 1 180 000 zł. Coś większego – niecałe 140 m2 z garażem na działce 335 m2. Koszt? 1 248 000 zł.
Awantura w internecie nijak ma się do atmosfery na osiedlu. Nie byłem tam co prawda w godzinach szczytu, ale zwróciłem uwagę na ciszę i spokój. Villa Campina cały czas się rozbudowuje, więc czasami da się usłyszeć hałas. Domków, które tak bardzo przykuły uwagę na zdjęciu, jest około 100. Na całym osiedlu mamy ich około 260.
– No tak, zrobili zdjęcie z góry, ale co to za sensacja? Przecież to zwykła szeregowa zabudowa. W ogóle nie rozumiem tych komentarzy, chociaż tam zdania były podzielone. A zainteresowanie osiedlem od początku było duże – zaznacza mi rozmowie jeden z mieszkańców.
Zwiedziłem osiedle i przekonałem się, że jednym zdjęciem wszyscy... daliśmy się zmanipulować. Jeśli nawet z góry ktoś zobaczył "mrowisko" domków, to wrażenie na miejscu jest zupełnie inne. Sam nie mógłbym tam zamieszkać, bo za bardzo poczułem się mieszczuchem, ale wiele osób miało prawo się skusić, choćby na ten kawałek własnego ogrodu. A Wy moglibyście mieszkać w takim miejscu?